30.12.2012

Świąteczna notka część II.

Witajcie! Nareszcie laptop działa prawidłowo! Co do pytania, kiedy to się dzieje - to zależy od Was. Może to być za pięć lat, osiem, nawet i teraz. Do poprzedniej dedykacji dołączam Dżerr. Miłego czytania ;)



- Synu, usiądź. Chcemy porozmawiać.
Zrobiłem parę głębokich wdechów i usiadłem.
- Czy coś się stało?
- Perseuszu, chcę ci powiedzieć, że wiem o Twoim zamiarze. Widzę, że zależy ci na mojej córce. Nie byłabym dobrą matką ani boginią mądrości, gdybym nie powiedziała ci tego: Perseuszu Jacksonie, masz moje pozwolenie.
No dobra, teraz to zdębiałem. Od kilku tygodni przygotowywałem tę rozmowę. Szykowałem argumenty, aby dostać pozwolenie od Ateny. A tu bez niczego, bez "rozmowy kwalifikacyjnej" dostałem.
- O tym, że moje pozwolenie oczywiście masz od samego początku, nie muszę przypominać?
- Czy to znaczy, że... - chciałem się upewnić.
- Tak. A teraz lepiej idź – Atena posłała mi uśmiech, ale nie drwiący. Uśmiech, mówiący "życzę powodzenia, które tym razem nie będzie potrzebne". Posejdon zrobił to samo.
- Dziękuję – i wyszedłem.
Zacząłem szukać Annabeth po całym mieszkaniu. W końcu znalazłem ją w moim pokoju. Patrzyła przez okno, więc stała do mnie tyłem. Delikatnie objąłem ją w pasie i złożyłem pocałunek na jej szyi. Chyba zamruczała. Chwilę staliśmy w ciszy.
- Piękny dzień.
- Jak zawsze, gdy jesteś obok mnie. Annabeth, mam coś dla Ciebie.
Odwróciła się. Teraz stała przodem do mnie a ręce opierała o parapet za sobą. Włożyłem rękę do kieszeni marynarki i wyciągnąłem pakunek, który jej wręczyłem.
- Otwórz – zachęciłem.
Nie musiałem tego dwa razy powtarzać. Odwiązała prezent i zaniemówiła. Była to broszka w kształcie sowy.
- Percy, to jest – nie dokończyła. Wzruszyła się. Delikatnie wziąłem prezent i zapiąłem do jej sukienki.
- Jest piękna, naprawdę. Dziękuję.
- Nie ma – nie dokończyłem. Pocałowała mnie najpierw delikatnie. Przyciągnąłem ją tak blisko, jak tylko potrafiłem. Poczułem, jak kładzie dłonie na moich barkach. Teraz to ja zacząłem ją coraz mocniej całować. Zachęcał mnie do tego zapach jej perfum i truskawkowy smak jej ust. Po kilku minutach odsuwamy się od siebie. Opieram swoje czoło o jej i kołyszemy się w wolnym tempie. Uśmiecha się do mnie a ja odwzajemniam to. Patrząc na nią przypominam sobie o rozmowie z Posejdonem i Ateną.
- Idziemy się przejść? - pytam.
- Z Tobą nawet na koniec świata. Daj mi chwilkę
Wypuściłem niechętnie panią mojego serca z objęć. Gdy wyszła z pokoju, włożyłem rękę do kieszeni spodni. Musiałem się upewnić, że TO tam jest. Uśmiechnąłem się. Ostatnio robię to bardzo często. Ale nic to. Wyszedłem z pokoju. Annabeth była już gotowa. Ubrałem czarny płaszcz i kozaki. Poszedłem jeszcze do salonu:
- Idziemy z Annabeth na spacer.
- Powodzenia – odpowiedzieli wszyscy.
- Idziemy? - zapytałem Ann.
- Oczywiście.
I wyszliśmy trzymając się za ręce. Szliśmy bardzo powoli. Kierowaliśmy się do Central Parku a dokładniej to chciałem pójść nad Harlem Meer. Zakochałem się w tym miejscu od pierwszego wejrzenia. Będąc tam pierwszy raz już wiedziałem, że to miejsce odegra ważną rolę. Teraz prowadziłem nad jezioro moją dziewczynę. Wiedziałem, że Annabeth tam jeszcze nie była. Miałem nadzieję, że jej się spodoba, szczególnie teraz, gdy widok jest nie z tej ziemi. Po drodze spotkaliśmy bawiące się dzieci i wnuki moich sąsiadów.
- Patrzcie! To Pan Percy!
- Idzie ze swoją żoną! - zaśmialiśmy się na te słowa.
- Annabeth, od kiedy jesteś moją żoną?
- A byłam w ogóle kiedyś Twoją narzeczoną?
Będziesz już za niedługo - pomyślałem
- Chyba musiałem być bardzo wstawiony, bo nie pamiętam ani zaręczyn, ani ślubu, ani nocy poślubnej. A to ostatnie chyba powinnam pamiętać?
Zaśmiała się.
- Ja również musiałam być bardzo "zmęczona", bo też nic nie pamiętam.
Chciałem coś powiedzieć, ale dostałem śnieżką w głowę. Annabeth zaczęła się śmiać, ale po chwili również dostała kulką śniegu. Teraz ja zacząłem się śmiać.
- Trzy, dwa, jeden.... ATAK! - usłyszeliśmy, po czym dostaliśmy całą masą śnieżek. Zaczęliśmy uciekać, jednak nie za szybko. Co jakiś czas oberwałem śnieżką. Wreszcie dotarliśmy nad jezioro. Stanęliśmy pod ośnieżonym drzewem.
- Pięknie tu.
- Wiem, dlatego Cię tu przyprowadziłem. Ślicznie ci z tym śniegiem we włosach.
- CO? Jeszcze go mam? - zaczęła wyciągać, a raczej próbowała wyciągać resztki śniegu z włosów. Zaśmiałem się i pomogłem jej. Objąłem ją. Staliśmy w ciszy, patrząc sobie w oczy.
- O czym teraz myślisz?
- O twoich oczach, w których mogłabym utonąć. A ty?
- Zastanawiam się, co taka piękna kobieta we mnie widzi.
- Przystojnego mężczyznę, za którym poszłaby nawet do Hadesu.
- Jak Orfeusz?
- Jak Orfeusz.
Dobra, Percy. Wdech, wydech, wdech, wydech. Chyba już czas. Przenoszę ręce z jej tali. Jedną wkładam do kieszeni w spodniach, a drugą trzymam jej dłoń.
- Annabeth - zaczynam.
- Tak?
- Mam taką ważną sprawę.
- Słucham.
- Od wielu lat jesteś moją dziewczyną i uważam, że nadszedł czas, aby to zmienić.
- Ale jak zmienić? - pyta ze strachem.
- Nie chcę, byś była już moją dziewczyną - widzę strach w jej oczach. Szybko uklęknąłem na jedno kolano - ale pragnę, byś została kimś więcej. Annabeth Chase, najpiękniejsza kobieto na całej Ziemi, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną? - wyciągam pierścionek z kieszeni spodni i trzymam przy jej serdecznym palcu.
Przez jej twarz przepływa wiele uczuć. Najpierw strach, później niedowierzanie i radość, która miesza się ze łzami. Bałem się, że powie "nie".
- Percy, ja..... A co na to powie moja matka?
- Dała mi pozwolenie.
- W takim razie nie mogę powiedzieć "nie".
- Czyli? - chcę się upewnić, że dobrze zrozumiałem.
- Perseuszu Jacksonie. Oczywiście, że chcę zostać twoją żoną.
Uśmiechnęła się. Włożyłem pierścionek na jej palec, po czym wstałem. Annabeth nie marnując czasu zaczęła mnie całować. Całowaliśmy się już dzisiaj wiele razy, ale ten był inny. Tak jakby... włożyła w niego wszystkie uczucia. Oparłem ją o pień drzewa. Kiedy się niechętnie od siebie odsunęliśmy zauważyłem, że słońce już zaszło.
- Wracamy?
- Wracamy.
I poszliśmy w kierunku Upper East Side. Cały czas trzymaliśmy się za ręce. W mieszkaniu usłyszałem znajome słowa z filmu "Kevin sam w domu". Ściągnęliśmy płaszcze i skierowaliśmy się do salonu. Ledwie weszliśmy, a już zostaliśmy "zaatakowani".
- Gratuluję, Annabeth. - powiedziały razem Silena i Thalia.
- Ale czego?
- No jak to czego. Zaręczyn – dopowiedział Charles.
- Jupi! Będę miała ciocie, będę miała ciocię – zaczęła wołać Allie.
- Percy, czy... - pytanie mojej narzeczonej (ach, jak to pięknie brzmi ) zostało zagłuszone przez jedno słowo, które wołali wszyscy w salonie:
- Gorzko, gorzko......
No dobra. Całowałem Annabeth wiele razy, ale nigdy przy tylu ludziach. Mimo, że była to moja rodzina to byłem trochę skrępowany. Po wyrazie twarzy córki Ateny wywnioskowałem, że czuje to samo. Nim zdążyłem pomyśleć, co zrobić, moje usta dotykały jej. Był to krótki pocałunek. Spojrzałem na Atenę, a ta się... uśmiechała. Chcieliśmy usiąść, ale nie było to nam jeszcze dane.
- Bis, bis, bis – krzyczeli tym razem.
Westchnąłem lekko, ale nie protestowałem. Spojrzałem w stronę Ateny, a ta gestem pokazała, że nie będzie długo czekać. Tym razem całowałem się z Ann jakieś... 10 minut. Ledwo do mnie docierało, że pozostali bili nam brawa.
- Wystarczy? - zapytałem wszystkich.
- No nie wiemy – odpowiedzieli... wiecie kto? Posejdon i Atena. Spojrzałem na nich zdziwiony i to bardzo. Po ojcu mogłem się spodziewać tego zdania, ale po Atenie? Nigdy!
- No, truskaweczki. Teraz kolej na Was – powiedziała z uśmieszkiem córka Zeusa.
- Ale na co? - zapytaliśmy jednocześnie.
Thalia nic nie odpowiedziała. Spojrzała najpierw na Beckendorfów (zapomniałem powiedzieć, że są małżeństwem od trzech lat), później na Allie a na końcu na nas.
- Jeśli tak kochasz dzieci, to trzeba było znaleźć sobie faceta i poprosić go o ... - Ann przerwała widząc jej wzrok mówiący "jeszcze jedno słowo, a Percy zostanie przedwcześnie wdowcem". Uśmiechnąłem się i usiadłem na sofie z Annabeth na kolanach. Oglądaliśmy wiele filmów. Przyznam się, że trudno mi było skupić się na nich, gdy przy mnie siedziała Ann. Od oglądania filmów wolałem bawić się jej włosami a szczególnie pasemkiem, który był pamiątką po trzymaniu nieboskłonu.
- No, trzeba się zbierać. Nie będziemy przeszkadzać państwu. Annabeth, ubieraj się. Odeślę cię do domu.
- Mamo, muszę?
- Ta..
- Ja nie widzę problemu, żeby została. W moim pokoju jest dużo miejsca – powiedziałem nie za głośno, przerywając Atenie. Ledwo skończyłem to zdanie, a wszyscy się na mnie dziwnie popatrzyli. Dopiero po trzech sekundach zrozumiałem, że zabrzmiało to trochę dziwnie. Natychmiast podniosłem ręce do góry i spoglądając na Atenę powiedziałem:
- Oczywiście nie dotknę Annabeth tam, gdzie nie powinienem – sprostowałem. Posejdon patrzył na mnie z podniesioną brwią i uśmiechem, który mówił "już ci uwierzę. Ja tam wiem, co byś chciał".
- No dobrze. Annabeth, możesz zostać. Ale jeżeli Percy nie będzie trzymał rąk z dala od Ciebie, to nie licz na szczęśliwy koniec.
- Nawet przytulać nie mogę? - zapytałem.
- Możesz. Dobrze wiesz, co mam na myśli.
Zaśmiałem się. Pożegnaliśmy wszystkich, po czym poszliśmy do mojego pokoju.
- Chcesz jakąś bluzę? - zaproponowałem.
- Nie, dzięki. Poradzę sobie. Rozepnij mi, proszę, zamek z tyłu.
- Z wielką chęcią.
Po chwili Ann leżała już w łóżku w samej bieliźnie.
- Długo mam na Ciebie czekać, Percy?
- Tak śpisz? - zapytałem, jednocześnie ściągając garnitur.
- A co? Nie podoba ci się?
- Podoba, tylko mamy mały problem.
Uniosła brwi w pytaniu "a jakiż to problem jest". Uśmiechnąłem się.
- Teraz trudno mi będzie trzymać ręce z dala od Ciebie.
- Poradzimy sobie. A teraz wskakuj tu – pokazała miejsce obok siebie.
- Już, znajdę tylko jakieś spo... - nagle poczułem, że coś (albo raczej ktoś) ciągnie mnie z tyłu. Upadłem na łóżko i nim zdążyłem wstać, Ann przytuliła się do mnie. Objąłem ją w pasie i pocałowałem w czoło.
- Wiesz, że dałaś mi najwspanialszy prezent?
- Ja Tobie? Raczej odwrotnie.
Zaśmiałem się. Pocałowała mnie przelotnie w usta, po czym wtuliła się w mój tors.
- Dobranoc, glonomóźdźku.
- Dobranoc, mądralińska.
Zasnąłem.

* * *

Stałem na werandzie jakiegoś domku. Nie wiedziałem, gdzie jestem. Nigdy nie widziałem tego miejsca. Po chwili tyłem na podjazd wjeżdża czarne volvo S80 drugiej generacji. Drzwi się otwierają i wychodzi mężczyzna. Dobrze zbudowany, wysoki o czarnych włosach. Odwraca się. Na bogów! Przecież to ja! Osłupiałem. Tymczasem ja przebiegł przeze mnie i pomyślał "mam nadzieję, że nie będzie zła". Trochę to dziwne. Byłem jako obserwator a jednocześnie słyszałem myśli mnie ze snu. Myślę, że najlepiej będzie, jeśli będę opowiadał jako "ja" ze snu. Tak więc wbiegłem na werandę i otworzyłem drzwi. Byłem zdziwiony, że nie zamknęła drzwi. Wszedłem.
- Już jestem! - zawołałem, ale nikt mi nie odpowiedział. Ściągnąłem płaszcz i zostałem w niebieskim swetrze. Przeszedłem do kuchni. Tam na stoliku leżała karteczka z wiadomością:
"Jesteśmy w ogrodzie"
Uśmiechnąłem się. Szybko przybiegłem na dwór. Zauważyłem pod drzewem moją kochaną Annabeth. Zacząłem się skradać. Objąłem ją w pasie i chciałem pocałować, ale ta odwróciła się tak szybko, że zamiast trafić w usta, dałem jej całusa w policzek (od autorki – niebieskie napisy to wtrącenia Percy'ego tego żywego, czyli nie ze snu). Stałem za nimi zdziwiony. Jeśli Annabeth mogła się zmienić, to tylko w jednym kierunku. Jednym słowem – wypiękniała. Miała na sobie niebieskie spodnie, różową kurtkę i czerwony szalik.
- Hej. Od kiedy tak się witamy?
- Na całusa trzeba sobie zasłużyć.
- A mogę teraz dostać?
- Nie. - zaśmiała się.
Chciałem odpowiedzieć, ale usłyszałem milutki głosik.
- Tatuś! Tatuś!
Odwróciłem się. Biegła do mnie dwu, może trzyletnia dziewczynka o blond włosach i zielonych oczach.
- Cześć Darcy. - kucnąłem przed nią.
- Podoba ci sie balwaniek, któlego ulepilam lazem z mamusią?
Spojrzałem na niego. Na pierwszy rzut oka można było zauważyć, że jego proporcje są idealne. No tak! W końcu to dzieło córki Ateny i wnuczki bogini.
- Jest piękny.
- A chceś ziobacić hipokampa ze śniegu?
Zaśmiałem się. Pocałowałem ją w czoło.
- Z chęcią zobaczę.
I pobiegła. Stanąłem obok Annabeth. Złapałem jej dłoń.
- Widać, że to twoja córka.
- A po czym to widać?
- Kocha przebywać przy wodzie i kocha śnieg. Jakbyś widział, jakie morskie stworzenia lepiła. Od razu potrafiła je nazwać! Bez mojej pomocy!
- Przecież to też twoja córka.
Uśmiechnęła się.
- Percy.
- Tak?
- Dlaczego tak późno wróciłeś z pracy?
Spojrzałem na nią. Wiedziałem, o czym myślała. Objąłem ją w pasie.
- Rozmawiałem z szefem.
- W jakim celu?
- Musiałem wypisać papiery dotyczące urlopu. Dał mi wolne do połowy stycznia. Na dodatek skrócił mi czas pracy o godzinę. Powiedziałem, że nie chcę przegapić, jak moja córka dorasta. Zrozumiał mnie. Też kiedyś miał prawie trzyletnie dziecko.
Pocałowała mnie w usta. Spojrzałem na nią zdziwiony.
- Teraz zasłużyłeś na całusa – uśmiechnęła się i znów jej usta dotknęły moich. Całowalibyśmy się długo, gdybyśmy nie dostali śnieżkami. Odsunęliśmy się od siebie.
- Ej, a to za co?
- Za żywota – usłyszałem głos należący do Posejdona.
Odwróciłem się. Obok hipokampa, kilka metrów przed nami stała Darcy razem z Ateną i Posejdonem. Uśmiechnąłem się.
- Witajcie. Zapraszam do domu.
Weszliśmy wszyscy do salonu.
- Napijecie się czegoś? Herbaty, kawy, grzańca.
- Ja poproszę grzańca.
- Ja również. Hm, Percy, może lepiej nie dawaj swojemu ojcu nic alkoholowego.
- A to dlaczego? - zapytała Annabeth.
- Pamiętasz wasze wesele? - Wesele? Czyli Annabeth to moja żona? Jesteśmy małżeństwem? Ale od kiedy?
- Oczywiście, że pamiętam. To był jeden z najpiękniejszych dni.
- No więc, musiałam odprowadzić Posejdona do swojego pałacu, bo był bardzo "zmęczony". Gdy wracaliśmy, zaczął wołać do mnie "żonko moja kochana? A gdzież to nam się śpieszy? Możemy zostać tutaj. Nikt nas nie widzi" i zaczął się do mnie dobierać.
- Aha! To dlatego następnego dnia wszystko mnie bolało, a w szczególności jedno miejsce.
- Musiałam się jakoś bronić przed wstawionym bogiem mórz.
- Ale, Ateno, nie jesteś na mnie zła?
- Wtedy byłam. Teraz powracam do tego ze śmiechem. Ale nie po to tu przyszliśmy.
- Nie? A po co, jeśli można wiedzieć – zapytałem.
- Wiemy, że spędzacie ze sobą mało czasu. A z tego co wiemy, to Charles i Silena robią Sylwestra i Was zaprosili, prawda?
- No tak, ale skąd to wiecie? - zapytała Annabeth.
- Zaraz odpowiem ci na pytanie. Ale wracając do tematu. Razem z Posejdonem i resztą bogów postanowiliśmy, że zabierzemy Darcy na Olimp. Nie będzie sama. Afrodyta i Hefajstos przyprowadzą Allie i Paula. Więc jak?
Spojrzałem na Annabeth. Skinęła głową, zgadzała się.
- Darcy, chcesz iść z babcią i dziadkiem? Spotkasz Allie i Paula.
- TAK!
- No dobrze, poczekajcie. Dam wam grzańca i pójdę ubrać Darcy.
Nie czekając na odpowiedź wyszedłem. Po dwóch minutach wino było gotowe. Podałem je Atenie i Posejdonowi, po czym poszedłem z Darcy do jej pokoju.
- Moge ublać siukienke?
- Oczywiście. A jaką chcesz?
Podbiegła do szafy. Otworzyłem ją a dziewczynka dotknęła jakiegoś materiału.
- Chcie tą.
Wyciągnąłem ją. Była to niebieska sukienka z krótkim rękawem. Pomogłem ją ubrać. Założyłem jej niebieskie półbuty. Z kieszeni wyciągnąłem niebieskie kolczyki w kształcie łezki. Założyłem je mojej córeczce i zeszliśmy na dół.
Od razu pobiegła do Annabeth.
- Kochanie, jak pięknie wyglądasz. A skąd masz takie kolczyki?
- Tatuś mi dal.
- A podziękowałaś?
Podbiegła do mnie i przytuliła. Wyszeptała "dziękuję" po czym usiadła na kolanach mojego ojca.
- To co, idziemy?
- Tak, idziemy. Pa mamo, pa tato.
- Do zobaczenia.
I zniknęli. Spoglądam na Annabeth i uśmiecham się chytrze. Spogląda na mnie i całuje delikatnie.
- Percy, musimy się zbierać.
- Już?
- Tak, chciałabym się przejść do Sileny spacerkiem.
- No dobrze. Chodź.
Chciała wstać, ale byłem szybszy. Wziąłem ją na ręce i pobiegłem do sypialni. Dopiero tam ją postawiłem. Wyciągnęła z szafki bieliznę i poszła do łazienki. Spojrzałem na siebie. Hm, co by tu ubrać. Otworzyłem szafę i wyciągnąłem czarne dżinsy, granatową koszulę na guziki i marynarkę. Ściągałem sweter i koszulę, gdy usłyszałem głos Ann:
- Aż trudno uwierzyć. Minęło tyle lat, a mnie ciągle kręci twoja klata.
Zaśmiałem się. Chwilę później koszula dołączyła do swetra na łóżku. Podszedłem do niej. Stała w szarym szlafroku przodem do lustra. Objąłem ją w pasie.
- To chyba dobrze – wyszeptałem.
- Hmm. Percy, w czym mogę iść?
- Wiesz, jeśli o mnie chodzi – zacząłem bawić się paskiem z jej "ubrania" – to możesz iść ubrana jedynie w to – powiedziałem, jednocześnie ściągając z niej szlafrok. Odwróciła się do mnie przodem.
- A ja wolę to zostawić takie widoki tylko dla mojego męża.
- Mmm – zamruczałem. Pocałowałem ją w czoło. Podszedłem do szafy i wyciągnąłem z niej małą czarną. Spojrzała na mnie dziwnie.
- Percy, ale skąd ona się tu wzięła?
- Wisi tu od wczoraj.
- No to ubiorę ją. A ty idź w tym czasie wziąć prysznic.
- No dobrze.
Po kilku minutach bylem już gotowy. Ubrałem to, co przyszykowałem. Spojrzałem na Annabeth. Stała przed lustrem i robiła makijaż. Wyglądała pięknie w tej sukience, która odkrywała całe jej plecy. Wyciągnąłem z jednego pudełka broszkę w kształcie sowy i, gdy podeszła do mnie, przypiąłem ją do sukienki. Z marynarki wyciągnąłem pudełko z czarnymi kolczykami kształcie piór i założyłem je Ann. Uśmiechnęła się.
- Chodź, idziemy już.
Ubraliśmy płaszcze, buty i wyszliśmy z mieszkania. Słońce już zaszło.
- Percy, mogę cię o coś zapytać?
- Jasne.
- Czy ty mnie jeszcze kochasz?
Zdziwiło mnie to pytanie stanąłem w miejscu, złapałem dłoń Annabeth i spojrzałem jej w oczy.
- Oczywiście, że cię kocham. Daj mi na chwilę twój pierścionek. - podała mi go. Trzymałem go w taki sposób, że światło padało na wyryty napis: "now & forever" – widzisz ten napis? Będę cię kochał teraz i zawsze. - włożyłem jej go na palec.
- Wiesz, to jest ostatni Sylwester w takim składzie.
- Co masz na myśli?
- Byłam wczoraj u Ameli. Powiedziała, że jestem w drugim miesiącu ciąży.
Spojrzałem na nią. Wziąłem ją na ręce i zacząłem się z nią obracać. Postawiłem ją i wyszeptałem:
- To wspaniale. Cieszysz się?
- Oczywiście.
- Ann, dlaczego nie powiedziałaś mi tego wczoraj?
- Wróciłeś zmęczony a chciałam, żebyś się wyspał.
- Mimo to, mogłaś mi powiedzieć.
Zaśmiała się. Poszliśmy dalej. Gdy doszliśmy do mieszkania Beckendorfów, zegar wybijał godzinę 20:30.
- O! Nasze truskaweczki! Wchodźcie, Annabeth, kochana, wyglądasz kwitnąco! - zawołała Silena.
- A jak się czujesz? Siemasz Percy.
- Hejka, dziękuję Sileno.
- Cześć. Charles, ty też wiedziałeś o ciąży Ann przede mną?
- No tak się jakoś złożyło.
Weszliśmy do mieszkania. Długo, prawie do dwudziestej trzeciej rozmawialiśmy, wspominaliśmy dawne czasy i piliśmy wino. Później graliśmy w "szczerość czy odwaga". Dostałem wiele pytań i zadań tak, jak pozostali. Ostatnie pytanie zadał mi Charles.
- Percy, szczerość, czy odwaga?
- Szczerość.
- Czy jesteś zazdrosny o Annabeth?
Zaśmiałem się.
- Oczywiście, że jestem. Przecież to piękna kobieta i nie tylko ja się za nią oglądam. Jasne, że się denerwuję, gdy ktoś "przypadkiem"zerknie w jej dekolt, ale to nie powód do kłótni.
- Naprawdę, Percy, jesteś o mnie zazdrosny?
- Naprawdę.
Przytuliła mnie. Spojrzałem na zegarek – o bogowie! Już za minutę nowy rok!
- Charles, szampan jest w lodówce?
- Tak a co? - spojrzał na zegarek – O bogowie! Już po niego biegnę.
Przybiegł chyba w ciągu pięciu sekund, po czym nalał każdemu z nas. Wyszliśmy na balkon. W jednej ręce trzymałem lampkę z szampanem, a drugą obejmowałem Annabeth. Zaczęliśmy odliczać:
- Dziesięć, dziewięć, osiem...
- Kocham Cię, Annabeth – wyszeptałem, po czym pocałowałem. Było to najlepsze pożegnanie starego roku i rozpoczęcie nowego. Oderwaliśmy się od siebie dopiero po pół minucie. Złożyliśmy sobie życzenia i sącząc szampana oglądaliśmy sztuczne ognie. Przez następną godzinę tańczyliśmy do muzyki puszczanej w telewizji. Zmęczony usiadłem na sofie. Po chwili dołączyła do mnie Annabeth.
- Idziemy już? - wyszeptała uwodzicielsko. Spojrzałem na nią.
- Jeśli chcesz.
- Chcę teraz być tylko z Tobą.
- Charles, Silena, dziękujemy za zaproszenie. My już pójdziemy, do zobaczenia.
- Dzięki, że przyszliście. Na razie.
Wyszliśmy. Tym razem dotarliśmy bardzo szybko do naszego domu. Ledwo ściągnąłem płaszcz i buty a już byłem całowany. Nie wiem, jakim cudem, ale dotarliśmy do sypialni. Delikatnie położyłem Ann na łóżku, po czym kontynuowałem pocałunek. Zaczęła ściągać moje ubrania a ja odwdzięczyłem się tym samym. Mimo, że byłem to ja i Annabeth, to czułem się jak intruz, że nie powinno mnie tu być. Po chwili obraz zaczął zasłaniać się mgłą. Usłyszałem jeszcze głos jakiejś bogini:
- Taki mały prezent ode mnie dla mojego ulubionego herosa. To twoja przyszłość, Perseuszu. Nieważne, co zrobisz i tak to się stanie. - od razu poznałem ten głos. To była Afrodyta.

* * *

Otworzyłem oczy. Annabeth już nie spała, tylko spoglądała na mnie. Pocałowałem ją w policzek.
- Jak się spało?
- Przy Tobie? Cudownie. Miałem piękny sen.
- Zauważyłam. Opowiesz mi jaki?
Zaśmiałem się.
- Nie. Powiem ci w przyszłości.
- Percy, czy to wczoraj, to było naprawdę, czy mi się śniło?
- A jakbyś chciała?
- Żeby to była prawda.
- Podaj mi swoją prawą dłoń. - podała. Ściągnąłem pierścionek i pokazałem jej. - I jak? Teraz już wiesz?
- Oczywiście. Dziękuję ci. - pocałowała mnie namiętnie, a ja oddałem jej, wkładając w pocałunek wszystkie moje uczucia.

* * *

Kilka lat później prezent się spełnił (czy tylko mi się wydaje, że to trochę dziwnie brzmi?). W lutym minęła rocznica zawarcia naszego małżeństwa. Mamy małą córeczkę, Darcy. Po drodze zostałem bratem i wujkiem dwa razy - Silena urodziła syna, a Kaliana córeczkę. Tyson chyba również zostanie ojcem, ale nie jestem tego pewien na 100%. A co robię teraz? Jest lipiec. Od jakichś dziesięciu minut siedzę z dziewczynką na kolanach przed salą porodową. Moja żona męczy się za drzwiami.
- Tatusiu? Nie jeśteś poddenelwowany?
- Ja? Nie. Byłem nerwowy, gdy mama rodziła Ciebie. Teraz już nie.
Wyszła pielęgniarka. Powiedziała, że możemy wejść do Annabeth. Podziękowałem jej i weszliśmy.
- I jak się czuje moja dzielna żona?
- Świetnie.
Właśnie weszła pielęgniarka z dzieckiem w rękach. Podała go Annabeth. Był to chłopczyk. Usiadłem obok mojej żony i patrzyłem na syna.
- Supel! Mam blaciska!
- Gratulujemy Wam. Ateno! Właśnie zostaliśmy po raz drugi dziadkami!
- Ach, jak pięknie. Zawsze o tym marzyłam.
Uśmiechnęła się do nas, a my odwzajemniliśmy uśmiech. Pocałowałem Ann w czoło i wyszeptałem:
- Śliczny. Teraz to będzie twoja mała kopia.
Zaśmiała się.
- A jak dacie mu na imię? - zapytała Atena.
Spojrzałem na Annabeth. Nie miałem pojęcia.
- Luke? - powiedziała nieśmiało Darcy.
Wszyscy spojrzeliśmy na nią. Luke. Osoba, która zrobiła wiele złego. Ale uśmiechnąłem się.
- Niech będzie Luke.
- Percy, jesteś pewien? - spytali wszyscy.
- Tak. Przyszedł czas, by to imię nie sprawiało nam więcej bólu. Teraz, gdy będę myślał "Luke", to będę myślał o moi synu.
- Tak więc niech będzie. Czyli masz dzieci, które nazywają się Luke...
- Michael – powiedziała Annabeth.
- Luke Michael Jackson oraz Darcy Rachel Jackson.
- Dokładnie. - przytuliłem Ann, Luka i Darcy – nareszcie jesteśmy pełną rodziną.



To na tyle. I jak. Spodziewaliście się czegoś takiego? Widzieliście? Osiem stron Worda. Właśnie ustanowiłam swój rekord!
Pozdrawiam.
Wasza Rasmuska.
Ps.:
Macie jeszcze:
1. Pierścionek.
2. Obrazek, który narysowała moja koleżanka.
3. Broszkę.




26.12.2012

Przeprosiny.

Kochani! Wiem, że miałam wstawić notkę dzisiaj, ale nie dam rady. Wszystko przez laptopa  - zacina mi się w połowie notki. A z pół strony Worda raczej Wam nie wystarczy. Czasem zawiesza się i wyłącza. Nie mam już sił dzisiaj na niego. Obiecuję, że NN pojawi się do końca tygodnia. Za to będzie dłuższa, niż pierwotnie zamierzałam.
Przepraszam i mam nadzieję, że zrozumiecie.
Pozdrawiam.
Wasza Rasmuska ;D

24.12.2012

5. "Bez zastanowienia stanąłem w jej obronie."

 
Ach wiem, że droga z Nowego Jorku do San Francisco trwa (przy dobrych warunkach) niecałe dwie doby, ale troszkę ten czas skrócimy. Pokonanie odległości, która oddziela naszych bohaterów zajmie nie 47 godzin, ale troszkę ponad...godzinkę. To chyba tyle spraw organizacyjnych. Notkę dedykuję...Pollali.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Jeszcze tylko 5 minut. Te nieszczęsne pięć minut i weekend. Nareszcie! Teraz zostało tylko wytrzymać te ostatnie chwile przedsiębiorczości i wolność! Z jednej strony cieszę się, że już dziś piątek, ale z drugiej... nie jest mi wcale do śmiechu. Dzisiaj Charles, Silena i Grover jadą do Annabeth na urodziny. A ja? Będę siedział tu – w Nowym Jorku i oglądał Modę Na Sukces. Patrzę się tępo na tablicę i rozmyślam. Nagle rozchodzi się zbawczy dźwięk, który kochają wszyscy uczniowie (a zwłaszcza ci z ADHD) w piątek – dzwonek oznajmiający koniec. Razem z Amelią, Iwoną i Harrym wybiegamy ze szkoły krzycząc: "Chcemy być sobą, chcemy być sobą jeszcze! Chcemy być sobą, chcemy być sobą wreszcie!" (taki nasz okrzyk na koniec tygodnia.)
- Nareszcie! Upragnione wolne! Czujecie to?
- Ja to czuję od... greckiego. Nie musisz mi o tym przypominać, Iwonciu.
- Wybacz, Harry. Musiałam to powiedzieć. Nie wiem dlaczego, ale musiałam.
- Rozumiemy.
Kątem oka zobaczyłem, że Amelia spogląda na zegarek a po chwili... krzyknęła.
- Amelia? Co się stało? - zapytałem.
Spojrzała z przerażeniem na Iwonę. Dobra, zaczynam się bać.
- Iwona! Musisz mi pomóc! - zapiszczała.
- Ale dlaczego?
- Za godzinę mam randkę z Jake'iem
- Ach, no tak. Trzeba Cię wyszykować. Do zobaczenia, chłopaki.
- Narka. Udanej randki.
Dziewczyny poszły w swoją stronę. Zacząłem się śmiać. Harry spojrzał na mnie jak na kosmitę. Uniósł brwi w pytaniu "O co cho?".
- Ach, te dziewczyny i ich panika, że nie zdążą na randkę.
Chwilę postaliśmy i patrzyliśmy w stronę, gdzie odeszły nasze koleżanki, po czym skierowaliśmy się w stronę Manhattanu.
- Co zamierzasz robić przez ten weekend?
- Jadę do rodziny, a ty?
- Zrobię sobie maraton filmowy – odparłem z nie skrywaną złością.
- Oo. Coś chyba nie wypaliło?
Kiwnąłem głową. Rozmawiamy dopiero od... dwóch miesięcy? Coś koło tego. Pomimo tego czujemy, jakbyśmy znali się od lat.
- Moja przyjaciółka ma dzisiaj urodziny, a ja nie mogę do niej jechać – odparłem z żalem.
Uniósł brew.
- Przyjaciółka? A jak ta "przyjaciółka" ma na imię i gdzie mieszka?
Uśmiechnąłem się i cichutko......westchnąłem? O bogowie, co się ze mną dzieje?
- Annabeth Chase. San Francisco – odparłem trochę rozmarzonym głosem?
Stanął przede mną nagle, przez co o mało na niego nie wpadłem.
- Czyżby Perseuszowi ta niewiasta się podobała?
Odwróciłem wzrok.
- Może.
- Zakochałeś się!
- Co?! - Czułem, jak zaczynam się czerwienić.
Zaczął skakać wokół mnie.
- Perseusz się zakochał! Perseusz się zakochał!
- PRZESTAŃ – robiłem się coraz bardziej czerwony.
- Percy kogoś kocha! Percy kogoś kocha!
- SKOŃCZ!
- To powiedz to!
- Co?! Co chcesz usłyszeć? Że kogoś kocham? To proszę bardzo! KOCHAM ANNABETH CHASE! Zadowolony?!
Stanął jak słup soli.
- Czy ty właśnie....
Dopiero po chwili dotarło do mnie, co powiedziałem. Przyznałem się przed samym sobą, że kocham moją przyjaciółkę. Kiwnąłem głową.
- Czy ktoś jeszcze...
- Nie. Jesteś pierwszą osobą.
- A dziewczyny?
- Póki co, nic im nie mówimy, jasne?
- Spoko.
Chciałem, aby obiecał na Styks. W ostatniej chwili wspomniałem sobie, że jest zwykłym śmiertelnikiem.
- Obiecujesz?
- Tak.
I poszliśmy dalej. Oczywiście Harry zaczął mnie wypytywać o Annabeth.
- A jaka ona jest?
- Idealna.
Zaśmiał się.
- Nie to miałem na myśli. Myślałem o charakterze.
- Miła, inteligentna, piękna, przeciwieństwo większości dziewczyn w naszej klasie. Nazywa mnie "Glonomóżdżkiem".
- Aha, doobra. A jak wygląda?
- Jest piękna. Ma długie, blond włosy i szare oczy, które czasem przybierają barwę sztormu. A jej idealna figura...
Tak się rozmarzyłem, że mało brakowało a dobiłbym do słupa.
- Hej, kolego! Wróć na ziemie!
- Wybacz, chyba się rozmarzyłem.
Zaśmiał się.
- I oto niezbity dowód zakochania.
Spojrzałem na niego krzywo i uśmiechnąłem się.
- Oczywiście. Wujek Harry ma zawsze rację.
- No ba! Trzymam kciuki za Twą miłość. Narka.
- Dzięki. Do poniedziałku!
I odszedł w swoim kierunku. Chwilkę postałem, po czym wszedłem do bloku. Ach, ten Harry, jak on mnie zna. No dobra, teraz najważniejsze pytanie – co zrobić? Przebrałem się i zacząłem smażyć sobie obiad. Nagle usłyszałem znajome słowa:
We're heading for Venus
And still we stand tall
Cause maybe they've seen us
And welcome us all yeah
With so many light years to go
And things to be found
I'm sure that we'll all miss her so.
Spojrzałem na wyświetlacz – to Beckendorf wysłał mi wiadomość. Jej treść tak mnie zszokowała, że na ziemię przyprowadził mnie...zapach spalonego mięsa. Szybko pobiegłem do kuchni. Uf. Kuchnia cała, a mięso można jeszcze zjeść. Nałożyłem sobie skutek mojego smażenia na talerz i zjadłem. Później zadzwoniłem do mamy:
- Halo?
- Cześć, mamo. Właśnie dostałem wiadomość od Charlesa. To prawda?
- Tak.
- Mamo, dzięki wielkie. Jesteś kochana.
- Nie ma za co. Uważaj na siebie!
- Oczywiście. Na razie.
Rozłączyłem się. Spojrzałem na zegarek. Ale późno! Mam jeszcze kilka minut, zanim przyjedzie Beckendorf z Groverem i Sileną. TAK! JADĘ DO ANNABETH! Ubrałem jakieś czarne dżinsy i bluzkę z napisem: "My mind is resting in the blue, My mind is resting in the sea " (moje ulubione zdania z piosenki "Blue" TheRasmus). Na nią narzuciłem jakąś kurtkę jesienną. Przejrzałem się w lustrze. No, może być. Sprawdziłem, czy mam Orkana w kieszeni, ubrałem buty i wyszedłem z bloku, wcześniej zamykając mieszkanie. Pod blokiem czekał już na mnie komitet powitalny.
- Widzę, że gotowy.
- Oczywiście. Macie prezent?
- Tak.
Wsiadłem do samochodu.
- To prowadź, Charles.
I ruszył. Zapewne chcecie wiedzieć, co takiego kupiliśmy Annabeth? Otóż książkę o architekturze. Przez całą drogę nikt się nie odezwał. Po godzinie byliśmy w San Francisco.
- Plan jest taki : wy idziecie do drzwi wejściowych, a ja drabinką.
- Dobra.
Rozstaliśmy się. Ok, czas wchodzić. Parter, pierwsze piętro, drugie... O to tutaj. Usłyszałem dzwonek. Na 100% to Silena, Charles i Grover. Po dwóch sekundach zauważyłem moją przyjaciółkę. Wyglądała pięknie. Zauważyłem, że ma kilka kolorów włosów. Oprócz naturalnego koloru miała kilka pasemek brązowych, czerwonych i czarnych (od autorki – wybrałam trzy kolory, które miały najwięcej głosów). Po cichu (co mi o dziwo wyszło) szedłem z nią. Zatrzymałem się, gdy otworzyła drzwi:
- Sto lat, sto lat, niech żyje żyje nam!
- Charles, Silena, Grover, witajcie. Nareszcie jesteście. Szkoda, że nie ma tu Percy'ego.
- Jesteś tego pewna? - odezwałem się.
Odwróciła się i przytuliła mnie.
- Och, glonomóżdżku! Nawet nie wiesz jak jestem szczęśliwa, że jesteś. Ale skąd się tu wziąłeś?
- To moja słodka tajemnica – wyszeptałem.
Zaśmiała się. Kochałem to. Weszliśmy do salonu, gdzie siedziały dwie dziewczyny. Jak się później okazało Kate i Eliza. Fajne dziewczyny.
- To co, gramy?
- Tak – odparliśmy chórem.
Więc zaczęliśmy grać. Annabeth wymyślała różne zabawy, ale najlepszą był Twister. Dlaczego? W jednej rundzie zostałem tylko ja i Annabeth. Na dodatek byliśmy bardzo blisko sieibie. Stykaliśmy się w kilku miejscach. Dużo jedliśmy, rozmawialiśmy i śpiewaliśmy. Było wspaniale. Do czasu. Około 20:00 do salonu wpadł piekielny ogar. Zaraz! Jak, na Posejdona, dostał się tu potwór! I to nie pani O'Leary!. Nie miałem czasu za znalezienie odpowiedzi. Potwór zaczął iść w kierunku Annabeth. Widziałem, że zaraz zaatakuje. Bez zastanowienia stanąłem w jej obronie. Jego pazury rozdarły mi moją kochaną bluzkę i skórę na ramieniu aż do krwi. Wyciągnąłem Orkana i po chwili z ogara nie zostało nic. To już drugi atak potworów z Hadesu. Ale jaki mają cel?
- Percy, chodź ze mną. Jesteś ranny – usłyszałem głos Annabeth.
Spojrzałem na nią. Była cała blada. Powoli wyszła z salonu, zostawiając wszystkich w osłupieniu. Dołączyłem do niej dopiero w łazience.
- Szlak, woda nie leci.
- To nic, poradzimy sobie. W końcu co to dla córki Ateny?
Uśmiechnęła się do mnie. Usiedliśmy na brzegu wanny. Annabeth zaczęła mnie opatrywać.
- Dziękuję.
- Za co?
- Za to, że przyjąłeś na siebie atak przeznaczony na mnie.
- Ty zrobiłaś dla mnie to samo podczas bitwy o Olimp. Pamiętasz? Po za tym nie ma za... Ał.
- Boli?
- Trochę zapiekło.
Oczyściła i opatrzyła moją ranę. Gdy skończyła, jej twarz była bardzo blisko mojej. Patrzyliśmy sobie w oczy.
- Annabeth...
Położyła palec na moich ustach.
- Ci... nic nie mów.
Zaczęliśmy powoli zbliżać nasze twarze. Wreszcie nasze usta się spotkały. Najpierw pocałowaliśmy się delikatnie. Potem Annabeth rozchyliła delikatnie językiem moje usta i zaczęliśmy pogłębiać nasz pocałunek. Jednak nic nie może przecież wiecznie trwać. Usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Odsunęliśmy się od siebie jak oparzeni. Uśmiechnąłem się do niej.
- Tak?
Osoba po drugiej stronie otworzyła drzwi. Była to Kate.
- Idziecie do nas?
- Już – odpowiedziała troszeczkę zła Annabeth.
Wyszliśmy z łazienki. Spojrzałem na przyjaciół. Właśnie się ubierali.
- To do zobaczenia.
Pocałowała mnie w policzek. Zarumieniłem się.
- Do lata.
Pomachałem jej i wyszliśmy. Tym razem przez całą godzinę rozmawialiśmy. A właściwie to rozmawiali. Ja myślami zostałem przy Annabeth.
- Ej Percy. Coś taki zamyślony?
- A co, nie można?
- Można. Powiedz nam, co się wydarzyło w łazience.
- A po co ci to wiedzieć, Sileno?
- Strasznie długo Was nie było.
Zaśmiałem się.
- Opatrywała mnie. Ale muszę powiedzieć jedno – to były najlepsze urodziny. A Annabeth świetnie całuje – dodałem w myślach.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Teraz przepraszam Was z całego serca, że notka tak późno. Na swoje usprawiedliwienie mam tylko to – miałam ciężki tydzień w szkole. W domu też. W końcu już mamy święta. Notki mogłam pisać tylko na kilku lekcjach. Dzięki nim nie zasnęłam w szkole. Właściwie, to mogłam umieścić ją w sobotę, ale to są moje pierwsze święta z Wami, więc chciałabym, aby były wyjątkowe. Mam dla Was taki...hmm... prezent, który będzie poniżej. Ale najpierw, życzenia.

Życzę Wam
Aby te święta były radosne, herosowe,
By żaden potwór nie zakłócił Waszego spokoju.
By przyjaźń z innymi nigdy nie zginęła.
Życzę również:
Szczęścia, spełnienia marzeń, miłości, zdrowia.
Nieśmiałym:
Odwagi i wiary w swoje umiejętności.
Zakochanym:
By Wasz obiekt westchnień odwzajemniał uczucie,
Singlom:
Byście znaleźli swoje drugie 36,6 stopni C
A jeśli już je macie
To by układało się Wam w związku.
Piszącym
By wena ich nigdy nie opuściła,
Tym, co chcą pisać, ale się boją,
By się nie bali i pokonali strach.
Fanom różnych gatunków seriali:
By było więcej seriali tego gatunku.
Fanom zespołów:
Byście spotkali swój zespół na koncercie w swoim kraju.
Fanom jakiegoś bohatera
By powstało więcej filmów/książek o nim.
Fanom aktorów
By powstały filmy, w której będzie grał/-a główną rolę.
Wszystkim życzę
Udanego Sylwestra i herosowego roku 2013.

A teraz prezent. Dedykuję go: Merr, Oli Hernik,  Pollali, Laki,  вєzιмιєииrj♥, Jerr, Szalonej, Szurniętej, LunieRain, Nieznajomej, paulincepralince (Czeko Ladzie), Smoczej_Strażniczce, Uciekinierce. Wszystkim, którzy czytają mojego bloga. Również Wam, czytającym a nie komentującym. Dziękuję Wam za tyle wejść. Jesteście (jakby to powiedzieć)...świetni, choć to słowo nie oddaje do końca mojego szczęścia.


Czas: nieokreślony,
UWAGA! Mogą znajdować się spojlery.

Siedzę na parapecie i obserwuję spadające płatki śniegu. Za chwilę ma przyjść moja dziewczyna - Annabeth, przyjaciele oraz Posejdon z Ateną. Mam taką cichą nadzieję, że mój ojciec nie pozabija się z boginią mądrości. Uśmiecham się do siebie. Tylko kilka minut dzieli mnie od spotkania z wszystkimi. Zeskoczyłem z parapetu i udałem się do kuchni.
- Mamo, pomóc ci?
- Dzięki Percy, ale już dość pomogłeś. Poza tym już wszystko gotowe. Lepiej idź przygotować się na kolację.
- Na pewno?
- Tak. Jakby co, to Paul mi pomoże.
Otworzyłem drzwi do swojego pokoju. Puściłem "Last Christmas" Whama i... wyciągnąłem z szafy garnitur. Pierwszy raz założę go dobrowolnie. Przeglądam się w lustrze. Leży idealnie. Idę do salonu. Zostało mi jeszcze kilka minut, więc przygotowałem stół. Krzesła – są, obrus – jest, talerze – są, sztućce – są, lampki – są. No to tyle. Ledwo to pomyślałem, a już usłyszałem dzwonek do drzwi. Ostatnie zerknięcie w lustro. Poprawiam marynarkę, włosy i idę otworzyć.
- Przybieżeli do Betlejem pasterze, Grając skocznie Dzieciąteczku na lirze. Chwała na wysokości, chwała na wysokości, A pokój na ziemi. - usłyszałem chórek.
- Witajcie! Wchodźcie i rozgośćcie się.
Pierwszy szedł Nico z Thalią. Po nich Silena z Charlesem i...
- Wujek Pelsi
- Witaj, Allie. Jak dobrze, że przyszłaś.
- Dla wujka ziawsie.
Dla niewtajemniczonych – Allie to dwuletnia córka Sileny i Charlesa. Często u nich bywam, więc dziewczyna nazywa mnie wujkiem.
- Dobrze Cię widzieć, Percy.
- Was również. Jak się czujesz, Sileno?
- Raz lepiej, raz gorzej.
Po nich ramię w ramię weszli... Atena z Posejdonem? Cóż, jak widać, święta zmieniają wszystkich. Ostatnia była moja kochana Annabeth. Serce zabiło mi szybciej na jej widok. Przepuściłem ja w drzwiach, po czym je zamknąłem. Odwróciłem się. Stała bokiem do mnie, ale po chwili się odwróciła. Szczęka mi opadła, gdy ściągnęła płaszcz. Miała na sobie piękną, czerwoną sukienkę do kolan z krótkim rękawem i delikatnym dekoltem. Jej idealną figurę podkreślał zapięty w tali czarny pasek. Całości dopełniał delikatny makijaż, rozpuszczone blond włosy, czarne kozaki na koturnie i czerwona torebka. Podszedłem do niej, objąłem w tali i pocałowałem. Ann zarzuciła mi ręce na szyję.
- Pięknie wyglądasz.
- Dziękuję. - zarumieniła się.
- Co ja wygaduję! Ty zawsze pięknie wyglądasz.
Uśmiechnęła się i pocałowała mnie. Stalibyśmy tak do Nowego Roku, gdyby nie zawołała nas Thalia:
- Ej, truskaweczki! Może dołączycie do nas?
- Idziemy? - spytałem się mojej dziewczyny.
- Jeśli musimy.
Zaśmiałem się. Pocałowałem ją w czoło i poprowadziłem do salonu, gdzie już wszyscy siedzieli. Dopiero teraz zauważyłem, że wszystkie dziewczyny, a właściwie kobiety miały sukienki, a płeć przeciwna garnitury. Podszedłem do wieży i włączyłem kolędy. Zanim usiadłem wziąłem z lodówki białe, półsłodkie wino i nalałem prawie każdemu po lampce. Zatrzymałem się przy Silenie.
- Mogę nalać, czy w Twoim stanie lepiej nie?
- Dzięki Percy za troskę, ale nic mi nie będzie.
Uśmiechnąłem się i nalałem do pełna.
- Zaraz, o czym ty mówisz Percy?
- Nie powiedzieliście Annabeth? - zapytałem Charlesa.
- Nie było okazji. A odpowiadając na Twoje pytanie, Ann. Silena jest w ciąży.
Moja dziewczyna zaniemówiła. Podobnie jak reszta.
- Czy tylko ja o tym wiedziałem?
Nie zdążyli odpowiedzieć, bo każdy wstał i pogratulował przyszłym rodzicom. Zaśmiałem się cicho. Po jakichś 5 minutach ponownie zasiedliśmy do stołu. Siedziałem między (jeszcze) moją dziewczyną i małą Allie. Na stole było wiele różnorodnych potraw. Mama się postarała. Podczas, gdy inni jedli rybę, ja z ojcem zajadaliśmy makówki. Choćby mieli mnie torturować, to ryby nie dotknę. Po skończonej kolacji zaczęliśmy składać sobie życzenia. Najpierw wymieniłem je z Allie, później z Charlesem, Sileną, mamą, Posejdonem, Thalią, Nico, Paulem, Ateną i moją Annabeth. Oczywiście mojej dziewczynie życzyłem, aby dążyła do celu. Kilka minut później było już po wszystkim.
- No, to czas posprzątać.
- Pomogę pani.
- Tylko nie pani. Mów mi Sally, Annabeth.
Również chciałem się zaoferować, ale przeszkodził mi w tym głos Posejdona:
- Percy, możesz na chwilę przyjść?
- Jasne.
Poszedłem do sypialni moich rodziców. Tak siedzieli już Posejdon i Atena.
- Synu, usiądź. Chcemy porozmawiać.


To narazie tyle. O czym Percy będzie rozmawiać z bogami? Dowiecie się  jutro lub w środę. I jak, podobało się?
Pozdrawiam i jeszcze raz życzę Wesołych Świąt :)

30.11.2012

4. "Czułem tylko ból w sercu. Jakby wbijano mi tysiąc maleńkich igiełek."

Nowy rozdział. Z dedykacją dla... Laki.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------




"Chodzę do szkoły tydzień za tygodniem,
Często jest mi dobrze, czasem niewygodnie...
Niewygodnie wtedy, gdy się nauczyć trzeba,
Lecz ciągle po głowie mi chodzi taki temat,
że jeszcze tylko październik, listopad, grudzień, styczeń, luty, marzec
Kwiecień, maj, czerwiec
i...
Wakacje, znów będą wakacje,
Na pewno mam rację wakacje będą znów!"
Ale ten czas szybko minął. Chodzę do Goode już drugi miesiąc. Jeśli chodzi o nowych znajomych z klasy, to "bliższy kontakt" mam tylko z Harrym, Iwoną Helwig i Amelią Tuner. To jedyne dziewczyny, które w mojej obecności zachowuje się normalnie. Reszta dziewczyn jak mnie widzi zaczyna chichotać i dziwnie się patrzeć. Już na pierwszej lekcji wychowania fizycznego zaczęła... piszczeć na mój widok. Bogowie, dlaczego ja? A chłopcy? Rozmawiam z nimi, ale gdy tylko odchodzę widzę, że mnie obgadują i patrzą na mnie z... zazdrością? Ale czego mi zazdroszczą? Eh, życie jest dziwne
- Percy! Obudź się! Ziemia do Perseusza! Już koniec lekcji, idziemy do domu!
- Co, gdzie, jak? Aaaa... to ty, Amelia. Nie musiałaś tak krzyczeć.
- Gdy zaczynasz myśleć, to tylko krzyk albo trzęsienie ziemi może cię obudzić z transu.
- Hahaha, bardzo śmieszne.
Wyszliśmy ze szkoły. Trochę ponarzekaliśmy na nauczycieli. Iwona i Amelia poszły w stronę swoich domów.
- To do zobaczenia, Percy.
- Hola, a ty gdzie, Harry? Też mnie zostawiasz na pastwę losu?
- Masz wielkie poczucie humoru. Muszę już iść, bo mam spotkanie rodzinne. Aż tryskam energią .– oczywiście to była ironia - Do zobaczenia.
- Narka
I zostawił mnie. Włożyłem słuchawki i puściłem "Szkoła naszym życiem jest" Oddziału Zamkniętego, którą zacząłem śpiewać :

"Pamiętam ile nerwów zjadłem tam,
te stresy ciągłe i ten wieczny strach.
Te obowiązki, których nie chciał nikt
i w gabinecie dyrektora wstyd.

O ósmej dzwonek i każdego dnia
kamienne schody i ta sama gra.
Wyprasowane twarze, jak ze snu
i każdy bardzo chce się uczyć tu.

Szkoła naszym życiem jest,
w szkole mamy z życia test.
Potem życie szkołą jest
i przez całe życie test.

A kiedy tylko chciałem zmienić coś
natychmiast czułem swój parszywy los.
Dla wszystkich szkoła taka sama jest
i tylko belfer może mieć tu gest.

W historii było tyle różnych dat,
wybitych okien, albo innych strat.
Ogólnie mówiąc taki obraz mam,
że nie wiem jaki był w tej szkole plan.

Szkoła naszym życiem jest,
w szkole mamy z życia test.
Potem życie szkołą jest,
i przez całe życie test." 

Świetna piosenka. Oczywiście ludzie patrzeli na mnie jakbym uciekł z pokoju bez klamek. Po niej puściłem "In The Shadows" The Rasmus. Nie pytajcie mnie, o czym myślałem, bo nie wiem. Szedłem na "automacie". "Obudziłem" się dopiero przed wejściem do mieszkania. Mamy i Paula jeszcze nie było. Zwykle kończą ok. 15, ale z moim ojczymem to różnie bywa. W końcu jest nauczycielem i uczy mnie Angielskiego. Nie wiem, czy cieszyć się, czy "płakać". Otworzyłem drzwi, przebrałem się, wyciągnąłem książki i załączyłem komputer. Od czego by tu zacząć. Może najpierw mój ulubiony przedmiot – biologia. Potem język ojczysty, grecki a na koniec matematyka. Jak postanowiłem, tak zrobiłem. Po godzinie byłem wolny. Załączyłem Facebooka. Po jakichś pięciu minutach zamrugało okienko. Spojrzałem. Moje serce zaczęło bić szybko, naprawdę szybko. To była Annabeth.
- Witaj, glonomóżdżku.
- Ej! Nie nazywaj mnie tak!
- Nie złość się. To piękności szkodzi. 
Zaśmiałem się.
- Ta... Bo mi coś jeszcze może zaszkodzić.
- Co u Ciebie słychać? Nie odezwałeś się, odkąd skończył się obóz.
- Nic ciekawego. Przepraszam, ale musiałem złapać rytm uczenia.
- A to dlaczego?
- To wina nauczycieli. Są strasznie wymagający, ale to już nie przedszkole. A u Ciebie co słychać?
- Stare dzieje. Jak ci idzie nauka?
- Świetnie, najlepsze oceny mam z biologi, chemi i historii.
- Z historii?
- Tak, robimy starożytność i mitologię.
- Widzę, że przydały się moje wykłady.
- I to jak! A jak ci idzie nauka?
- Pomyślmy. Jak może się uczyć córka Ateny?
- Na same szóstki?
- Piątki też. Czasem zdarzy się też czwórka. Jaką masz klasę?
- Dość dziwną. Szczególnie dziewczyny. Nie zdziwię się, jeśli okażą się córkami Afrodyty.
- Co masz na myśli?
-Cały czas rozmawiają o zakupach, szminkach itd. Gdy wchodzisz to klasy to pierwsze co czujesz, to wymieszane zapachy perfum. A wygląd? Mają na twarzy chyba z tonę pudru i innych kosmetyków. Na dodatek chodzą tak ubrane, że szkoda gadać.
- To znaczy?
- Przez te dwa miesiące tylko parę razy widziałem je ubrane w spodnie do kolan. Tak to chodzą albo w miniówach albo w szortach do połowy ud. Rozumiem, gdyby tak ubrały się na randkę, ale do skzoły?
-Ach, rozumiem. U mnie to samo. Na szczęście są trzy dziewczyny, które ubierają się normalnie i mogę z nimi porozmawiać o architekturze.
- A jak tam koledzy?
- Ach, jest dwóch. Jeden nazywa się James Hakala, a drugi Aleksander Mels 
Poczułem ukłucie w sercu. Czyżby już mnie nie kochała? Może to dziwne, ale nie byłem zazdrosny. Czułem tylko ból w sercu. Jakby wbijano mi tysiąc maleńkich igiełek. Ale przypomniałem sobie moją obietnicę "Zrobię wszystko, by była szczęśliwa". Nawet, jeśli oznacza to szczęście z innym.
- Jacy oni są? Jak wglądają?
- O Aleksandrze lepiej już nie wspominać.
- Coś ci zrobił?
- Rzucił mnie. 
Zagotowało się we mnie. Czułem, jak ogarnia mnie nienawiść do tego całego Aleksandra. Nikt, nikt nie ma prawa rzucić mojej przyjaciółki. NIKT!
- Byliście razem?
- Tak. Trzy tygodnie. Zerwał ze mną, bo nie chciałam ubierać się, jak on sobie życzył (czyli jakieś naprawdę króciutkie spódniczki i szorty). Stwierdził, że jeśli nie jestem w stanie wykonać jego życzenia, to lepiej będzie, jak się rozstaniemy. Był jeszcze jeden powód – na imprezie, na której byliśmy zaczął mnie wyzywać. Nie chcesz wiedzieć, jak.
Teraz to ogarnęła mnie naprawdę wielka nienawiść. Jak go tylko spotkam to.... Spokojnie, Percy, Uspokój się. Policz do dziesięciu. Okej. Jeden, dwa, trzy, cztery... No, już dobrze, ale nie daruję mu tego.
- Gdzie on ma oczy? Co za idiota. Pewnie po waszym zerwaniu od razu znalazł sobie nową?
- Aha.
- Klasyczny casanova. Nie przejmuj się. Nie jest Ciebie wart. Zasługujesz na kogoś lepszego. O wiele lepszego.
- Dzięki.
- Jak będziesz chciała się wyżalić, to wiesz do kogo się zwrócić. Służę rękawem. A jaki jest ten James?
- Czarujący, przystojny. Chodzi zawsze ubrany w luźne jeansy, koszule, które odsłaniają jego umięśnione ramiona i obowiązkowo glany. A jego włosy... Ach zawsze postawione na żelu. Ale dlaczego ci tak przynudzam? Lepiej powiedz, czy jest u Ciebie jakaś dziewczyna w twoim typie.
- A on jest w twoim?
- Nie. Mój typ jest inny, ale on to wyjątek. Więc jak?
- Żadna z dziewczyn z mojej klasy mi się nie podoba. Są dwie dziewczyny, które ubierają się normalnie, ale nie czuję do żadnej z nich czegoś więcej, niż przyjaźni.
- Nie martw się. Kiedyś znajdziesz tą jedną, jedyną. 
Już ją znalazłem. Ale ona woli innego – pomyślałem.
- Zobaczymy.
Przez pięć minut się nie odzywała. Pomyślałem, że pewnie teraz gada z tym całym James'em. I znów to dziwne uczucie.
- Ach, zapomniałam o jednym.
Posłała mi jakiś tekst w starożytnej grece. Sens był taki – Annabeth zaprasza mnie na urodziny do San Francisco na 16:00 18 października (piątek) – dokładnie tego dnia – równe dwa miesiące po moich urodzinach - wypadają jej święto. Mam jej odpisać na numer komórkowy. Chciałem jej podziękować za zaproszenie, ale zauważyłem, że już się wyłączyła. Napisała tylko jedno zdanie Do zobaczenia. Wyszedłem do kuchni, a tam....
- Mamo? Kiedy weszłaś do mieszkania?
- Godzinę temu.
- To już tak późno?
Nie odpowiedziała. Uśmiechnęła się i podała mi obiad. Przypomniałem sobie rozmowę z przyjaciółką.
- Mamo, mogę jechać do Annabeth na urodziny?
- A gdzie i kiedy?
- 18 październik, do San Francisco.
- Przykro mi, Percy. To niemożliwe.
- Ale dlaczego? - spytałem z żalem w głosie.
- Tego dnia Paul jedzie na tydzień z wycieczką do Rzymu z wychowankami. A wiesz, że nie mam prawa jazdy i ty też jeszcze nie.
- A nie mogę sam jechać?
- Nie, Percy.
- Dlaczego?
- Boję się o Ciebie.
Zatkało mnie. Wiedziałem, że mama martwi się o mnie – szczególnie teraz, gdy wykąpałem się w Styksie (tak, powiedziałem o tym mamie), ale nigdy tego nie okazywała. Wstałem od stołu. Usiadłem u siebie na parapecie, włączyłem muzykę. Wysłałem wiadomość do Ann : 
Wybacz, ale nie dam rady przyjechać do Ciebie.
Przepraszam. Życzę miłej zabawy.
Percy.

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
To chyba najdłuższa notka, jaką napisałam. Jak widać, wróciłam. I jak Wam minęły te tygodnie? Mi okropnie. Ale nie przydłużam. Aha! Chciałam polecić bloga  http://lady-of-revenge.blog.onet.pl/. Po przeczytaniu opowiadań polecam zakładkę Rocznica bloga. Pokażmy, że potrafimy wymyślać pytania do wywiadu.  Jeśli macie jakieś propozycję albo prośby dotyczące treści bloga, to jestem otwarta na różne sugestie i nie tylko. To tyle ogłoszeń. Do następnej notki.
Pozdrawiam i życzę miłego grudnia.

22.11.2012

Mała informacja.

Witajcie.
Chciałam Was poinformować, że przez najbliższy czas (myślę, że tak do dwóch tygodni) nie będzie nowej notatki, Powód? Jestem na blogerze trochę więcej, niż miesiąc i muszę oswoić się z ustawieniami tutaj. Wygrałam już walkę ja vs. ustawienia komentarza. Teraz kolejne walki - ja vs. ustawienia blogera i jego tajemnice. Nie zdziwcie się, jeżeli nagle pojawi się kilkanaście różnych katalogów.
Obiecuję (a przynajmniej mam nadzieję), że wynagrodzę to w następnym rozdziale.
Pozdrawiam.
Wasza Rasmuska.
Ps.: zapraszam na http://herosi-tez-maja-prawa-do-milosci.blogspot.com. Blog Jerr, który niedawno przeżył reaktywację.

16.11.2012

3. "Witaj szkoło. No dobra, trzeba przeżyć do czerwca"

Kolejny rozdział. Przepraszam, że dopiero dzisiaj wrzucam notkę, ale w ubiegłą niedzielę (11 listopad) przyjechał mój kochany zespół do Polski. Byłam tak podekscytowana, że tylko liczyłam godziny do ich koncertu i tylko tym się interesowałam. Ale myślę, że dość tego usprawiedliwiania. Jeśli ktoś chciałby mieć ze mną kontakt to podaję numer gg: 44423875. Tę notkę dedykuję Nieznajomej.
Ps.: Jak widać założyłam nowy "katalog" – blogi, które moim zdaniem warto przeczytać.
Ps.: W następnych notkach czasem będzie występować H.S. - będzie pojawiał się od czasu do czasu. Dlaczego on, a nie np.: James Alan Hetfield ? Otóż o tym przekonacie się... kiedyś w notce. Dla fanek zespołu, w którym śpiewa H.S. - pozwoliłam sobie na parę zmian. Ok, już nie przynudzam.

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Dlaczego ten wspaniały czas tak szybko mija? Miałem wrażenie, że dopiero wczoraj rodzice poinformowali mnie o moim prezencie urodzinowym - w przyszłym roku będę zdawał egzamin na prawo jazdy. A dzisiaj już trzeba iść do Goode – mojej nowej szkoły. Ciekawe, na jaką klasę trafię. Spojrzałem na zegarek – była 7:50. Miałem jeszcze dużo czasu. Powoli wstałem z łóżka i udałem się do kuchni.
- Cześć mamo, witaj Paul. Co tak wcześnie robicie?
- Trzeba zrobić śniadanie licealiście – uśmiechnęła się do mnie mama.
Usiadłem obok ojczyma. Po chwili dostałem śniadanie – niebieskie naleśniki. Zawsze się zastanawiam się, jak mama je robi. Chyba odczytała pytanie z mojej twarzy, bo odpowiedziała:
- To moja słodka tajemnica.
- Dobrze wiedzieć mamo.
- Percy, zawiozę Cię do szkoły. Kupię tylko zapas długopisów i przyjadę po Ciebie. Bądź gotów za godzinę. Ubierz się odpowiednio. Tylko się nie spóźnij.
Zacząłem się śmiać. Mama też. Paul patrzył na nas jak na wariatów. Po chwili sam też się zaczął śmiać. Zrozumiał, że to co powiedział zabrzmiało, jakbyśmy mieli iść na randkę.
- No no, Paul. Nie sądziłam, że będziesz zdradzał mnie z moim synem!
- To ja może pójdę się spakować, a wy sobie to wyjaśnijcie – chciałem udawać poważnego, ale coś mi nie wyszło. Umyłem się, ubrałem w szlafrok i poszedłem do pokoju. Na drzwiach szafy zobaczyłem...
- MAMO!!! CO TEN GARNITUR TUTAJ ROBI!
- To Twój ubiór do szkoły.
No pięknie. Dlaczego nie moje kochane jeansy?! Ja i garnitur? Nieźle. Przecież to jest niemodne. No ale cóż. Z mamą nie będę się kłócił. Dokładnie o 8:50 byłem gotów. Spakowałem do torby notatnik i długopisy – Orkana i zwykły długopis. W końcu musiałem jakoś zapisać plan lekcji, a miecz to nie najlepsze narzędzie do pisania.

                                                                         * * * * *


Przed dziewiątą stałem już na auli. Cała sala była oblepiona napisami – Witaj szkoło. No dobra, trzeba przeżyć do czerwca.
- Percy, na bogów, co ty tutaj robisz?
- Beckendorf? Jak to co – będę się uczył. A ty?
- To, co ty. Nie sądziłem, że wybierzesz Goode. Co za niepsodzianka. - zmierzył mnie wzrokiem - E... Percy. Od kiedy nosisz garnitur?
Już chciałem odpowiedzieć, że zostałem prawie siłą zmuszony do ubrania go, ale zostałem zagłuszony przez głos dyrektora.
-Witam wszystkich uczniów starych jak i nowych w tym nowym roku szkolnym...
Wyłączyłem się. Zacząłem zastanawiać się, co teraz robi Annabeth. Co miała na myśli mówiąc, że spotkamy się wkrótce. Włączyłem moje szare komórki, gdy usłyszałem swoje nazwisko odczytane przez nauczyciela. Gdy skończył poinformował wszystkich, że mamy się udać do sali 49. Po pół godzinie nareszcie mogłem udać się do mojej nowej klasy. Wszedłem do klasy. Zostało tylko jedno wolne miejsce obok, jakiegoś chłopaka.
- Przepraszam, czy mogę usiąść?
- Naturalnie. Jestem Harry Styles, miło mi poznać.
- Perseusz Jackson, ale wszyscy mówią do mnie Percy. Mi również.
Dalszą rozmowę przerwał nauczyciel. Podał nam plan lekcji i w jakich mamy salach. Plan nawet fajny. Poniedziałek, środa i piątek na 8:45, a reszta dni na 8:00. Każdy dzień do 14:00. Mamy dużo lekcji biologi i chemii. Ale poradzę sobie, prawda? Wyszliśmy z klasy i zaczęliśmy rozmawiać:
- Gdzie mieszkasz?
- Na Manhattanie.
- A gdzie dokładniej mieszkasz?
- Na Upper East Side.
- To tak jak ja! Jesteś nowy?
- Tak. Przeprowadziłem się w lipcu.
Rozmawialiśmy o wszystkim – muzyce, lekcjach, samochodach. Przed wejściem do bloku powiedzieliśmy sobie krótkie "do jutra". Ledwie otworzyłem drzwi, gdy usłyszałem pytanie:
- Jak tam w szkole? Fajny nauczyciel? Fajnych masz kolegów? A przedmioty? A plan? A...
- Mamo, dopiero przyszedłem. W szkole na razie jest fajnie. Poznałem tylko jednego człowieka – Harry'ego. Przedmioty mogą być. Plan jest najlepszy jaki mogłęm mieć. Uprzedzając twoje kolejne pytania. W klasie jest nas 20 – po połowie chłopców i dziewczyn. Moim wychowawcom jest pan profesor Marko Hopel – nauczyciel biologi. Coś jeszcze?
- Nie. Lepiej idź przygotować się do jutrzejszych lekcji.
- Jasne.
Wszedłem do pokoju. Przebrałem się, spakowałem lekcje i zacząłem słuchać moich ulubionych zespołów – The Rasmus, Nightwish, Kiss. Usiadłem na parapecie i postanowiłem, że w najbliższym czasie napiszę do Annabeth.

2.11.2012

2. "Jestem tu, aby Ci pomagać. Od tego są przyjaciele".

To już drugi rozdział. Dziękuję Wam, że mnie czytacie. W szczególności chciałam podziękować Lunie za to, że zwróciła mi uwagę o problemie w dodaniu komentarza. Jak widać ten problem został rozwiązany. Droga Lakio, obiecuję, że dowiecie się, co lub kto śnił się Annabeth, ale to w swoim czasie. OK, już nie przedłużam i zapraszam do czytania.
Ja Rasmuska
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Uśmiechnąłem się do siebie. Pocałowałem ją delikatnie w czoło. Usłyszałem głos w mojej głowie co ty robisz! Przecież to twoja PRZYJACIÓŁKA! Zignorowałem go. Odkąd spotkałem Annabeth czułem, że znaczy dla mnie więcej, niż inne dziewczyny. Na początku myślałem, że to tylko przyjaźń. Teraz już wiem, że to coś większego. Zrozumiałem, że kocham Annabeth. Obiecałem sobie, że nie pozwolę jej skrzywdzić i zrobię wszystko, aby była szczęśliwa. Położyłem głowę na jej łóżku i zasnąłem. Śnił mi się Luke. Staliśmy na jakimś klifie. Uśmiechnął się do mnie.
 - I jak tam, Percy, zbawco Olimpu?
- Jaki zbawco? Po prostu herosie. A co do pytania to jakoś żyję. Dalej planujesz odrodzić się jeszcze trzy razy?
- Nie. Nie wiem kto wpadł na ten pomysł, ale prawdopodobnie za jakiś rok wrócę do świata żywych. Do Was, do obozu.
- Należy Ci się. W końcu to dzięki Tobie nadal żyjemy.
- Do zobaczenia.
- Tak, do zobaczenia.

Obudziłem się. Czułem, jak czyjaś ręka masuje moją głowę. Podniosłem twarz i zobaczyłem szare oczy wpatrujące się we mnie. Uśmiechnąłem się ciepło do dziewczyny.
- Jak się czujesz?
- O wiele lepiej. Cały czas tu siedziałeś?
- Tak.
Chciałem zapytać, co myśli na temat wczorajszego ataku i co śniło się mojej przyjaciółce, ale przemilczałem pytanie. Nagle jej uśmiech zniknął, a w oczach zobaczyłem coś, czego nie nawidzę oglądać - smutek.
- Co się stało?
- Nic.
- Właśnie widzę. Możesz komuś innemu wciskać mit, że wszystko jest w porządku, ale mnie tak łatwo nie oszukasz. Nie po tylu przygodach. A więc powtórzę pytanie. Co się stało?
- Właśnie sobie uświadomiłam, że dziś po południu wracam do San Francisco, do ojca. Nie chcę opuszczać obozu, rodzeństwa, przyjaciół, Ciebie. Z kim będę rozmawiać?
- Hej, masz jeszcze laptopa i mnie. Możemy wysyłać do siebie listy.
- Usiadła na łóżku i przytuliła mnie. Zanurzyłem ręce w jej blond włosach.
- Dziękuję – wyszeptała.
- Jestem tu, aby Ci pomagać i wspierać. Od tego są przyjaciele.
- Już nic nie mówiliśmy. Rozumieliśmy się bez słów. Siedzieliśmy tak chyba z pół godziny, ciesząc się swoją obecnością.
- Idziemy na nasz ostatni posiłek w Obozie w tym roku?
- Jasne.
I poszliśmy. Odprowadziłem Annabeth do stolika Ateny i skierowałem się w stronę mojego stolika. Naładowałem sobie dużo jedzenia na talerz, po czym poszedłem część złożyć w ofierze mojemu ojcu. Tym razem obiad minął spokojnie. Poszedłem do domku. Włączyłem radio w MP 4 (prezent od taty) i zacząłem się pakować. Przełączyłem na RMF FM, gdzie leciała piosenka "Szczęśliwej drogi już czas". Naszły mnie pytania. Czy droga herosa może być szczęśliwa? Czy w naszym sercu mamy mapę życia? Czy jesteśmy jak młode ptaki? Moje rozważania (co mi się rzadko zdarza) przerwało pukanie.
- Percy, mój tata właśnie przyjechał. Chciałam się pożegnać.
Z jej oczu leciały łzy. Wytarłem je i przytuliłem Annabeth do siebie.
- Pójdę Cię odprowadzić. I nie płacz. Wszystko będzie dobrze.
Wziąłem jej torbę i poszliśmy w kierunku sosny Thali. Włożyłem torbę do bagażnika samochodu.
- Tu masz mój numer gg. Jakby co, to jestem na Facebooku. Dzięki za wszystko.
- Do następnego lata.
- Chyba spotkamy się wcześniej – uśmiechnęła się tajemniczo. Ciekawe, co ma na myśli.
Pocałowała mnie w policzek, wsiadła do samochodu, pomachała i odjechała. A ja stałem przy sośnie jak słup soli. Uśmiechnąłem się do siebie. Wspomniałem słowa Annabeth: "Kocham Percy'ego". Ruszyłem do domku, by skoczyć się pakować. Znów puściłem piosenkę zespołu VOX i znowu zacząłem się zastanawiać nad życiem herosa. Po pół godzinie przyjechali Paul i moja mama. Pożegnałem się z Chejronem, Sileną, Beckendorfem i innymi obozowiczami. Wsiadłem do samochodu. Ostatni raz w tym roku spojrzałem na Obóz. Ciekawe, czy bogowie spełnią obietnice.

19.10.2012

1. "Ja go kocham".

Witam wszystkich ponownie w tym dniu. Pierwotnie poniższy post miał się pojawić za tydzień. Dlaczego więc jest dzisiaj? Ponieważ uległam koleżance. Pozwólcie, że pierwszy rozdział dedykuje właśnie jej - A.D. Miłego czytania
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Nareszcie po wojnie. Siedzę nad jeziorem razem z moją wieloletnią przyjaciółką Annabeth i wspominam moich przyjaciół, którzy zginęli w wojnie. Silena, Charles, Michael.... to tylko niektórzy z poległych. Jakże brakuje mi pierwszej dwójki osób. Nagle słyszę głos przyjaciela:
- Siemasz Percy. Wszystkiego najlepszego!
- Dzięki Nico za pamięć.
- Nie ma za co. A teraz chodź ze mną. Ty, Annabeth, też możesz.
- Ale o co chodzi?
- Odrzuciłeś prezent od bogów, czyż nie?
- To tak, ale skąd o tym wiesz?
- Nieważne. Porozmawiałem z ojcem oraz z pozostałymi bogami i... a zresztą sam zobaczysz. Chodźcie.
I poszliśmy. Stanęliśmy dopiero przy Pięści Zeusa.
- A teraz, Percy, czas na prezent urodzinowy od wszystkich bogów. Odwróć się.
Zrobiłem, jak mi kazał. Szeroko otwarłem usta chyba z szoku. Przed nami stali..... Charles Beckendorf i jego dziewczyna Silena Beauregard. Uściskałem ich z taką samą radością, z jaką Pani O'Leary wita się ze mną.
- Dzięki, Nico. Nie wiem, co powiedzieć.
- Może lepiej chodźmy na kolację – zaproponował Beckendorf.
- To ja może zostanę tutaj – ze smutkiem odpowiedziała Silena.
- Sileno, dla nas nie jesteś szpiegiem. Dla wszystkich jesteś bohaterką i przyjaciółką – uśmiechnąłem się.
- I moją dziewczyną, nie zapominaj o tym – przypomniał syn Hefajstosa.
- No dobra, chodźmy. 
I ruszyliśmy. Myślałem, że już wszystko będzie dobrze. Mój spokój trwał z pół godziny. Tyle trwało nam dojście do pawilonu jadalnego. Gdy weszliśmy wszyscy wstali od stołów i gapili się na nowych (albo starych) obozowiczów. Pierwsza otrząsnęła się Clarisse, która.......... przytuliła Silenę. Ok. Co się z nią stało? Po córce Aresa wszyscy rzucili się na dwójkę herosów. Pewnie by ich udusili ze szczęścia, gdyby nie Chejron oznajmiający, że czas na kolację. Wszyscy rozeszli się, ale dalej byli głośno. Uśmiechnąłem się do siebie i usiadłem przy stoliku Posejdona. Zjadłem część swojej porcji a z resztą podszedłem do trójnogu. Właśnie składałem mojemu ojcu ofiarę, gdy poczułem drżenie ziemi. Najpierw delikatne, ale potem tak wielkie, że każdy – nawet Chejron i pan D. - upadł. Nagle w ziemi pojawiła się szczelina, która z każdą chwilą się powiększała. Wyskoczyły z niej dwie empuzy i całe stado ptaków symfalijskich. Od razu zaczęła się walka na całego. Dzieci Apollina wypuszczały strzały jedna za drugą. Empuzy były zajęte obroną przed strzałami Chejrona. Spojrzałem na Annabeth. Kiwnęliśmy do siebie głową. Dziewczyna założyła swoją czapkę i natarła na pierwszą z empuz. Ja zająłem się drugą. Gdy ją pokonałem usłyszałem jeden z najokropniejszych głosów – krzyk Annabeth. Niewiele myśląc ruszyłem na pierwszą empuzę. Po jakichś 2 minutach rozsypała się. Ptaki też już odleciały wgłąb Hadesu. Spojrzałem na ziemię. O bogowie. Przede mną leżała nieprzytomna i ranna dziewczyna. Wziąłem ją na ręce. Chejron też ją zauważył. Wziął nas na swój grzbiet i pogalopowaliśmy do Wielkiego Domu. Położyłem ją w części szpitalnej i dałem ambrozji oraz nektaru. Zacząłem modlić się do bogów – w szczególności do Posejdona i Ateny. Nagle poczułem na swoim ramieniu rękę i usłyszałem spokojny głos:
- Nie martw się Percy. Wyjdzie z tego. To dzielna dziewczyna.
- Wiem Chejronie. Czy mogę zostać przy niej na noc?
- Możesz.
- I odszedł. Przez całą noc siedziałem przy Annabeth i trzymałem jej dłoń. Około północy zaczęła mówić przez sen:
- Nie... zostaw go. Co ty robisz. Ja go kocham. Kocham Percy'ego.
Moje serce przyśpieszyło do 300 uderzeń na minutę. Czy ja się nie przesłyszałem? Czy na pewno Annabeth powiedziała, że mnie kocha?