11.02.2013

6. "Brawo, Perseuszu Jacksonie. Właśnie wyprodukował pan..."

Nowy rozdział, nowy semestr, nowy rok. Z dedykacją dla:
Jerr (to jeszcze nie to xD) (za Hollywood'ów, pomysł i pierścionek do poprzedniej notki ),
Tej-Która-Nareszcie-Zajrzała (za Meghan)
LunieRain (za Nightcora i redakcję)
Oraz dla.... (ci, którzy nie lubią chemii, łapka do góry :) ) Dżerr i tych, którzy się zgłosili. Dzisiaj pokażę Wam (a przynajmniej spróbuję), że chemia z Perseuszem Jacksonem może być ciekawa:D
Siedzę sobie nad zatoką Long Island. Wieje lekki wiatr, ale nie czuję zimna. Obserwuję żółtą kulę, którą uczeni nazwali "Słońcem", odbijającą się w lekko pomarszczonej tafli wody. Uśmiecham się do swojego odbicia. Nie wiem dlaczego, ale trochę czuję się jak mitologiczny Narcyz. Spoglądam na ptaki, które próbują złapać jakąś rybę. Chwilę siedzę w ciszy. W tafli wody dostrzegam moją przyjaciółkę – Annabeth. Siada obok mnie.
- Jak tu pięknie.
- Prawda.
- Jeszcze czegoś takiego nie widziałam.
Zdziwiło mnie to, ale nie odezwałem się. Przecież co roku od jakichś pięciu lat tu jesteśmy. A Annabeth jeszcze dłużej.Mimo to nie odezwałem się. Annabeth kładzie głowę na moim barku, a jej dłoń szuka mojej. Po chwili znajduje ją i kładzie na swoim kolanie. Siedzimy w ciszy. Pragnę jej powiedzieć, co do niej czuję, ale nie wiem jak. Jej głos wyrywa mnie z zamyśleń i sprawia, że serce przyśpiesza.
- Percy, kochany. Nawet nie wiesz, jak za Tobą tęskniłam. Za Twoim głosem, bliskością, dotykiem – szepce mi to ucha uwodzicielsko.
Odwróciłem twarz w jej stronę, oparłem swoje czoło o jej i spoglądałem w szare oczy. Oczy, które teraz były przepełnione tęsknotą. Powoli przenoszę dłoń z kolana i kładę razem z drugą na jej tali, a dziewczyna zarzuca mi ręce na szyję. Całuję ją delikatne. Można by rzec, że to lekkie muśnięcie. Chcę się odsunąć, by zobaczyć jej reakcję, jednak powstrzymuje mnie przed tym silny uścisk na szyi. Zaczynamy całować się coraz intensywniej. Teraz Ann gładziła moje braki i plecy. Przeszedł mnie delikatny dreszcz, gdy dotarła do mojego krzyża. Nagle coś ostrego i zimnego w okolicach mojego miejsca Achillesa. Nagle dotarło do mnie, co się dzieje. Świadomość, że moja przyjaciółka chce mnie wysłać do Hadesu drogą ekspresową, podziałała na mnie jak przysłowiowy kubeł zimnej wody. Odsunąłem się od niej jak oparzony. Chciałem wstać, ale poczułem silny opór. Spojrzałem na dziewczynę z bólem w oczach, jednak ta spuściła wzrok.
- Wybacz Percy. Kocham Cię, ale to jest rozkaz pana.
Przejechała powoli swoim sztyletem od moich łopatek, kierując się w stronę krzyża. Chciałem krzyczeć, ale nie mogłem...

*      *      *

Usiadłem oblany potem na łóżku. Serce waliło mi jak oszalałe, jakby chciało uciec z mojej piersi. Czułem ból od łopatek aż do krzyża. Objąłem ramionami kolana i zacząłem się delikatnie kołysać, szepcząc do siebie – to tylko sen, to tylko sen. Jeśli miałbym zrobić spis rzeczy pt. "Czego nienawidzę w życiu herosa", to pierwsze miejsce zajęły by sny, które są tak realne, że nie wiesz, czy to się zdarzyło, czy to sen. Spojrzałem na zegarek. Chwilę zajęło mi odczytanie godziny 5:30. Wiedziałem, że nie zasnę. Muszę z kimś porozmawiać, ale z kim? Na pewno nie z Annabeth. Nie chciałbym jej martwić. Poza tym nawet nie wiem, jak miałbym z nią rozmawiać! Od jej urodzin minęły dopiero (a może już) trzy tygodnie! Po tym czasie miałbym normalnie zadzwonić i powiedzieć :"cześć słoneczko! Jak tam samopoczucie? Rozmyślasz o naszym pocałunku? Wiesz, muszę ci powiedzieć, że świetnie całujesz i czekam na powtórkę z rozrywki. A tak w ogóle to śniło mi się, że chcesz mnie zabić. Ale nie martw się. To tak na marginesie. Całuję i czekam na obóz"? Nie, to nie byłbym ja. Już widzę, jak Ann nie będzie próbowała tego rozgryźć. Chyba porozmawiam ze znajomymi z klasy. Kilka dni temu zrobili ze mnie narkomana. Dlaczego? Od urodzin Annabeth chodziłem z głową w chmurach. Świat był piękniejszy i w ogóle. Aż pewnego dnia, gdy szliśmy ze szkoły Iwona stanęła nagle przede mną, przez co o mało na nią nie wpadłem.
- Percy, zaczynam się o Ciebie martwić. Powiedz, coś ty jarał? - spojrzałem na nią, jakby spadła z Olimpu.
- Nic.
- A coś wciągał? Taki biały proszek? - teraz Amelia.
- Nic nie...
- Percy, dobra rada od wujka Harry'ego: zmień dilera.
Spojrzałem na nich jak na idiotów.
- Czy coś...
- NIC NIE WCIĄGAM, NIC NIE JARAM I NIE MAM DILERA! - wykrzyczałem. Ludzie patrzeli na mnie, jakbym uciekł z zakładu psychiatrycznego.
- Oficjalnie nie masz, ale... - Harry przerwał, gdy dostrzegł mój wzrok mówiący "już nic nie mów".
Uśmiechnąłem się na to wspomnienie. Spojrzałem na zegarek – była już 6:00. Poczułem potrzebę wyjścia na dwór. Przebrałem się, wrzuciłem książki i zrobiłem śniadanie do nas wszystkich. Zanim wyszedłem zostawiłem kartkę na stoliku obok tostów (tak wiem, inteligentne śniadanie):

"Wyszedłem wcześniej. Muszę wszystko przemyśleć."

Miałem jeszcze dwie godziny do mojej pierwszej lekcji. Szedłem prosto przez Central Park. Nie znałem tej części. Nagle moim oczom ukazało się jezioro. No tak! Zapomniałem, że tutaj jest Harlem Meer. Widok był fantastyczny! Usiadłem i wsłuchiwałem się w szum fal. Teraz przyszedł czas na uporządkowanie wszystkiego. Zaczynam. Problem pierwszy – kim dla mnie jest Annabeth? Moją przyjaciółką? Na pewno, ale czy tylko? Znamy się od pięciu lat,a od dwóch czuję do niej to "coś". A może ja od początku czułem do niej miętę, ale uświadomiłem to sobie dopiero dwa lata temu, kiedy myślałem, że Ann dołączy do łowczyń? Możliwe. Rok później misja w labiryncie i pocałunek. Mój pierwszy. Po powrocie z misji chciałem chciałem jej powiedzieć, że czuję do niej "coś", czego jeszcze nie potrafiłem nazwać. Już miałem to zrobić, ale przypomniałem sobie przepowiednię. Wtedy powiedziała mi ten wers – Losy od śmierci gorsze miłość ci odbiorą.Wtedy pomyślałem, że kocha Luke'a, więc postanowiłem poczekać. Nadszedł ten rok. Najpierw ocaliła mi życie, później powiedziała synowi Hermesa, że była w nim zauroczona, następnie atak empuz i ptaków symfalijskich, nieświadome wyznanie mi miłości i na koniec jej urodziny razem z niesamowitym pocałunkiem. Gdy się spotkamy, to MUSZĘ, choćby nie wiem co, powiedzieć jej, że jest dla mnie kimś więcej, niż przyjaciółką, że ją kocham. A jeśli odwzajemni to uczucie, to zapytam się jej, czy zechce być moją dziewczyną. Zaśmiałem się – córka Ateny i syn Posejdona razem? A co na to nasi boscy rodzice? Hmm, pomyślimy później. Dobra, jeden problem rozwiązany. Teraz drugi – mój sen. Co on może oznaczać? Próba zabicia i te słowa: to jest rozkaz pana. Ale kim on jest? I dlaczego ja? Czym sobie zasłużyłem? Coś mi się wydaje, że to ma związek z moim problemem nr 3 – atak na obóz i na Ann. Czyżby ktoś chciał wysłać moją Annabeth to Hadesu? I znowu te pytania – kto? Dlaczego? W jakim celu?
- Ojcze, pomóż mi. – wyszeptałem. Wyciągnąłem komórkę. Na bogów! Jeszcze tylko 20 minut do lekcji! Wstałem i w rytmie "Time to burn" poszedłem na 15 aleję do szkoły. Otworzyłem drzwi i pobiegłem pod klasę nr 12.
- Siemasz Harry.
- O cześć, Percy. Nie wiesz,gdzie są dziewczyny?
- Nie... - przerwały mi wibracje telefonu. Spojrzałem na wyświetlacz – o wilku mowa.
- Kto?
- Iwona. Napisała, że jest chora, a Amelia jest u babci.
- czyli zostaliśmy sami?
- Na to wygląda.
Pierwsza lekcja – BHP. Szczerze? Prawie zasnąłem. Później grecki – coś dla mnie! Reszta lekcji wlokła się niemiłosiernie. Aż do ostatniej godziny biologi. Nareszcie dzwonek! O tak!
- To co, Harry, idziemy?
- Oczywiście. Percy, mam do Ciebie takie pytanie. Tylko nie złość się, to piękności szkodzi.
Zaśmiałem się.
- Nie jesteś pierwszą osobą, która mi to mówi. Pytaj.
- Co czujesz, gdy widzisz tą swoją Annabell? - teraz to zacząłem się śmiać jak opętany. Czyżby mój kolega miał coś wspólnego z panem D.? Dopiero po chwili dotarł do mnie sens pytania.
- Annabeth. Czyżby Harry się zakochał?
- Może. - widziałem, jak się zarumienił. Jestem na 100% pewny, że mam rację.
- Znam ją?
- Być może.
Moje glony podpowiadany mi, że ją znam. Zacząłem analizować jego zachowanie. Hmm. W obecności dziewczyn zachowuje się normalnie...z wyjątkiem towarzystwa Iwony i Amelii. Na matmie siedzi z Amelią i zachowuje się normalnie. To znaczy...
- IWONA!
- Gdzie, gdzie, gdzie? - zaczął się rozglądać. Zaśmiałem się po raz... trzeci?
- Zakochałeś się w Iwonie!
- Nie!
- Ta. Już ci uwierzę. Przyznaj się, Harry.
- Ech, no dobra. Zakochałem się w niej.
- No to moje gratki! A wie?
- Jeszcze nie. Ty mi, chłopie nie odwracaj uwagi od siebie. Lepiej powiedz, jak tam na urodzinach "przyjaciółki".
- Było świetnie.
- Pocałowaliście się?
- Aż tak to widać? - tym razem Harry wybuch śmiechem.
- Nie, zgadywałem. Gratuluję pierwszego kroku. Ja spadam do siebie. Na razie.
- Ta cześć. Powodzenia!
Chwilę postałem przed blokiem, po czym wszedłem do mieszkania.
- O mamo, już jesteś?
- Tak, wyszłam wcześniej z pracy. I jak, wszystko uporządkowane? Przebierz się i chodź do salonu na obiad.
Zaniosłem plecak do pokoju, ubrałem jakieś ubrania i poszedłem do pokoju, gdzie czekał na mnie posiłek.
- I jak, postanowiłeś coś?
- Aha, jak spotkam się z Ann, to muszę ją poprosić o... kilka wykładów. Mamo?
- Tak, Percy?
- Będę mógł od środy pracować u Ciebie?
Mama spojrzała na mnie ze zdziwieniem. Uśmiechnęła się.
- Oczywiście, Percy.
- Dziękuję – wstałem i pocałowałem mamę w policzek.
- Hej, uwaga! Bo będę zazdrosny – usłyszałem głos mojego ojczyma.
Poszedłem do siebie. Zrobiłem lekcje, trochę się pouczyłem. Tak mi minął czas aż do snu.

* * *

Znów budzę się zlany zimnym potem. Ten sen wykończy mnie psychicznie. Od tygodnia to samo. Wstałem z łóżka i poszedłem się umyć. Wrzuciłem książki i fartuch, zjadłem śniadanie i wyszedłem do szkoły. Po 15 minutach byłem już pod klasą. Zdziwiło mnie, że nie ma tu Harry'ego ani Amelii. Iwony miało nie być do końca miesiąca – coś poważnego. Wyciągnąłem telefon i napisałem do przyjaciół. Po minucie dostałem wiadomość : Jestem u mamy w pracy. Przyjdę jutro. Harry. A po chwili : Jestem u lekarza. Przyjdę na angielski. Amelia. Czyli zostaję sam? No trudno. Zadzwonił dzwonek, więc cała moja klasa weszła do pomieszczenia. Zająłem ostatnią ławkę z nadzieją, że nikt do mnie się nie przysiądzie. Dwie minuty po dzwonku drzwi się otworzył i do klasy weszła Meghan. Klasowa modnisia. Wysoka, czarne falowane włosy do pasa, zielone oczy i figura modelki. Tak wygląda. Miała na sobie ciemnozieloną bluzkę z krótki rękawem oraz dekoltem, podkreślającym eee....to, czym kobiety różnią się od mężczyzn. Do tego spódniczka krótsza, niż połowa ud, srebrna biżuteria, mocny makijaż i buty na koturnie. Moim skromnym zdaniem wyglądała jak, wyrażę się kulturalnie, kurtyzana lub (jak kto woli) panienka lekkich obyczajów. Usiadła obok mnie i "przypadkowo" zrzuciła mój zeszyt. Podniosłem go szubko.
- No, uczniowie. Dzisiaj wolna lekcja. Róbcie, co chcecie... Oczywiście w granicach rozsądku.
Schowałem wszystko a wyciągnąłem mitologię grecką. Chciałem chociaż troszeczkę dorównać Ann. Jednak mój spokój nie był mi pisany.
- Jesteś Percy, prawda?
- E, no tak.
Usiadła przodem do mnie. Założyła nogę na nogę, dłonie położyła na oparciu krzesła i pochyliła się powiększając już i tak wielki dekolt.
- Lubisz pływać? - dobra, teraz to mnie zdziwiła.
- A co?
- Bo, wiesz – zaczęła jeździć palcem po moim torsie – jesteś taki umięśniony, że musisz coś ćwiczyć. - Na mojego ojca, Posejdona. Niech ona da mi spokój!
- Co do pytania to tak, lubię pływać, ale nie dla rzeźby, jak to określiłaś – ściągnąłem jej dłoń i położyłem na oparciu krzesła – ale dla relaksu.
- Jesteś pierwszym chłopakiem, który nie dba o rzeźbę. Masz dziewczynę?
- A co?
- Odpowiedz.
Czy mogę Ann nazwać swoją dziewczyną? Praktycznie nie jesteśmy razem, a teoretycznie? Za dużo myśli dla moich biednych glonów.
- Nie mam.
- Co się stresujesz? - położyła mi ręce ramionach i zaczęła masować. - Zdziwiłeś mnie tym.
- Czym?
Zaczęła szeptać do mojego ucha uwodzicielsko.
- Tym, że taki przystojny i seksowny chłopak jak ty nie ma dziewczyny. W tą sobotę moich rodziców nie ma w domu. Będę sama. Może wpadniesz do mnie? Zabawimy się.
Otworzyłem szeroko oczy. Czy ona właśnie... Czy to była aluzja do... Na bogów DLACZEGO JA! Na moje szczęście zadzwonił dzwonek. Wstałem z krzesła i uśmiechnąłem się niewinnie do Meghan.
- Niestety, ale jestem już umówiony.
Teraz się wkurzyła. Oj.
- Czy ty mi właśnie odmówiłeś?
- Nie, spóźniłaś się.
Zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, wyszedłem z klasy. Pobiegłem pod dwudziestkę. Tam czekała Amelia. Uf.
- Jak dobrze że jesteś.
- Mi też miło Cię widzieć. Coś się stało?
- Hej. Meghan.
- Czyli?
Opowiedziałem jej wszystko, po czym Amelia się zaśmiała.
- Co w tym śmiesznego?
- To, że wpadłeś największej modnisie w oko.
- CO!
- Ach, ci faceci. Meghan się w Tobie ZAKOCHAŁA!
- Ale jak...Skąd...Skąd ty to wiesz?
- Uno – jej zachowanie. Dos – w szatni przed wf, dziewczyny mówią o Tobie. Serio! Że chciałyby z Tobą być, całować itd. Na co Meghan: "Od Percy'ego się odwalić! PERCY JEST MÓJ" – naśladowała jej głos. Śmialiśmy się dopóki nie zadzwonił dzwonek.
- Mogę siedzieć z Tobą?
- No nie wiem. Nie chcę przeszkadzać w Waszym romansowaniu.
- I ty, Brutusie, przeciwko mnie?! Nie chcę z nią siedzieć! Nie chcę z nią rozmawiać! Nie chcę jej widzieć! Ja jej NIE KOCHAM!
- Dobra, spokojnie, Persiu. Tylko się droczyłam. Ostatnia ławka?
- Tak.
Angielski po japońsku - jako tako. Odkąd uczy mnie mój ojczym, to ten język jest dla mnie prawie tak prosty, jak grecki. No właśnie, prawie. Wszystko przez moją dysleksję. Oczywiście Paul zatrzymał nas na całej przerwie, więc po dzwonku na lekcję wszyscy biegiem ruszyliśmy na salę gimnastyczną lub basen. Dlaczego lub? Może to wyjaśnię. Otóż na początku roku każdy dostał dla rodziców formularz. Było tam między innymi takie zdanie : "......................(tu wpisać imię i nazwisko dziecka) będzie uczęszczał/a podczas zajęć wychowania fizycznego na salę gimnastyczną/ basen". Jak myślicie, co wybrałem? Tak, wiem. Inteligentne pytanie. Ale przypominam, że ja mam glony zamiast mózgu. Chyba odszedłem od tematu. Tak więc faceci wybrali basen, a dziewczyny salę. I znowu to, co było tydzień temu i dwa, i trzy, i cztery. Czyli – przebranie się, przejście na basen (basen był naprzeciwko sali gimnastycznej, więc mieliśmy jeden korytarz), pisk dziewczyn, pływanie, trening do zawodów, przejście do szatni w towarzystwie pisku i przebranie się. To jest irytujące. Czy one myślą, że piszczeniem zwrócą moją uwagę? NIGDY. Moje serce jest zajęte. Założyłem fartuch i udałem się pod salę 62 na chemię. O tak, teraz się zabawimy. Po kilku minutach dołączyła do mnie Amelia.
- Percy, lepiej się przygotuj.
- Na co?
- Meghan ci tak łatwo nie odpuści.
Zaśmiałem się.
- Nie wejdzie do mojego serca.
- Ktoś je już ma?
- Tak.
- Mamy jakieś 20 minut do lekcji. Opowiadaj. Czy ta dziewczyna to Twój diler?
- Raczej narkotyk.
Opowiedziałem jej o wszystkim. Ni dobra, prawie. Pominąłem kilka faktów, a niektóre zmieniłem.
- Kiedy się z nią ostatni raz widziałeś?
- Kilka tygodni temu, na jej urodzinach.
- A potem chodziłeś bardzo szczęśliwy?
- Dokładnie. Amelia, mam do Ciebie takie pytanie.
- Słucham.
- Czy Iwona mówiła ci coś o Harrym?
- No wspominała, ze jest słodki, ładny i że go ko... a co?
- No to mamy w klasie parę.
- Dlaczego tak uważasz?
Opowiedziałem moją rozmowę z Harrym. Amelia spojrzała na mnie z błyskiem w oku.
- Percy, nie uważasz, że jako ich przyjaciele, mamy obowiązek im pomóc?
- Czy myślisz o tym, o czym ja myślę?
- Chyba tak.
- Czyli bawimy się w swatkę. Mi pasi. Tylko do czego zacząć?
- Chemia. Przecież od dziś ćwiczenia wykonujemy w niezmiennych parach. A skoro nie ma naszych gołąbków, to możemy robić razem, chyba że wolisz..
- SKOŃCZ Z MEGHAN!
Zaśmiała się. Na bogów, dlaczego ja się nią tak przejmuję?
- Amelia, czy tylko mi się zdaje, że wygląda jak kurtyzana?
- Też tak uważam. Jake i jego przyjaciele też.
- Nie zdziwię się, jeśli zostanie striptizerką.
Zaśmialiśmy się.
- Ja też. A skoro mówimy o przyszłości, to kim chciałbyś zostać?
Zastanowiłem się chwilę.
- Biologiem morskim. A ty?
- Lekarzem. Tak jak mój...ojciec – ostatnie słowo wyszeptała.
- Pewnie jest z Ciebie dumny.
- Nie wiem. Opuścił nas, jak byłam mała. To on mi dał na imię Amelia.
Przytuliłem ją. Wiem, jak to jest.
- Uśmiechnij się, Na pewno go jeszcze spotkasz.
- Dziękuję.
- To co, idziemy na piękny przedmiot, zwany chemia?
- Oczywiście. Ja...
- Ja siedzę przy oknie!
- Ech, no dobra.
Dzwonek i weszliśmy do sali.
- Witajcie, Ic. Zajęliście swoje stanowiska? Posyłam listę, na którą wpisujecie swoje imiona i nazwiska oraz numer stanowiska. Dzisiaj robimy reakcję na wykrywanie...czegoś. Każda para dostanie trzy probówki z substancją. W sprawozdaniu musicie mi napisać, co to jest i jak to wykryliście. Jasne? To do dzieła!
Chwilę później dostaliśmy listę i probówki z białym proszkiem.
- Podejrzewam, że to nie jest heroina ani nic z tych rzeczy? - zaśmiałem się.
- Raczej nie.
- To co, zaczynamy od reakcji ksantoproteinowej?
- To samo chciałam ci zaproponować! A do drugiej wody i oranżu metylowego?
- A co z trzecią? Próba Trommera?
- Percy! Jesteś geniusz! Ja idę po palnik, łapę, pipetę i kwas azotowy pięć, a ty weź wodę destylowaną, oranż metylowy i siarczan sześć miedzi dwa. Tylko uważaj!
- Jasne.
Przez kilka minut szukałem odczynników. Gdy wreszcie je znalazłem, o mało ich nie wypuściłem. Dlaczego? Meghan zaczęła mnie gonić w magazynie. Ona mnie wykończy!. Jeśli kiedyś zobaczycie "Dlaczego ja? Czyli trudne sprawy Perseusza Jacksona" to będzie oznaczań, że wpadłem w depresję.
- Ta dziewczyna mnie wykończy.
- Nie jest tak źle. Podaj mi pipetę i kwas.
Dodała kilka kropel do probówki pierwszej. Czekaliśmy chyba z 12 minut i...nic.
- No dobra, nic białkowego to nie jest.
- Zauważyłam, Percy. Wlej do drugiej probówki wodę.
- Tak jest, kapitanie. Woda dodana!
Amelia dodała kilka kropel oranżu... znów nic.
- Hmm, czyli to nie jest ani zasada, ani kwas, ani nic białkowego.
- Próba?
- Próba.
Wyciągnąłem dłoń po niebieską substancję. Już chciałem wlewać, gdy rozległ się dzwonek.
- 10 minut przerwy!
Wziąłem śniadanie i wyszliśmy przed salę.
- Percy, kto pisze sprawozdanie?
- Ty, ja mam dysleksję.
- Ja też.
- Ale masz ładniejsze pismo.
- Ech, no dobra. Smacznego.
- Dzięki. A jak tam ci się układa z Jake'iem?
- Wspaniale! W sobotę obchodzimy rocznicę.
- No to moje gratki.
- Ic, na lekcję zapraszam.
Zajęliśmy swoje stanowiska i znów bawiliśmy się w odkrywców.
- No, panie Jackson. Mamy półtorej godziny. Pozwalam ci wlać siarczan do probówki.
- Jesteś pewna?
- Nie, ale rób, póki się nie rozmyślę.
Wlałem niebieską substancję do probówki i i zacząłem ogrzewać w płomieniu palnika.
- Amelia, minęło już 20 minut, a z tym nic się nie dzieje!
- Zaraz wyle...Percy, czekaj!
- Co?
- Kolor się zmienia! Z niebieskiego robi się...
- Pomarańczowy!
Westchnęła głośno i mruknęła : mężczyźni.
- Przecież widać, że to nie jest pomarańczowy, tylko CEGLASTO CZERWONY!
Włożyłem probówkę do stojaka i podniosłem ręce.
- Dobra, wierzę ci. A teraz sprawozdanie.
Kolejną godzinę pisaliśmy sprawozdanie. Co tak długo? To wina naszej dysleksji. W końcu oddaliśmy je, a w zamian dostaliśmy kolejno probówkę z czymś płynnym.
- Wlewamy kwasu azotowego?
- Jasne.
Wlałem kilka kropel , wstrząsnąłem lekko i... rozległo się głośne BUM. W mojej ręce została reszta dymiącej się probówki.
- Percy, nic ci nie jest?
- Chyba nie, pani profesor. Zaraz posprzątam.
Nauczycielka weszła do gabinetu, a do mnie podeszłą Amelia.
- Brawo, Perseuszu Jacksonie. Właśnie wyprodukował pan nitroglicerynę. Albo, jak wolisz, środek dodawany do dynamitów.
Resztę chemii upłynęło na sprzątaniu stanowiska. Dobra rada do wszystkich od wujka Percy'ego – nie dodawajcie do gliceryny kwasu azotowego.
- To do jutra, Percy.
- Cześć!
Włożyłem słuchawki i w rytmie F-F-F-Falling poszedłem do pracy mojej mamy. Pracuję u niej jako sprzedawca przez 2 godziny. Właśnie miałem kończyć i zamykać, gdy w drzwiach zobaczyłem:
- Siemasz Beckendorf. Jak tam zdrówko? A Silena?
- Hejka. A jakoś żyję. Masz może coś słodkiego? Silena potrzebuje. Ma kobiecą przypadłość.
- Czekaj, zaraz sprawdzę czy w cukierni znajdzie się coś słodkiego. Szarlotka?
- Daj dwa kawałki. Kończysz już?
- Tak. A co?
- Chyba potrzebujesz porozmawiać.
Zapłacił mi, a ja podałem mu ciasto. Zamknąłem sklep i poszliśmy na Manhattan.
- Więc jaki masz problem?
- Zanim ci powiem, obiecaj, że nie powiesz nic Silenie ani Annabeth. A w szczególności Ann.
- No dobra, ale o co chodzi?
Opowiedziałem mu o mim śnie i o przemyśleniach. Przez przypadek wymsknęło mi się też o pocałunku na urodzinach.
- Ale później będę mógł powiedzieć?
- Zobaczymy. Co zrobić?
- Po pierwsze – myślę, że masz rację. Atak na obóz i na Ann plus Twój sen, to jest jakoś połączone. A co do Ann to, chłopie, BIERZ SIĘ ZA NIĄ! Chyba, że wolisz tą czarnowłosą...
- Ty też przeciwko mnie?
- Percy, widzę, jak ona patrzy na Ciebie na przerwach, gdy rozmawiasz z tą brunetką. Gorzej, niż meduza – zaśmialiśmy się. - Wiesz, że ta mała chciała mi rozwalić związek z Sileną? Przystawiała się do mnie, a na oczach Sileny pocałowała?
- Że co?! Nie żartuj. Ale jesteście razem?
- Oczywiście. Powiem ci, ze nigdy nie widziałem jej tak wkurzonej. A jak Sileną ją wyzywała. Nie sadziłem, że zna takie słowa.
- Zależy jej na Tobie – powiedziałem z żalem.
- Jestem pewien, że Wszystko się wyjaśni. A teraz muszę już uciekać. Dobra rada ode mnie - lepiej nie każ kobiecie czekać, gdy ma TE dni. Narka.
- Dzięki. Pozdrów Silenę!
I zniknął. Wszedłem do mieszkania., przebrałem się. Zjadłem obiad i odrobiłem lekcje. Właśnie robiłem zadanie z matmy z Pitagorasa, gdy przypomniały mi się słowa Rachel :"Twierdzenie Pitagorasa problemem numer dwa będzie". Właśnie, Rachel! Wszedłem do łazienki i wytworzyłem tęczę. Wrzuciłem złotą drachmę.
- O Irys, bogini tęczy. Przyjmij moją ofiarę. Pokaż mi Rachel Dare.
Kilka sekund później w obłoku zauważyłem moją rudą przyjaciółkę.
- Rachel! - zawołałem. Dziewczyna odwróciła się od płótna.
- Percy! Jak dobrze Cię widzieć! Jak ta czarno...
- Noe kończ, proszę. Przynajmniej ty. Mam pytanie. Miałaś może wizje dotyczące Ann?
- Nie, a co?
Opowiedziałem jej mój sen. No ominąłem pocałunek.
- Nie wiesz, co on może oznaczać?
- Niestety nie, ale moja intuicja podpowiada mi, że wszystko się rozwiąże na obozie. Ale miałam wizję dotyczącą Ciebie.
- Tak?
- Wkrótce poznasz kogoś, kto będzie ci bliski. I jeszcze jedno, Percy. Nie poddawaj się!
Machnęła ręką i przerwała połączenie, zostawiając mnie z pytaniem – o kim ona mówiła?

No, kochani. Nareszcie dodałam. Przepraszam, że nie czytałam Waszych blogów, ale miałam tyle nauki, że w weekend po prostu nie miałam sił. Przepraszam, że myśleliście, iż skończyłam bloga. Nie, ja go tam łatwo nie oddam w sidła zapomnienia. I Jak, podobało się? To była ta milsza ja. A teraz ta wściekła:
LUDU! CO WAM SIĘ STAŁO? DLACZEGO USUWACIE I ZAWIESZACIE BLOGI!? OLU H. - DLACZEGO USUNĘŁAŚ BLOGA! JERR – DLACZEGO ZAWIESZASZ! JA SIĘ TAK NIE BAWIĘ! Dobra, przepraszam, ale teraz działam pod wpływem emocji. I znowu milsza "ja" – mam nadzieję, Jerr, że wena przyjdzie. I zawiesisz bloga na maksymalnie 2 tygodnie. Olu – mam nadzieję, że założysz jeszcze raz bloga z przygodami Percy'ego.
PS.: Zapraszam do zakładek:D
Wasza
Rasmuska.
Ps2.: Mam nadzieję, że będzie dużo komci :D Starałam się
Ps3.: Idę świętować! 3 lutego 2013 roku minęło... dziesięć lato od wydania mojego ukochanego singla moich The Rasmus. Singiel zwie się "In the shadows". Aż łezka się w oku zakręciła.