--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
"Chodzę do szkoły
tydzień za tygodniem,
Często jest mi dobrze, czasem niewygodnie...
Niewygodnie wtedy, gdy się nauczyć trzeba,
Lecz ciągle po głowie mi chodzi taki temat,
że jeszcze tylko październik, listopad, grudzień, styczeń, luty, marzec
Kwiecień, maj, czerwiec
i...
Wakacje, znów będą wakacje,
Na pewno mam rację wakacje będą znów!"
Często jest mi dobrze, czasem niewygodnie...
Niewygodnie wtedy, gdy się nauczyć trzeba,
Lecz ciągle po głowie mi chodzi taki temat,
że jeszcze tylko październik, listopad, grudzień, styczeń, luty, marzec
Kwiecień, maj, czerwiec
i...
Wakacje, znów będą wakacje,
Na pewno mam rację wakacje będą znów!"
Ale ten czas szybko minął.
Chodzę do Goode już drugi miesiąc. Jeśli chodzi o nowych
znajomych z klasy, to "bliższy kontakt" mam tylko z
Harrym, Iwoną Helwig i Amelią Tuner. To jedyne dziewczyny, które w
mojej obecności zachowuje się normalnie. Reszta dziewczyn jak mnie
widzi zaczyna chichotać i dziwnie się patrzeć. Już na pierwszej lekcji wychowania fizycznego zaczęła... piszczeć na mój widok.
Bogowie, dlaczego ja? A chłopcy? Rozmawiam z nimi, ale gdy tylko
odchodzę widzę, że mnie obgadują i patrzą na mnie z...
zazdrością? Ale czego mi zazdroszczą? Eh, życie jest dziwne
- Percy! Obudź się! Ziemia do
Perseusza! Już koniec lekcji, idziemy do domu!
- Co, gdzie, jak? Aaaa... to ty,
Amelia. Nie musiałaś tak krzyczeć.
- Gdy zaczynasz myśleć, to tylko
krzyk albo trzęsienie ziemi może cię obudzić z transu.
- Hahaha, bardzo śmieszne.
Wyszliśmy ze szkoły. Trochę ponarzekaliśmy na nauczycieli. Iwona i Amelia poszły w stronę
swoich domów.
- To do zobaczenia, Percy.
- Hola, a ty gdzie, Harry? Też mnie
zostawiasz na pastwę losu?
- Masz wielkie poczucie humoru.
Muszę już iść, bo mam spotkanie rodzinne. Aż tryskam energią
.– oczywiście to była ironia - Do zobaczenia.
- Narka
I zostawił mnie. Włożyłem
słuchawki i puściłem "Szkoła naszym życiem jest" Oddziału Zamkniętego, którą zacząłem śpiewać :
"Pamiętam
ile nerwów zjadłem tam,
te stresy ciągłe i ten wieczny strach.
Te obowiązki, których nie chciał nikt
i w gabinecie dyrektora wstyd.
O ósmej dzwonek i każdego dnia
kamienne schody i ta sama gra.
Wyprasowane twarze, jak ze snu
i każdy bardzo chce się uczyć tu.
Szkoła naszym życiem jest,
w szkole mamy z życia test.
Potem życie szkołą jest
i przez całe życie test.
A kiedy tylko chciałem zmienić coś
natychmiast czułem swój parszywy los.
Dla wszystkich szkoła taka sama jest
i tylko belfer może mieć tu gest.
W historii było tyle różnych dat,
wybitych okien, albo innych strat.
Ogólnie mówiąc taki obraz mam,
że nie wiem jaki był w tej szkole plan.
Szkoła naszym życiem jest,
te stresy ciągłe i ten wieczny strach.
Te obowiązki, których nie chciał nikt
i w gabinecie dyrektora wstyd.
O ósmej dzwonek i każdego dnia
kamienne schody i ta sama gra.
Wyprasowane twarze, jak ze snu
i każdy bardzo chce się uczyć tu.
Szkoła naszym życiem jest,
w szkole mamy z życia test.
Potem życie szkołą jest
i przez całe życie test.
A kiedy tylko chciałem zmienić coś
natychmiast czułem swój parszywy los.
Dla wszystkich szkoła taka sama jest
i tylko belfer może mieć tu gest.
W historii było tyle różnych dat,
wybitych okien, albo innych strat.
Ogólnie mówiąc taki obraz mam,
że nie wiem jaki był w tej szkole plan.
Szkoła naszym życiem jest,
w szkole mamy z życia
test.
Potem życie szkołą
jest,
i przez całe życie
test."
Świetna
piosenka. Oczywiście ludzie patrzeli na mnie jakbym uciekł z
pokoju bez klamek. Po niej puściłem "In
The Shadows" The Rasmus.
Nie pytajcie mnie, o czym myślałem, bo nie wiem. Szedłem na
"automacie". "Obudziłem" się dopiero przed
wejściem do mieszkania. Mamy i Paula jeszcze nie było. Zwykle
kończą ok. 15, ale z moim ojczymem to różnie bywa. W końcu jest
nauczycielem i uczy mnie Angielskiego. Nie wiem, czy cieszyć się,
czy "płakać". Otworzyłem drzwi, przebrałem się,
wyciągnąłem książki i załączyłem komputer. Od czego by tu
zacząć. Może najpierw mój ulubiony przedmiot – biologia. Potem
język ojczysty, grecki a na koniec matematyka. Jak postanowiłem,
tak zrobiłem. Po godzinie byłem wolny. Załączyłem Facebooka.
Po jakichś pięciu minutach zamrugało okienko. Spojrzałem. Moje
serce zaczęło bić szybko, naprawdę szybko. To była Annabeth.
- Witaj, glonomóżdżku.
- Ej! Nie nazywaj mnie
tak!
- Nie złość się.
To piękności szkodzi.
Zaśmiałem
się.
- Ta... Bo mi coś
jeszcze może zaszkodzić.
- Co u Ciebie słychać?
Nie odezwałeś się, odkąd skończył się obóz.
- Nic ciekawego.
Przepraszam, ale musiałem złapać rytm uczenia.
- A to dlaczego?
- To wina nauczycieli.
Są strasznie wymagający, ale to już nie przedszkole. A u Ciebie
co słychać?
- Stare dzieje. Jak ci
idzie nauka?
- Świetnie, najlepsze
oceny mam z biologi, chemi i historii.
- Z historii?
- Tak, robimy
starożytność i mitologię.
- Widzę, że przydały
się moje wykłady.
- I to jak! A jak ci
idzie nauka?
- Pomyślmy. Jak może
się uczyć córka Ateny?
- Na same szóstki?
- Piątki też. Czasem
zdarzy się też czwórka. Jaką masz klasę?
- Dość dziwną.
Szczególnie dziewczyny. Nie zdziwię się, jeśli okażą się córkami
Afrodyty.
- Co masz na myśli?
-Cały czas
rozmawiają o zakupach, szminkach itd. Gdy wchodzisz to klasy to
pierwsze co czujesz, to wymieszane zapachy perfum. A wygląd? Mają
na twarzy chyba z tonę pudru i innych kosmetyków. Na dodatek chodzą
tak ubrane, że szkoda gadać.
- To znaczy?
- Przez te dwa miesiące
tylko parę razy widziałem je ubrane w spodnie do kolan. Tak to chodzą
albo w miniówach albo w szortach do połowy ud. Rozumiem, gdyby tak
ubrały się na randkę, ale do skzoły?
-Ach, rozumiem. U
mnie to samo. Na szczęście są trzy dziewczyny, które ubierają
się normalnie i mogę z nimi porozmawiać o architekturze.
- A jak tam koledzy?
- Ach, jest dwóch.
Jeden nazywa się James Hakala, a drugi Aleksander Mels
Poczułem
ukłucie w sercu. Czyżby już mnie nie kochała? Może to dziwne,
ale nie byłem zazdrosny. Czułem tylko ból w sercu. Jakby wbijano
mi tysiąc maleńkich igiełek. Ale przypomniałem sobie moją
obietnicę "Zrobię wszystko, by była szczęśliwa". Nawet, jeśli oznacza to szczęście z innym.
- Jacy oni są? Jak
wglądają?
- O Aleksandrze lepiej
już nie wspominać.
- Coś ci zrobił?
- Rzucił mnie.
Zagotowało
się we mnie. Czułem, jak ogarnia mnie nienawiść do tego całego
Aleksandra. Nikt, nikt nie ma prawa rzucić mojej przyjaciółki. NIKT!
- Byliście razem?
- Tak. Trzy tygodnie.
Zerwał ze mną, bo nie chciałam ubierać się, jak on sobie życzył
(czyli jakieś naprawdę króciutkie spódniczki i szorty).
Stwierdził, że jeśli nie jestem w stanie wykonać jego życzenia,
to lepiej będzie, jak się rozstaniemy. Był jeszcze jeden powód – na imprezie, na której byliśmy zaczął mnie wyzywać. Nie chcesz wiedzieć, jak.
Teraz to ogarnęła mnie naprawdę wielka nienawiść. Jak go tylko spotkam to.... Spokojnie, Percy, Uspokój się. Policz do dziesięciu. Okej. Jeden, dwa, trzy, cztery... No, już dobrze, ale nie daruję mu tego.
- Gdzie on ma oczy? Co
za idiota. Pewnie po waszym zerwaniu od razu znalazł sobie nową?
- Aha.
- Klasyczny casanova.
Nie przejmuj się. Nie jest Ciebie wart. Zasługujesz na kogoś
lepszego. O wiele lepszego.
- Dzięki.
- Jak będziesz
chciała się wyżalić, to wiesz do kogo się zwrócić.
Służę rękawem. A jaki jest ten James?
- Czarujący,
przystojny. Chodzi zawsze ubrany w luźne jeansy, koszule, które
odsłaniają jego umięśnione ramiona i obowiązkowo glany. A jego
włosy... Ach zawsze postawione na żelu. Ale dlaczego ci tak
przynudzam? Lepiej powiedz, czy jest u Ciebie jakaś dziewczyna w
twoim typie.
- A on jest w twoim?
- Nie. Mój typ jest
inny, ale on to wyjątek. Więc jak?
- Żadna z dziewczyn z
mojej klasy mi się nie podoba. Są dwie dziewczyny, które ubierają
się normalnie, ale nie czuję do żadnej z nich czegoś więcej,
niż przyjaźni.
- Nie martw się.
Kiedyś znajdziesz tą jedną, jedyną.
Już ją
znalazłem. Ale ona woli innego – pomyślałem.
- Zobaczymy.Przez pięć minut się nie odzywała. Pomyślałem, że pewnie teraz gada z tym całym James'em. I znów to dziwne uczucie.
- Ach, zapomniałam o jednym.
Posłała mi jakiś tekst w starożytnej grece. Sens był taki – Annabeth zaprasza mnie na urodziny do San Francisco na 16:00 18 października (piątek) – dokładnie tego dnia – równe dwa miesiące po moich urodzinach - wypadają jej święto. Mam jej odpisać na numer komórkowy. Chciałem jej podziękować za zaproszenie, ale zauważyłem, że już się wyłączyła. Napisała tylko jedno zdanie Do zobaczenia. Wyszedłem do kuchni, a tam....
- Mamo?
Kiedy weszłaś do mieszkania?
- Godzinę
temu.
- To
już tak późno?
Nie odpowiedziała. Uśmiechnęła się i podała mi obiad. Przypomniałem
sobie rozmowę z przyjaciółką.
- Mamo,
mogę jechać do Annabeth na urodziny?
- A
gdzie i kiedy?
- 18 październik, do San Francisco.
- Przykro
mi, Percy. To niemożliwe.
- Ale
dlaczego? - spytałem z żalem w głosie.
- Tego
dnia Paul jedzie na tydzień z wycieczką do Rzymu z wychowankami. A
wiesz, że nie mam prawa jazdy i ty też jeszcze nie.
- A
nie mogę sam jechać?
- Nie,
Percy.
- Dlaczego?
- Boję
się o Ciebie.
Zatkało
mnie. Wiedziałem, że mama martwi się o mnie – szczególnie
teraz, gdy wykąpałem się w Styksie (tak, powiedziałem o tym
mamie), ale nigdy tego nie okazywała. Wstałem od stołu. Usiadłem
u siebie na parapecie, włączyłem muzykę. Wysłałem wiadomość
do Ann :
Wybacz, ale nie dam rady
przyjechać do Ciebie.
Przepraszam. Życzę
miłej zabawy.
Percy.
To chyba najdłuższa notka, jaką napisałam. Jak widać, wróciłam. I jak Wam minęły te tygodnie? Mi okropnie. Ale nie przydłużam. Aha! Chciałam polecić bloga http://lady-of-revenge.blog.onet.pl/. Po przeczytaniu opowiadań polecam zakładkę Rocznica bloga. Pokażmy, że potrafimy wymyślać pytania do wywiadu. Jeśli macie jakieś propozycję albo prośby dotyczące treści bloga, to jestem otwarta na różne sugestie i nie tylko. To tyle ogłoszeń. Do następnej notki.
Pozdrawiam i życzę miłego grudnia.