25.12.2013

Wesołych Świąt :D

Witajcie kochani :) Tak, jeszcze żyję. Chciałabym w tak pięknym, radosnym (i zielonym) dniu złożyć najserdeczniejsze życzenia. Byście byli zawsze uśmiechnięci, karp był bez ości i spadło troszeczkę śniegu. Ale poza tym życzę Wam, aby:

Zeus nie szalał tak bardzo z pogodą,
Posejdon chronił Was w wodzie,
Hades razem z Morfeuszem nie dopuścili żadnych koszmarów,
Hera pomogła trwać wiernie przy swoich ideałach
Hestia podtrzymywała ciepło ogniska domowego nie tylko w święta,
Atena podarowała mądrość,
Afrodyta i Anteros postawili na drodze tego jedynego / tą jedyną,
Temida pomagała dokonywać słusznych wyborów,
Artemida odstraszała narzucających się facetów,
Ares pomógł w wojnie z nauką,
Hefajstos strzegł od ognia,
Apollo zesłał wenę,
Hermes dał ducha podróży,
Demeter nie męczyła owsianką,
Dionizos strzegł od szaleństwa (wiadomo jakiego) w Sylwestra,
Kairos i Tyche obdarowywali szczęśliwym zbiegiem okoliczności,
Plutos obdarował bogactwem,
Harmonia sprzyjała,
A Charyty miały Was w swej opiece.

A teraz, zanim dostaniecie coś od cioci Rasmuski, kilka słów. Wena przyszła i rozdział jest napisany... w zeszycie. Ale jest :D Dziękuję wszystkim, którzy mi ją wysłali. Przepraszam, kochani, że zaniedbuję czytania. Jestem złą bloggerką. Zdaję sobie z tego sprawę. Może ci na Olimpie jadzą mi trochę czasu, na nadrobienie zaległości.
Dobra, koniec. Teraz ta fajniejsza część - Merr, gratuluję dokończenia historii. Płakać mi się chce, że nie mogłam na bieżąco jej czytać. Wybaczysz mi?
Dobra, ostatnia sprawa. Pod spodem ciocia Rasmuska daje Wam prezent. Niektórzy go już znają. Prezent. z dedykacją dla WSZYSTKICH czytelników. Gdyby nie wy to nie wiem, czy bym jeszcze pisała. Ale już nie przedłużam i czytajcie :D WESOŁYCH ŚWIĄT! (czcionka mi się zepsuła ;( )




Chorwacja, 14.02.2021r.
KOCHANY PAMIĘTNICZKU
Aż trudno mi uwierzyć, że od mojego ostatniego wpisu tutaj minęło już jedenaście lat! Ach… , jak wiele mam ci do opowiedzenia. Ale zacznę od początku (tak będzie najlepiej, prawda?) - od końca wakacji. Nowy rok szkolny zaczęłam w nowym miejscu, nowej szkole i (co najważniejsze) blisko mojego Glonomóżdżka. Najczęściej spotykałam się z Nim na Olimpie – pomagał mi w odbudowie. No dobra, inaczej. On się starał, a ja na niego krzyczałam. Nie często, ale parę razy to się zdarzyło. Skoro w planach mam napisane „kolumny w stosunku do dachu mają być ułożone tak, by kąt między nimi wynosił 90 stopni ” to tak ma być! A nie 89. Ja wrzeszczałam, a Percy podchodził do mnie, delikatnie całował i szeptał, że złość piękności szkodzi. Wiesz, kochany pamiętniku, z Percy'm NIGDY się nie nudziłam. Serio! Raz ten wulkan wiecznej energii (tak na marginesie – zawsze się zastanawiam, skąd ją bierze? Może jest jak wampir, tylko zamiast krwi wysysa z innych energię?) zabrał mnie na koncert Metallicy! I to nie w zwykły dzień, tylko w walentynki! To był wspaniały wieczór. Opowiem ci o tym zdarzeniu i o paru jeszcze innych. Więc zaczynam.
Wszystko zaczęło się ostatniego stycznia, kiedy dowiedziałam się, że w walentynki Metallica – ukochany zespół mój i Percy'ego - zagra w Nowym Jorku! Chciałam zrobić chłopakowi prezent i kupić bilet, jednak dzień później wszystkie zostały wyprzedane. Byłam zła na siebie. Oczywiście nie mówiłam nic Percy'emu, nie chciałam robić mu przykrości. Dzień przed dniem koncertu dostałam od niego wiadomość (do dziś pamiętam jej treść): „jutro, mądralińska, zabieram Cię w pewne miejsce, gdzie jest możliwość obejrzenia transmisji z koncertu. Przyjadę o 17.” Nie mogłam doczekać się tego dnia! Po zajęciach zaczęłam się szykować na randkę. Chyba Zeus postanowił nam sprzyjać, bo było bardzo ciepło. Ubrałam czarną bluzkę z logiem zespołu z krótkim rękawem, ciemnogranatowe jeansy oraz w tym samym kolorze trampki do kostek. Do tego założyłam prezenty od chłopaka – pieszczochę ze stożkami i kolczyki w kształcie kół. Włosy zaczesałam na jedną stronę i (uwaga, nowość) zrobiłam makijaż! Tak, pamiętniku, zrobiłam i to sama! Nałożyłam jakiś ciemny kolor na powieki, rzęsy musnęłam maskarą, a usta błyszczykiem o smaku truskawek. Dlaczego akurat truskawki? To ulubione owoce chłopaka. Podobno przypominają mu mnie. Ale wracając do tematu. Właśnie zamykałam pokój, gdy dostałam wiadomość, że Percy na mnie już czeka. Założyłam czapkę-niewidkę i po minucie byłam już na parkingu. Percy mnie zauważył, gdy „pozbyłam się” mojej czapki i podeszłam do niego. Opierał się o maskę auta, Volvo S60 II  które dostał po obozie na urodziny od Paula, Sally i Posejdona. Był ubrany podobnie do mnie – bluzka z logiem, ciemnogranatowe jeansy, glany i pieszczochę podobną do mojej. Ubioru dopełniała narzucona czarna skórzana kurtka. Objął mnie delikatnie, pocałował i poprosił, bym zamknęła oczy. Zrobiłam tak i poczułam, jak coś wiąże mi na nich.
- Po co mi ta opaska?
- To niespodzianka.
Pomógł mi wsiąść do auta i ruszyliśmy. Przez całą drogę śpiewaliśmy takie piosenki, jak „Jump in the fire”, „Sad but true” czy „Frantic”. Nagle Percy wyłączył silnik. Wyszliśmy z auta i szliśmy kilka minut, aż nagle się zatrzymaliśmy.
- Ta panienka z Tobą?
- Oczywiście.
- Można wiedzieć, dlaczego ma opaskę?
- To niespodzianka.
- No to, chłopie, gratuluję pomysłu! Udanej randki. A tak na marginesie, to skąd wytrzasnąłeś taką laskę?
Byłam pewna, że się zarumieniłam podczas tej rozmowy.
- Poznałem na obozie.
I poszliśmy dalej. Nagle stanęliśmy, a Percy ściągnął mi opaskę. Uśmiechnął się do mnie i wyszeptał, bym się odwróciła. Zrobiłam tak i zaniemówiłam. Przed nami była scena, a na niej rozstawione gitary i perkusja.
- To moja niespodzianka – wyszeptał.
- Percy, ale jak...skąd ty masz bilety?
- Od znajomego. Chcesz tak spędzić walentynki, czy... - nie dokończył. Pocałowałam go i wyszeptałam jedno słowo, które i tak nie oddawało mojej radości – dziękuję.
Koncert trwał coś koło trzech godzin. Zespół grał takie piękne piosenki jak „Wherever I May Roam ”, „For Whom the Bell Tolls”  lub „One” . Jednak najpiękniej było, gdy Metallica zagrała „Nothing Else Matters”. Każda para się przytulała, łącznie z nami. To znaczy Percy obejmował mnie od tyłu w pasie i, gdy wszyscy głośno śpiewali razem z zespołem, on, te same słowa szeptał mi do ucha. Pewnie nikt nie widział w tym nic specjalnego, ale dla mnie to było wspaniałe. Szczególnie, że podczas partii instrumentalnej, Percy odwrócił mnie i na chwilę pocałował. Wokół nas ludzie (i zespół ze sceny) bili nam brawa i wołali "jeszcze raz! Jeszcze raz!". Jednak nic nie może wiecznie trwać. Po piosence „Smoke on the water” musieliśmy wracać. Nie dotarłam do internatu tak szybko. Po drodze zatrzymaliśmy się na klifie. Przez  kilka godzin leżeliśmy na masce auta w świetle pełni i miliarda gwiazd wtuleni w siebie. Może to był taki prezent od Artemidy? Percy dał mi swoją kurtkę, gdy zaczęłam drżeć z zimna. Wiedziałam, że jest z niego gorący chłopak, ale nie, że aż tak! Na następnym spotkaniu chciałam oddać kurtkę, ale nie zgodził się. Powiedział, że mam ją zatrzymać, bo wyglądam w niej lepiej niż on i tak inaczej. Inaczej, niż ta Annabeth, którą poznał na obozie.
Och, ale to nie wszystko, o czym chciałam napisać. Pewnie się zdziwisz, pamiętniku, ale moja matka – Atena – dowiedziawszy się, że mam zamiar być z Percy'm, pogratulowała nam! Serio! Krótko ci o tym opowiem (naprawdę krótko):
Jak pisałam kiedyś, 4 lipca to dla nas – amerykanów – wielkie święto. W jedno lato, zamiast tradycyjnego ogniska, bogowie urządzili w obozie herosów bal. Oczywiście poszłam na niego z Percy'm. Zapomniałam, że żaden z bogów nie wiedział o naszym związku. Podczas jednego z wolnych tańców pocałowałam chłopaka. Ledwo się od siebie odsunęliśmy, a już usłyszałam głos mojej matki. Najpierw oczywiście było coś w stylu „Annabeth Chase! Co ty sobie myślisz” i tak dalej. Dodała jeszcze kilka zdań, zaskakując wszystkich obozowiczów, Chejrona i bogów! Co takiego powiedziała? „Percy. Dałam ci kredyt zaufania. Jeżeli w jakiś sposób w waszym związku skrzywdzisz Annabeth, to nawet Tartar Cię nie ukryje. Mam nadzieję, że nie będę musiała długo czekać na na zaproszenie od Was.” Stalibyśmy tak chyba z wieczność, gdyby nie ojciec chłopaka, który zaczął krzyczeć „gorzko, gorzko”. Po kilku sekundach dołączyli do niego wszyscy – razem z Ateną! Nie zostało nam nic innego, jak się pocałować. Chcieliśmy dalej tańczyć, ale Clarissa krzyknęła „do jeziora kajakowego!”. I powtórka z rozrywki. Tym razem siedzieliśmy krótko pod wodą, po czym Percy zrobił wejście smoka. Wyszliśmy z jeziora na grzbiecie wielkiej fali, która oblała wszystkich. Nawet Posejdon był mokry. Spojrzałam na Clarisse, a ta uśmiechnęła się i powiedziała, że dzisiaj nam daruje. Nawet nie wiesz, kochany, jak Chris ją zmienił. A teraz kolejna nowość – rok po bitwie o Olimp nie zostaliśmy wysłani na żadną misję! Ale czy to oznacza, że te wakacje były nudne? Oczywiście, że nie. Przyznam się, że podczas bitw o sztandar, skopałam mojemu chłopakowi kilka razy tyłek. Ale ostrzegałam, że ma się przygotować! Przecież nie będę mu niczego ułatwiać. Wiesz, pamiętniku, nikomu się do tego nie przyznawałam, ale zawsze miałam wysokie wymagania odnośnie mojego przyszłego chłopaka. Jednak, gdy spotkałam Percy'ego, te wymagania zmalały (a może tylko tak mi się zdaje? Może moje wymagania były dostosowane do niego?). Chłopak musiał mnie przede wszystkim kochać, troszczyć i mnie rozbawiać. A Glonomóżdżek właśnie taki jest.
Od nowego roku rzadko się spotykaliśmy. Chcieliśmy dobrze napisać egzaminy i cały czas spędzaliśmy przy książkach (glonomóżdżek też). W walentynki Percy pokazał mi pałac swojego ojca. I to nie wszystko! Posejdon tego dnia poprosił mnie, bym zaprojektowała jego pałac na nowo! Byłam w siódmym niebie! Później nadszedł maj – matury, zanoszenie dokumentów na uniwersytety i.... poród Sally. Tak, Percy został bratem. Pani Jackson (nie potrafię się przyzwyczaić do pani Blofis) urodziła śliczną córeczkę – Agnes. Pamiętam, jak raz staliśmy przed stalą. Percy obejmował mnie od tyłu i wyszeptał: „Widzisz moją mamę, Paula i Agnes? Mam nadzieję, że ja też się tego doczekam. Że będę mógł być na miejscu Paula a ty na miejscu mojej mamy” i delikatnie mnie pocałował. Kilka dni później Sally wyszła ze szpitala. Pomagaliśmy jej, więc nie pojechaliśmy na obóz. Byłam w ich domu 24 godziny na dobę. Percy nawet żartował, że przygotowywałam się do przyszłej roli! Chyba miał w tym trochę racji. Chłopak też dużo robił przy swojej siostrze. Już wtedy wiedziałam, że będzie wspaniałym ojcem. W urodziny Percy'ego dostaliśmy koperty z wiadomością, że dostaliśmy się na New York Uniwersyty. Ja na architekturę, a Percy na biologa morskiego. To był drugi powód do świętowania. Przyznam się, że wtedy pierwszy raz się upiłam. Jednak do niczego nie doszło! Wtedy jeszcze nie. Od września zaczęliśmy chodzić na Uniwersytet, więc codziennie się widziałam z moim chłopakiem. Zawoził mnie na uczelnię i do domu.
Przedtem pisałam, że Posejdon poprosił mnie o zaprojektowanie jego pałacu, prawda? Percy, na moje urodziny, wziął mnie znowu do swego ojca. Pokazał mi zamek. Nie mogłam uwierzyć, że wykonanie przerośnie w tysiącach jak nie milionach procentach moje wyobrażenie! Kilka godzin tak zwiedzaliśmy każdy zakamarek pałacu. To było piękne!
W jedną noc razem z Percy'm zaszaleliśmy całkowicie. Było to znowu w walentynki. Akurat tego dnia moja rodzina pojechała...gdzieś. Wieczorem dostałam wiadomość od chłopaka, że za godzinę będzie pod moim blokiem. Ubrałam jakąś spódniczkę, bluzkę na ramiączkach i półbuty na koturnie. Zrobiłam delikatny makijaż i wyszłam z mieszkania. Percy najpierw zaprowadził nas do studia tatuaży. Tak, zrobiliśmy tatuaże, ale z henny. Nie byłam jeszcze pewna, czy chciałam prawdziwy. Percy wybrał smoka na klacie. Moim zdaniem wyglądał jak „młody bóg”. Ja postawiłam na feniksa na lewym biodrze. Następnie zrobiliśmy sobie na włosach pasemka. Percy wybrał niebieskie a ja czarne. Jednak na tym się nie kończyło nasze szaleństwo. Poszliśmy na dyskotekę, gdzie szaleliśmy w tańcach. Wypiliśmy parę drinków i przed północą poszliśmy do mnie. Zamknęłam drzwi na klucz i zaczęłam całować Percy'ego. Kierowałam go do mojego pokoju. Opadł na moje łóżko i, zanim zdążył cokolwiek zrobić, leżał pode mną. Jedak nie na długo. Tak, pamiętniku. Tej nocy zrobiliśmy... TO. Było wspaniale. Nie ukrywam, że się bałam. Znajome, które przeżyły to przede mną, mówiły, że towarzyszy temu straszny ból. Ja nic nie czułam. To potwierdziło moje poprzednie odczucia – że Percy jest wyjątkowy i moim jedynym. Wtedy myślałam, że już wszystko będzie dobrze. Nie mogłam się mylić bardziej. Gdyby ktoś powiedział mi, że zerwę z Percy'm, wyśmiałabym go i poleciła jakiegoś psychiatrę. Jednak tak się stało. Przyznam się, że w pewnym czasie nie było dnia ani nocy, żebym tego nie żałowała. Pewnie ciekawi Cię, jak to się stało.
Wakacje, przed obozem. Byłam szczęśliwa, że znowu zobaczę Nica, Thalię, Tysona i, oczywiście, Glonomóżdżka. Dostałam nagłego i ostrego bólu brzucha. Poszłam do lekarza, a ten powiedział do mnie: „to nowotwór wątroby”. Byłam zrozpaczona. Przecież miałam całe życie przed sobą! Pomyślałam o Percy'm – co on zrobi, kiedy mnie już nie będzie? Pomyślałam, że muszę zrobić jedno. Spotkałam się z nim tego samego dnia. Powiedziałam najspokojniej, jak tylko potrafiłam: „Percy, nie potrafię tego dłużej ciągnąć. To koniec. Przepraszam”. Następnego dnia byłam już w szpitalu. Brakowało mi mojego chłopaka. Nikt, nawet rodzina, nie troszczył się o mnie tak, jak on! Wprawdzie tata z rodziną i Atena byli przy mnie, ale to nie to samo.  Przez pierwszych kilka dni miałam wiele badań. Gastroskopie, rezonanse, tomografie, naświetlania, prześwietlenia i inne. Miałam jednak szczęście – rak nie był złośliwy. Jednak czymże była ta wiadomość w oceanie smutku? Nie mówiłam tego rodzinie, ale czułam, jak powoli nowotwór wykańcza mój organizm. Nie chciałam ich martwić. Raz siedziałam na łóżku po pobieraniu krwi i zastanawiałam się, co Percy teraz robi, czy znalazł inną, gdy usłyszałam, jak otwierają się drzwi. Bałam się spojrzeć w ich stronę. Bałam się, że zobaczę Tanatosa.
- Cześć, Annabeth. Jak się czujesz?
Spojrzałam na chłopaka. Włożył bukiet goździków i lilii – moich ulubionych kwiatów – do wazonu. Uśmiechnęłam się smutno do niego. Przysiadł na brzegu łóżka.
- Bywało lepiej. Co u Ciebie słychać?
- Jakoś sobie radzę, chociaż jest trudno bez osoby, która woła na mnie Glonomóżdżek.
Zaśmiałam się. Pierwszy raz od przyjścia do szpitala.
- Mogę wiedzieć, dlaczego tu jesteś?
- Annabeth, zerwałaś ze mną, ale nie zerwałaś naszej przyjaźni. W związku z tym nie odwiedzam swojej dziewczyny, ale swoją przyjaciółkę. A przyjaciół się nie zostawia w biedzie, prawda?
Czułam, jak w moich oczach zbierają się łzy, które po chwili spływają po moim policzku i spadają na dłonie. Zaczęłam płakać. Percy wytarł łzy i przytulił mnie mocno do siebie. Zaczął szeptać, że jest obok mnie, że mnie nigdy nie zostawi, że pragnie mojego szczęścia nawet za cenę swojego bólu. Co jakiś czas czułam dotyk jego ust na moim czole lub włosach. Teraz, ze zdwojoną siłą, dotarło do mnie, jak brakowało mi jego dotyku, ciepła jego ciała, głosu, bliskości. Nawet ciszy, która nam nigdy nie przeszkadzała.
- Percy, przepraszam Cię – wyszeptałam w jego tors.
- Za co?
- Że popełniłam największy błąd w moim całym życiu.
- To znaczy?
- Nie chciałam z Tobą zrywać. Nigdy nawet o tym nie myślałam. Gdy dowiedziałam się, co za paskudztwo siedzi we mnie, nie chciałam, byś cierpiał. Nie chciałam, by mój widok sprawiał ci ból, wzbudzał litość, byś widział, jak powoli się staczam, uchodzi ze mnie życie, niknę. Czy...czy możesz mi wybaczyć?
- Annabeth, mam być szczery? Miałem nadzieję i nadal mam, że to tylko jakiś żart, pomyłka. Że miałaś ciężki dzień. Powiedz mi tylko, a zapomnę o tym. Potraktuję jak jakiś koszmar. Chcesz tego?
- Chcę. Dalej będziesz moim chłopakiem?
- Byłem, jestem i będę Twój.
Percy siedział przy mnie w dzień i w nocy. Zostawiał mnie na godzinkę, dwie, żeby się umyć, przebrać coś zjeść. Często odwiedzali mnie też Thalia, Nico, Kaliana z Groverem, rodzice z braćmi, Atena, Posejdon i rodzina mojego chłopaka z małą Agnes. Z siostrą Percy'ego zapominałam, gdzie jestem i w jakim stanie. Na sam jej widok się uśmiechałam. Każdego dnia byłam coraz słabsza, bledsza, traciłam kolory. Percy, widząc jak choroba postępuje, każdego dnia mówił mi, że jestem piękna, że mnie kocha, wszystko będzie dobrze. Przepraszałam go wielokrotnie za mój błąd. Właściwie to próbowałam, bo gdy tylko zaczynałam, chłopak skutecznie uciszał mnie pocałunkiem. Dwa tygodnie po przyjściu do szpitala, miałam operację. Siedział przy mnie, przytulał i kołysał.
- Mądralińska, uśmiechnij się. Wszystko będzie dobrze. Wiem to.
- A jeśli ja nie...
- Ciiii. Nawet tak nie myśl.
- Będziesz na mnie czekał?
- Będę. Annabeth, nawet nie wiesz, jak wspaniale wyglądasz z małą Agnes.
- Naprawdę?
Zaśmiał się. Dlaczego dopiero tego dnia uświadomiłam sobie, jak bardzo kocham, gdy się uśmiecha i śmieje?
- Annabeth, mam do Ciebie propozycję.
- Tak?
Delikatnie położył mnie na łóżku. Jedną dłonią gładził mój policzek, a drugą brzuch. Pochylił się i szeptał do mojego ucha.
- Jak wyjdziesz ze szpitala, to może postaramy się o taką małą Agnes? - zaskoczył mnie.
- Chciałbyś?
- Tylko z Tobą.
- Propozycja przyjęta.
Całowaliśmy się, aż do przyjścia pielęgniarki. Percy „odprowadził” mnie pod salę operacyjną. Pocałował i wyszeptał „będę czekał”. Kilka minut później oddałam się w objęcia Morfeusza. Zanim ponownie otworzyłam oczy, poczułam ucisk na brzuchu i dłoni. Lekko rozchyliłam powieki, by przyzwyczaić się do światła. Już znałam jego przyczynę. To był Percy. Miał na sobie zielony fartuch. Zasnął z głową na moim brzuchu i dłońmi oplatającymi moją na łóżku. Wyglądał tak niewinnie. Gdybym wtedy pokazała go komuś i powiedziała, że to jest największy wojownik, nie uwierzyłby. Delikatnie głaskałam jego policzek i głowę. Po kilku minutach zobaczyłam jego oczy w kolorze oceanu. Uśmiechnęłam się lekko do Percy'ego. Podniósł głowę, a ja skorzystałam z okazji i szybko siadając, delikatnie pocałowałam. Gdy się odsunęłam, zauważyłam na jego policzku ślad łzy. Wtuliłam się w jego ciało. Słyszałam, jak Percy szeptem dziękuje bogom.
- Percy, co się stało?
- Nic.
- To dlaczego płakałeś?
- Ze szczęścia.
- Czyli?
- Ann, nie budziłaś się już tydzień. Lekarze nie wiedzieli, co ci jest.
- A ty tu byłeś?
- Tak.
Już nic nie mówiliśmy. Tydzień później zostałam wypisana ze szpitala. Nie miałam żadnych skutków ubocznych operacji i nie musiałam chodzić na chemioterapię. Pojechaliśmy na kilka dni na obóz, gdzie oddałam się w wir obozowych obowiązków i bitew. To było wspaniałe. Wiesz, kochany pamiętniczku, co jeszcze było wspaniałe? Jak Percy urządził na moje 20 urodziny piknik pod gwiazdami. Zabrał mnie nad Harlem Meer. Siedzieliśmy i rozmawialiśmy, przytulali, śmiali, podziwiali zachód słońca, a później gwiazdy. Jedliśmy potrawy, które mój kochany Glonomóżdżek sam przygotował i sączyli moje ulubione wino. Nagle Percy wziął gitarę (do dzisiaj zastanawiam się, skąd ona się tam wzięła) oraz zagrał i zaśpiewał trzy wspaniałe piosenki: „Otwieram wino ze swoją dziewczyną”, „Zawsze tam, gdzie ty” i najpiękniejszą (moim marzeniem było, żeby mój chłopak ją zaśpiewał) - „Not like the other girls”. Później Percy odłożył swoją gitarę, klęknął przede mną i powiedział magiczne słowa „Annabeth Chase, najpiękniejsza kobieto w całym wszechświecie. Czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją żoną?”. Oczywiście zgodziłam się, bo jakby inaczej? Resztę pikniku spędziliśmy na śpiewaniu, całowaniu i zajmowaniu się sobą. Dał mi najpiękniejszy prezent. Rano wstałam jako pani Chase, a poszłam spać jako przyszła pani Jackson. Nie obchodziło mnie, że ktoś może nas nakryć. Dla mnie liczył się tylko jego dotyk, jego zapach, jego bliskość, jego głos. Pobraliśmy się półtorej roku później – 14 lutego. Trzy miesiące po Groverze i Kalianie, Dwa miesiące przed Nico i Eveliną (córka Zeusa) i trzy miesiące przed Clarisse i Chrisem. Ślub (i miesiąc miodowy) odbył się w Grecji. Sama Afrodyta dała mi suknie ślubną i przygotowała do wesela. Percy'ego zobaczyłam dopiero przy ołtarzu. Prawie go nie poznałam. We fraku nie wyglądał jak ten Glonomóżdżek! Na uroczystość przybyli nasi przyjaciele z obozu, Chejron, Tyson, Thalia z łowczyniami, nasze śmiertelne rodziny, Rachel, niektórzy znajomi z pracy oraz bogowie. Cała dwunastka i ci pomniejsi, a Zeus połączył nas węzłem małżeńskim. Później odbyło się piękne wesele. Nie zabrakło tradycyjnych zabaw, jak rzucanie muszką i bukietem, ściąganie zębami podwiązki, taniec nowożeńców oraz wspólne zjedzenie pierwszego kawałka toru weselnego! Wiesz, kochany pamiętniczku, jest takie powiedzenie – jaki ślub, taka noc poślubna, więc nic nie muszę już dodawać. Następnego lata zostaliśmy rodzicami – urodziłam chłopczyka Nathana. Ach, pamiętam, jak Percy się stresował bardziej niż ja! Nathan jest naszą małą mieszanką – ma blond włosy i zielone oczy. Ale chyba już czas wrócić do rzeczywistości. Co teraz się dzieje? Mamy po 27 lat. Dzisiaj mija piąta rocznica naszego ślubu. Percy, z tej okazji, wziął mnie na tydzień do Chorwacji. Tylko ja i on. Bez bogów, bez potworów, na urlopie. Siedzę nad jeziorem przy wypożyczonym domku, a Percy klęczy za mną i masuje oraz czyta to co napisałam, wspomina razem ze mną i komentuje. Właśnie zaczął całować moje barki, a to oznacza, że czas kończyć. Nadchodzi noc, a noc jest dla mnie i mojego męża. Poza tym zostało mi jeszcze do powiedzenia jedno – w tym roku ktoś do nas dojdzie. Kto? Mała dziewczynka - nasza córeczka.

12.10.2013

Przepraszam.

Przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam, przepraszam.
Przepraszam Was, ale w najbliższym czasie nie pojawi się notka. Powód, a właściwie powody? Po pierwsze - muszę sobie kilka rzeczy poukładać i nad kilkoma pomyśleć. A drygi, ważniejszy? Gdzieś mi wena uciekła. Jeśli ktokolwiek ją znajdzie, proszę o kontakt. Spodziewam się, że przez ten czas mogę stracić wielu czytelników. Dziękuję tym, którzy jeszcze zostali. Wiele to dla mnie znaczy. Jeszcze raz DZIĘKUJĘ. I taka maluteńka prośba. Właśnie porządkuję blogi i się straciłam. Dlatego chciałabym, byście w zakładce "POWIADOMIENIA" zostawiali adresy blogów, które chcielibyście, bym przeczytała. Nie tylko Wasze, ale również znalezione. Dotyczy to również blogów, które obserwuję. Do zobaczenia.
(Mam nadzieję, że jeszcze) Wasza Rasmi.

22.08.2013

9. Lepsze jutro.

Hej, kochani. Nareszcie wróciłam :D Mam nadzieję, że notka się Wam spodoba. Liczę na komcie!
Ps.: Z dedykacją dla nowych obserwatorów/komentatorów bloga i dla Alice di Angelo.
Ps2.: Dzięki, LunaRain za opis z gitarą i za poprzednią notkę. I love this :D

Spojrzałem na kobietę i już wiedziałem, że będę miał z nią dobry kontakt. Podszedłem do niej i wyciągnąłem rękę. Elen podała mi swoją. Wstała i... przytuliła mnie. Chwilę mi zajęło oddanie uścisku.
- Miło mi Cię poznać, Percy.
- Mi też, pani Blofis
Weszliśmy do domu. Matka Paula od razu zaprowadziła nas do jadalni. Najwyższy czas coś wszamać. Usiedliśmy do stołu zastawionego przeróżnymi rzeczami - sałatkami, owocami, wędlinami, serami, warzywami. Uczta godna imprezy na Olimpie. Szybko skonsumowaliśmy, nawet się nie odzywając. Byliśmy za bardzo zmęczeni. Elen zaprowadziła nas do pokoi. Otworzyłem drzwi i poczułem się jak w domu. Ale nie jak na Long Island, tylko Manhattanie. Ciemnobrązowe meble i masywne łóżko. Do tego ściany pomalowane na jasnozielony (w moim pokoju jest błękitny). Szybko się rozpakowałem, przebrałem i walnąłem w łóżko. Natychmiast oddałem się w objęcia Morfeusza.

* * *
Obudziły mnie promienie słońca wpadającego przez odsłonięte okno do mojego pokoju. Zaraz, gdzie ja jestem? Hmm... A no tak! Detroit Rock City. Niegdyś piękne, bardzo zaludnione miasto, teraz...prawie ruina. Sięgnąłem po telefon. Wow, ktoś się o mnie martwi. Zobaczyłem z 20 nie odebranych połączeń od Amelii. Czego może chcieć? Ledwo odłożyłem telefon na stolik, gdy usłyszałem „She's my sin
- Hallu?
- GDZIE TY DO CHOLERY JESTEŚ? JA TU CZEKAM NA JAKIŚ ZNAK OD CIEBIE I SIĘ MARTWIĘ, ŻE JESZCZE CIĘ NIE MA, DZWONIĘ DO CIEBIE CHYBA Z 20 RAZY, A TY NAWET NIE NAPISZESZ, ZE WSZYSTKO JEST DOBRZE!
- Też się już za Tobą stęskniłem. Poza tym, kto zarzekał się, że będzie na facebook'u cały czas?
- Przecież byłam! A teraz możesz mi powiedzieć gdzie jesteś?
- Detroit. Paul zabrał‚ nas do swojej matki.
- Wow. Ale i tak mogłeś zadzwonić, że dotarłeś.
- Tak. O 23 zadzwoniłbym. Odebrałabyś?
- Tak, a potem zabiła za obudzenie.
- Dobra, kończę. Pogadamy jeszcze. Udanych Świąt. Cześć.
- Pa, Percy.
Rozłączyłem się. Wstałem, ogarnąłem i poszedłem na śniadanie. Oczywiście troszkę musiałem się naszukać jadalni.
- Cześć wszystkim. Jak tam Wasze sny? - przywitałem się. Zauważyłem, jak Paul się zaczerwienił. Czyżby sen dozwolony od lat 18?
- A Czemu się pytasz, Percy?
- Wiesz, Paul. Powiadają, że co się przyśni w nowym miejscu, to się wyśni – teraz ojczym przypominał już dojrzałego buraka. Uśmiechnąłem się do niego niewinnie i usiadłem na przeciwko Elen. Tak swoją drogą chyba mógłbym do niej wołać babciu. Przecież to matka mojego ojczyma, więc rodzina, mam rację? Ciekawe, czy by mi pozwoliła. Spytam się...kiedyś.
- Percy, Percy!
- Tak?
- Pojedziemy zaraz z Sally do centrum. Zostaniesz z babcią? - czyżby Paul czytał w moich myślach? Spojrzałem na kobietę nie wiedząc, czego się spodziewać.
- Z chęcią spędzę czas z moim wnukiem.
No to zagadka rozwiązana. Yeah.
- Jasne, zostanę.
Wstaliśmy od stołu. Pomogłem babci umyć naczynia. Rodzice już pojechali, więc, gdy tylko babcia na chwilkę wyszła, cichaczem wysłałem im wiadomość, żeby coś kupili na prezent. Schowałem telefon i usiadłem w salonie. Chwilkę później dołączyła do mnie Elen.
- Percy, opowiedz mi coś o sobie.
- Ale co?
- Wszystko. Chcę coś wiedzieć o moim wnuku.
Dobra, Percy, myśl. Wysil te swoje biedne, przemęczone, szare komórki przeplatane glonem. Tak! Zaraz, co ja to opowiadałem Amelii. A już pamiętam.
- Urodziłem się 18 sierpnia z ADHD i dysleksją. Mój ojciec odszedł od nas gdy byłem mały. Nie wiem, dlaczego. Nawet go nie pamiętam. Później moja mama wyszła za mąż za Gabe'a. Nie lubiłem go. Co ja wymawiam? NIENAWIDZIŁEM. Najważniejsze dla niego było piwo i pokażę ci kilka chwytów zagrywki pokera. Nawet, gdy byłem w pobliżu, nie potrafił powstrzymać się od klepnięcia mamę w... nieodpowiednie miejsca.
- Więc dlaczego Sally wzięła z nim ślub? W ogóle, co z jej rodzicami?
Uups. Wpadłem. I co teraz?
- Nie wiem. Mama nigdy nie wspominała o nich. To chyba dla niej trudny temat. A co do Gabe'a, to podobno przed małżeństwem był inny. A później chyba mu się odwidziało. Zniknął po moim powrocie z obozu w wieku 11 lat. I nie tęsknię za nim. Tam poznałem moich przyjaciół – m.in. Silenę, Thalię, Nico, Charlesa, ale wszyscy wołają na niego Beckendorf, Annabeth, Grovera, braci Hood. Ach, długo by wymieniać.
- Masz jakąś sympatię, prawda?
Zarumieniłem się. Ten kobiecy instynkt.
- Heh, mam. Poznałem ją na obozie.
- Jak się nazywa?
- Annabeth. Annabeth Chase. I jest moją najlepszą przyjaciółką. Jest też córką Ateny.
Babcia spojrzała na mnie, jakbym spadł z Olimpu.
- Bo to....
- Powiedz....
Zaczęliśmy razem. Zaśmialiśmy się.
- Kontynuuj. Kobietom się ustępuje.
- Ach, jaki dżentelmen. Tylko odpowiedz szczerze. Co ci się śniło?
Miałem małą walką w sobie. To było takie... intymne, osobiste. Dobra, postawię wszystko na jedną kartę.
- Ale nie powiesz rodzicom?
- A to dlaczego?
- To... to jest bardzo osobiste.
- To twoje marzenie? - powiedziała ściszonym głosem.
- Tak. Ale obawiam się, że nic z tego nie wyjdzie.
- Dlaczego?
- Annabeth aktualnie ma trzecią sympatię. Pierwszy był Luke Castellan, syn Hermesa. Następnie Aleksander Mels a obecnie James Hakala.
Otworzyłem się przed nią. Tak, zostanie w domu było wspaniałym rozwiązaniem. Czułem, że mogłem jej zaufać.
- Nie martw się. Wszystko będzie dobrze. Uśmiechnij się. No a teraz opowiedz mi jak to jest z tymi dziećmi bogów.
- No to tak. Cały obóz jest dla osób, które lubią i interesują się starożytną Grecją - kulturą, językiem. Nazywa się Obóz Herosów.
- Obóz Herosów?
- Już tłumaczę.  Obóz Herosów i trwa od zakończenia roku szkolnego, aż do drugiej połowy sierpnia. Przychodzi się do Chejrona – naszego nauczyciela i lekarza – i mówimy mu, że na przykład chcę być dzieckiem Posejdona jak ja.
- Dlaczego Posejdona?
- Kocham pływać i wszystko, co jest związane z wodą, a szczególnie z oceanem. A teraz wracam do obozu. Kwaterujesz się w odpowiednim domku i już jesteś dzieckiem boga. Uczymy się starożytnej greki, kultury, walki na miecze, łucznictwa. Mamy też taki mały park przygód. Czasem Chejron zabiera nas na wycieczki. Mamy też las, rzeczkę, oraz piękną plaże z jeziorem.
- Długo już ta jeździsz?
- Pięć lat.
- I podoba ci się?
- Tak, bardzo.
- A teraz powrót do wcześniejszego pytania. Jaka jest Annabeth? Jak wygląda?
- Heh, jest o głowę niższa ode mnie. Ma długie blond loki i piękne szare oczy. Jest o głowę niższa ode mnie. Jest miła, ale jak się zdenerwuje, to lepiej uciekać. Jej inteligencja przebija wszystkich. Chce zostać architektem i zbudować coś, co przetrwa wieki.
- A ten sen?
- Śniło mi się, ze siedzimy w lesie. Rozmawialiśmy i czasem całowaliśmy. Przybiegli do nas do nas dziewczynka i młodszy chłopak. Byli naszą małą mieszanka.
- Chciałbyś, żeby to się spełniło?
- Nawet nie wiesz, jak. Jest moją miłością i tą jedyną z dwóch.
- Z dwóch?
- Tak. Jedną jest ocean. Dlatego chcę zostać biologiem morskim.
- A gdzie chodzisz?
- Do pierwszej klasy liceum Goode. Na 15 alei na Manhattanie.
- Podoba ci się tam?
- Tak, bardzo. Widuję tam Silenę i Beckendorfa, którzy są parą. Ale też mam nowych przyjaciół.
- Jak się nazywają?
- Amelia, Harry i Iwona. Ale tęsknię za innymi obozowiczami.
Nastała chwila ciszy. Spojrzałem na salon – delikatny brązowy kolor wręcz uspokajał. Na ścianach wisiało pełno obrazów. Kwiaty, pejzaże, sceny walki. Starsze obrazy, mające już za sobą lata świetności i te nowe, jakby dopiero wyszły spod pędzla artysty.
- Malujesz?
- Tak dla przyjemności. Jestem samoukiem.
- Podobają mi się. Bardzo.
Babcia spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.
- Wiesz, Percy, Przypominasz mi Andrew’a.
- Kogo?
- Andrewa, mojego męża. Też kochał ocean i wyglądał podobnie do Ciebie. I też po, tak jak ty i Annabeth, poznaliśmy się na obozie. Pamiętam, jak chcieliśmy zrobić imprezę po ciszy nocnej poza teren obozu. A jak wiadomo, nie ma dobrej imprezy bez alkoholu. Na kogo wypadła podróż? Mnie i Andrewa. Był dwa lata starszy. Zakochałam się w nim podczas tej „przygody”. Zaimponował mi swoją odwagą, opiekuńczością, poczuciem humory. Zostaliśmy parą w ostatni dzień obozu. Gdy przyjechaliśmy do domu okazało się, że chodzimy do tej samej szkoły, a nawet mieszkamy na tej samej dzielnicy.
- Wow, nieźle.
- Tak, z Andrew’em łączyły i dzieliły nas pasje – obydwoje lubiliśmy sztukę. Ten obraz – wskazała na podmorskie miasto, które bardzo, wręcz idealnie odzwierciedlało Atlantydę - namalowałam na jego urodziny. Często też byliśmy na plaży, gdzie trzy lata od rozpoczęcia naszego związku oświadczył mi się. Na szczęście moi rodzice od razu zaakceptowali nasze narzeczeństwo.
- A dlaczego by nie mieli zaakceptować?
- Nie wiedzieli, że w ogóle mam chłopaka. Więc moi rodzice byli bardzo zaskoczeni, Szczególnie, że miałam z nimi bardzo dobry kontakt i mówiłam o wszystkim. No, prawie. Nie umieliśmy się dogadać w sprawie subkultur.
- Dlaczego?
- Nie podobało im się, że byłam hipiską. A teraz wyobraź sobie hipiskę i metala.
- Andrew był metalem? To chyba był wielki szok zobaczyć Was razem.
- Oj był. A dla Ciebie by nie był, gdybyś ty miał córkę, która jest gotką i przyprowadza ci narzeczonego, który jest nemo?
- Eee, babciu, nie nemo. Emo.
- No mówię, nemo. Więc? O byś zrobił?
- Chyba padł trupem, albo coś takiego.
- Tak jak mój ojciec, tylko on zemdlał. To był dla mnie wielki szok. Tata zawsze silny, odważny, rządzący twardą ręką, mdleje na widok córki z narzeczonym.
Wyobraziłem sobie taką sytuację ze mną, Annaneth i Posejdonem. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu.
- I co dalej?
- Zaszłam w ciążę trzy miesiące przed ślubem. Byliśmy z Andrew’em i jego rodzicami bardzo szczęśliwi. Ale moi rodzice już nie. Mieliśmy nawet „małą” kłótnię, gdy dowiedzieli się, że biorę ślub cywilny. „Jak to? Chrześcijanka z wierzącej rodziny od pokoleń i nie bierze kościelnego? O nie, młoda damo. Albo bierzesz kościelny, albo nie licz, że pojawimy się na ślubie. A o dochowaniu czystości do ślubu już nie wspomnę. Wstyd i hańba dla rodziny. Wstyd i hańba.” Spakowałam resztę rzeczy z domu rodzinnego i zamieszkałam razem z narzeczonym tu, w tym domu. Pobraliśmy się w urzędzie stanu cywilnego w Detroit. Obecni byli tylko rodzice Andrewa i nasi bardzo bliscy znajomi. Wesele było skromne, ale z klasą.
- Rozmawiałaś jeszcze kiedyś z rodzicami?
- Tak, raz. Po urodzeniu Paula zadzwoniłam do nich i powiedziałam, że mają wnuka. Dzień później, gdy do nas przyjechali, widziałam ich ostatni raz.
- Co się stało?
- Wracali późno w nocy. Nalegałam, aby zostali na noc, ale nie chcieli.
Widziałem jak zaczynają się zbierać łzy w jej oczach. Przytuliłem ją do siebie. Długo siedzieliśmy w ciszy, nim Elen kontynuowała swoją opowieść.
- Co się stało? - wyszeptałem.
- Wypadek. Ktoś wjechał w nich na pasach. Matka zmarła na miejscu, a ojciec w drodze do szpitala. Do dziś żałuję, że przez te pół roku nie rozmawiałam z nimi.
Znowu siedzieliśmy w ciszy. Na samą myśl, że mógłbym stracić mamę i Paula przebiegły mnie dreszcze.
- Babciu.
- Tak?
- A co się stało z twoim mężem?
- Zginął, gdy Paul rozpoczął studia.
- Jak?
- Został zastrzelony podczas napadu na bank. Był policjantem.
- Przykro mi.
- Już się z tym pogodziłam.
- Ciężko było?
- Bardzo. Ale przecież nikt nie żyje wiecznie. Na każdego przyjdzie czas. Na niektórych prędzej, a na innych później.
- Jak Paul to zniósł?
- Zamknął się w sobie. Uciekł do nauki. Długo się do mnie nie odzywał. Podejrzewam, że miał depresję. Wiem od znajomej, że stracił kontakt ze znajomymi. Tak było, aż poznał kobietę. Jak się później okazało, Twoją matkę. Przyjechał do mnie i zaczął opowiadać, że poznał kobietę, którą uczy i ma syna. Jest piękna, inteligentna. No, coś podobnego do Twoich słów o Annabeth. I zawdzięczam twojej mamie, że przywróciła mi syna - tego sprzed śmierci ojca.
- Tak, mama jest wyjątkowa, Paul też. Odkąd sięgam pamięcią, zawsze chciałem dla mamy faceta takiego jak Paul. Faceta, który sprawi, że mama będzie się uśmiechać. Nie ukrywam, bardzo się zdziwiłem, gdy usłyszałem przez telefon jego głos, a nie mamy. Bałem się, że będzie taki jak Gabe. Ale gdy go spotkałem, poznałem, zobaczyłem, że mama jest szczęśliwa, wszystkie troski odeszły. Zaufałem mu i nie żałuję decyzji. Fata chyba to zaplanowały.
- Fata?
- Greckie boginie losu. Najpierw trud, cierpienie, a później radość, szczęście.
- Nieźle się w to wkręciłeś.
- Nawet nie wiesz, jaką wielką częścią mojego życia jest mitologia grecka.
Rozmawialiśmy tak o wszystkim. O muzyce, wojnie, widzianej z jej punkty widzenia, kulturze, dzisiejszym świecie i marzeniach.
- Percy, mamo! Jesteśmy.
- Już? Tak szybko?
- Szybko? Pani Blofis....
- Mamo, jak już, córeczko. - zaznaczyć w kalendarzu - mama się zarumieniła.
- Mamo. Nie było nas 5 godzin.
- Aż tyle? Myślałam, że mniej. Pójdę robić obiad.
- Mamo czekaj - pobiegłem do niej - kupiliście coś?
- Tak, zestaw do malowania - farby, pędzle, płótna i sztaluga.
- Dzięki. Ile Wam jestem winien?
Uśmiech mamy i machnięcie ręką.

* * *

Tyk, tyk, tyk, tyk, tyk, tyk, tyk, tyk.
Nie no, ja się pytam ile można. Dotychczas nie miałem problemu ze spaniem w nowych miejscach.
Ogólnie, ze spaniem przez koszmary owszem, ale nigdy z powodu po prostu, przeczucia?!
Bzdura. Ehh nie wytrzymam… Wstałem i narzuciłem na siebie szlafrok. Przecież nie spędzę całej nocy w jednym pokoju, nie? Nie z moim ADHD. Wysunąłem głowę za drzwi. Korytarz spowijała ciemność przerwana przez bladą poświatę księżyca wpadająca przez okna. Ruszyłem przed siebie. Ten dom faktycznie wygląda na stary nie tylko z zewnątrz. Doszedłem do schodów mijając pokój mamy i Paula oraz pokój Elen.
Schody. Oczywiście można było przewidzieć wyłożone wypłowiałym już ciemno szkarłatnym dywanem. Cóż pozostaje jak nie ruszyć na szczyt? Po kilku chwilach znalazłem się przed starymi dębowymi drzwiami. Pokrywała je chyba z 10 cm warstwa kurzu. Dlaczego… Zakręciło mi się w głowie i musiałam się przytrzymać ściany. Ewidentnie coś dziś wisi w powietrzu. Otworzyłem drzwi odciskając ślad mojej dłoni na gałce. Chłód mosiężnej gałki przyprawił mnie o dreszcz. Pchnąłem lekko drzwi… Uchyliły się ze skrzypnięciem. Wziąłem głęboki oddech i wsunąłem się do pomieszczenia. Ciemność wdała się tu bardziej czarna niż na korytarzu, jednak w głębi widać było jasne światło wpadające przez okno. Podszedłem bliżej. Uchylone. Poczułem chłód przez nie wpadający. Dotknąłem framugi. Stara, bardzo stara farba z odrywała się drażniąc moje palce.
Odwróciłem się. Wszystkie meble wypełniające przestrzeń poddasza były przykryte niegdyś białymi prześcieradłami. Ściągnąłem szarpnięciem materiał. Na komodzie stały przeróżne rzeczy. Ramki przedstawiające małego Paula, Elen z mężem w dniu ślubu. Szczęśliwą rodzinę. Skrzypnięcie podłogi. Machinalnie sięgnąłem do kieszeni i wyczówawszy w niej Orkana odwróciłem się. Nikogo nie zobaczyłem. Sięgnąłem do szuflad. Zeszyty, i nic więcej. Dopiero teraz zauważyłem, że prześcieradło nie zsunęło się do końca. Sięgnąłem ostrożnie. Moim oczom ukazała się, gitara? Nie była jakaś wyjątkowa, widziałem w życiu kilka gitar, ale jednak ta była inna. Było od niej czuć tą aurę. Starości, magii? Przesadzam. Ziewnąłem i zamrugałem kilka razy. Sięgnąłem po stare pudło. Chwilę przed jego dotknięciem zawahałem się. Po chwili siedziałem w promieniach księżyca z stara, dość zniszczoną gitarą. Brakuje jej strun. Położyłem palce na strunach, tak jak kolesie w teledyskach które oglądam i jak chłopcy z kabiny Apolla.
-Ajj, ostre…- mruknąłem do siebie karcąco i puściłem struny. - Jeszcze raz…- tym razem poszło mi lepiej, prawą ręką szarpnąłem struny. To co usłyszałem nie przypominało żadnego konkretnego dźwięku. Czego można się po mnie spodziewać… Mimo tego nie przestawałem. Jak zaczynam to kończę. Spróbowałem inaczej. Ałł, źle. Jeszcze raz.
Nie wiem, ile tak siedziałem. W momencie budynek się zatrząsł. Szybko odłożyłem gitarę i wstałem. Skierowałem się w stronę drzwi. Musiałem przytrzymać się ściany. Nie myślcie ze mam problemy z równowagą wstrząs był silny. Po chwili dom zaczął znów drzeć, z każda sekundą wstrząsy przybierały na sile… Zszedłem ostrożnie na dół. Po chwili obok mnie pojawiła się babcia.
-Mamo?! – usłyszałem krzyk Paula.
-Tutaj jesteśmy! Odwróć się. - Kobieta odkrzyknęła mu.
Spojrzałem na mamę była przerażona. Schroniliśmy się na parterze, pod stołem w kuchni, jakkolwiek absurdalnie to brzmi.
Co tu się dzieje! Przecież to nie może mieć żadnego związku ze mną, prawda? Muszę zadzwonić do
Ann, albo lepiej Chejrona… sam nie wiem… Wstałem i pobiegłem do pokoju. Zaraz za mną pojawił się też tam i Paul.
Percy, wszystko w porządku?
- Nie, Paul. Nie mam mojego plecaka...
- Salon. Potrzebujesz czegoś?
- Tak, drachm. Nie podoba mi się to trzęsienie. Coś czuję, że jest to związane ze starożytnością. Muszę porozmawiać z Chejronem i Posejdonem.
Wybiegliśmy z pokoju.

Chwilę później.

Tęcza zamigotała i pokazała mi mojego ojca, stojącego w swoim pałacu.
- Tato!
- Percy? Co ty tu robisz? - Kolejna porcja wstrząsów.
- To twoja sprawka?
- Nie. Dlaczego mnie oskarżasz?
- Nie oskarżam, tylko się pytam. Pytam się , gdyż jesteś też bogiem trzęsień ziemi, więc pomyślałem...
Pokręcił głową.
- Tutaj też to odczuwamy. Niestety nie mogę ci pomóc. Sam chciałbym wiedzieć, co się dzieje.
- Skontaktuję się z Chejronem, może on coś wie.
- Dobra myśl. Jak coś będę wiedział, powiem Ci. Do zobaczenia. Wesołych świąt.
- Nawzajem. Pa.
Machnąłem ręką i zakończyłem połączenie. Dobra, teraz obóz.
- O Irys, bogini tęczy, przyjmij moją ofiarę. Pokaż mi Chejrona, Obóz Herosów.
Chwilę później już widziałem mojego nauczyciela w pełnej formie.
- Chejronie!
- Percy! Domyślam się, że ty... - przerwał mu wstrząs - w sprawie trzęsienia?
- Dokładnie.
- Niestety, Percy. Nic nie wiem. Ale to musi być coś poważnego.
- Dlaczego?
- Zostało zwołane właśnie nadzwyczajne posiedzenie na Olimpie. Jak coś będę wiedział, poinformuję Cię. A póki co, do lata.
- Do lata.
Rozłączyłem się. Szybko pobiegłem do kuchni i wlazłem pod stół. Zaczęło świtać, a trzęsienie zaczęło ustawać.
-Co do jasnej… ymm - Paul urwał napotkawszy wzrok mamy - się tutaj dzieje…
-Nie mam pojęcia skarbie…- mama Paula wyraźnie przejawiała o nas troskę. - Skoro i tak już nie śpimy i to, hmm trzęsienie przeszło przygotuję śniadanie.- podeszła do lodówki i zaczęła się krzątać, a mama jak gdyby nigdy nic ruszyła jej pomóc. Oszaleję, Paul patrzał na mnie, a ja na niego.
- Nie próbuj zrozumieć… -mruknął. Wyszliśmy z kuchni, aby posprzątać zniszczenia nocy.
- Obudźcie mnie na śniadanie.
- Jasne.

* * *

- Cześć, co na śniadanie?
- Chyba na obiad.
- Obiad?
- Percy jest 15:00 i ty chcesz śniadanie?
- Eeee, tak? Spałem tak długo? Ale mieliście mnie obudzić!
- Nie potrafiliśmy. A Paul miał prawie bliskie spotkanie z Twoją nogą. Dobra, siadaj, jedz i pomóż nam.
- Ale w czym?
- No jak to w czym. Dzisiaj jest Wigilia. Trzeba się przygotować.

Później, bliżej nie określony czas.

- Percy, jak ty wieszasz te lampki? Przenieś na drugą stronę. A łańcuchy gęściej... ALE NIE AŻ TAK!
Jakoś udało mi się ubrać choinkę... po kilku godzinach. Stół już też rozłożony i nakryty. Na szczęście prezenty już spakowane, więc teraz tylko czekać na gwiazdkę. Przeszedłem do pokoju. Wybrałem czarne jeansy, błękitną koszulkę i... marynarka? No tak. Pewnie mama mi dorzuciła. Ubrałem się i spróbowałem ogarnąć moje włosy. Wysłałem krótkie życzenia do przyjaciół (Ann, Amelii, Harry'emu i Iwonie życzyłem udanego związku). Dostałem od prawie wszystkich życzenia zwrotne. Jeszcze tylko ostatnie looknięcie na fejsa. Głowna i kilka zdjęć od Ann z tym jej lowelasem. Na jednym zdjęciu się...całowali. Myślałem, że umrę. Szybko się wylogowałem, ale obraz pozostał w mojej pamięci. To było gorsze od ukąszenia skorpiona. Z bólem fizycznym zawsze sobie poradzę, ale emocjonalny to już inna bajka. Ten zabija od środka i jest o wiele gorszy.
- PERCY! KOLACJA.
Dobra, trzy głębokie wdechy i odłożyłem swój ból. Przecież jestem z rodziną, więc trzeba się cieszyć, prawda? Zszedłem do salonu. Wszyscy już stali i czekali na mnie. Krótka modlitwa, życzenia (każdy mi życzy związku z Ann) i posiłek. Makówki, ziemniaki, ryby, kapusty, barszcz i inne potrawy. Mniam...prawie.
- Percy, dlaczego nie jesz ryby?
Bo jestem synem Posejdona a ryby mieszkają w morzu. To tak jakby zjeść brata.
- Percy ma uraz do ryb. Gdy był mały prawie połknął ość.
Dziękuję mamo za ratunek.
- Rozumiem.
Kilkanaście minut później wszyscy siedzieliśmy przed choinką. Zgadnijcie kto rozdawał prezenty. Tak, ja. Najpierw Paul. Co dostał? Męskie rzeczy. Perfum „NAZWA” i butelkę whiskey/koniaku. Dorzuciłem jeszcze paczkę maszynek do golenia i żel. Mama dostała biżuterię™ i butelkę™ czerwonego, półsłodkiego wina. Babcia już wcześniej wspomniane rzeczy malarskie. Ach, ta jej radość. No, wszyscy obdarowani, więc mogę wstać.
- Percy, czekaj. Mamy dla Ciebie jeszcze jeden prezent.
Nie ukrywam zdziwiłem się. Chwilę później przede mną leżał pokrowiec bardzo podobne do tego, które znalazłem w nocy. Zaraz, chyba to nie jest...
- Percy, może otworzysz?
Zrobiłem tak, jak powiedziała babcia i...zamarłem.
- Chyba gdzieś tu wkradła się meduza. Percy, zamknij usta.
Obudziłem się i delikatnie dotknąłem gryfu, pudła, strun już kompletnych. Wyciągnąłem instrument. Lewą ręką nacisnąłem struny, a prawą po nich przejechałem. Tym razem pokój wypełnił dźwięk czystszy niż rano.
- Ale jak, skąd wiedzieliście?
- Podziękuj swojej babci.
Uśmiechnęła się do mnie i przysiadła się.
- Nie tylko ty miałeś problemy z zaśnięciem.
- To ty tam byłaś?
- Tak. Słyszałam, jak próbowałeś grać, jak… fałszowałeś. Mimo to nie przestawałeś próbować. Nie poddawałeś się. Uruchomiłam kontakty i voilà. W muzycznym jakiś młody człowiek ci nastroił struny. A tu masz zeszyt z akordami. To co. Bierzemy się za naukę? Pokażę ci kilka chwytów.
- Jasne. A ta gitara, jest Twoja?
- Percy, pokażę ci kilka chwytów
- Jest twoja? - wskazałem gitarę, po co ja wdaję się w dyskusję z mamą Paula?
- I tak i nie, należała do mojego męża.
- I potrafisz grać?
- Kiedyś próbował mnie nauczyć - odpowiedziała cierpko - jednak niektórzy nigdy się tego nie nauczą. To jak, zaczynamy?
- Chętnie…
- To patrz, to są struny, a to progi musisz naciskać odpowiednie struny w odpowiednim miejscy i w odpowiednim czasie żeby wydały dźwięk, który chcesz. Na przykład jeśli naciśniesz pierwszym palcem 2 strunę na pierwszym progu tutaj - zaczęła układać moje palce na gryfie – drugim palcem 4 strunę na drugim progu, tak dobrze, i trzecim palcem 3 strunę na drugim progu i pociągniesz wszystkie struny naraz, nie, nie pociągasz prawą ręką, a lewą dalej przyciskasz struny -zaśmiała się i jeszcze raz ułożyła moje palce. Gdy pociągnąłem struny dźwięk był okropny. Elen znów się zaśmiała i zaczęła coś mówić o stroju gitary…


Światło jeszcze długo się świeciło w salonie, zanim wszyscy poszli spać. Nauce gry na gitarze towarzyszyły żarty, śmiechy, wspomnienia Elen z dzieciństwa jej jedynego syna i rozmowy. Percy zapomniał o bólu. Zapomniał, że na zewnątrz czekają na niego potwory, nowe zadania i niebezpieczeństwa. Nowe straty. Zapomniał, że jest synem Posejdona – boga z wielkiej trójki. Teraz był tylko kolejnym Percy’m. Był tylko on, gitara i rodzina. Cieszył się chwilą. Ale nie tylko on spędzał wigilię z rodziną. 24 grudnia. Jedyny dzień w roku, kiedy bogowie schodzą do obozu i spędzają czas z dziećmi. Z niektórymi pierwszy raz, a z niektórymi już ostatni. Tego dnia nie ma relacji istota boska - półbóg. Jest rodzic - dziecko. Ares nie rozmawia ze swoimi dziećmi patrząc na nich niebezpiecznie. Uśmiecha się, żartuje przytula. Atena tego dnia nie kieruje się rozumem, lecz sercem. Hestia patrzy na wszystkich i uśmiecha się. Hera nie patrzy na Thalię jak na najgorsze zło. Patrzy na nią, jak na swoją córkę. Demeter nie kłóci się z Hadesem o Persefonę. Afrodyta tego dnia porzuca swoje plany na idealny romans i bawi się ze swoim mężem, Hefajstosem. A Zeus, Posejdon i Hades traktują się tego dnia jak bracia. Nie kłócą się, nie wywyższają. Tego dnia liczy się tylko to, że są razem. Ale to nie wszystko. W tym magicznym dniu odchodzą od herosów wszystkie troski. W tym dniu wszyscy – herosi, najady, driady, bogowie, centaury – wszyscy patrzą w gwiazdy z nadzieją. Z nadzieją na lepsze jutro.

13.08.2013

Welcome.

Witajcie, kochani. W niedzielę wróciłam i jeszcze nie zdążyłam ogarnąć wszystkiego. Notka się... pisze i przepisuje. W tym tygodniu raczej nie będzie (sprawy rodzinne), ale do końca wakacji... jak najbardziej. Mam nadzieję, że Wam się spodoba. A co do poprzedniej notki... Luno, uwielbiam Cię. Twoja notka wspaniałą, genialna itd. Dziękuję ci za nią i trzymam kciuki za kolejne. Dla wszystkich, którzy zdziwili się, że w notce nie występuje nasz kochany Persiak już tłumaczę - nie wystąpił żaden błąd, nie przestałam pisać o Percabeth (kurde, już zdradziłam), nie straciłam chęci, ALE razem z redaktorką mamy pewny plan na historię i mamy nadzieję, że Wam się spodoba. Ten zabieg był specjalny, by.... albo nie. Wszystkiego dowiecie się w swoim czasie. Tylko mnie nie zabijcie.
Pozdrawiam i życzę miłej reszty wakacji.
Rasmuska.
Ps.: właśnie siedzę i kopiuję Wasze notki na komórkę, by w wolnym czasie je przeczytać bez konieczności załączania laptopa ;D

20.07.2013

Wszystko na swoim miejscu…


Trzaskający kominek w naszym domku.
Cisza...
Kartka, długopis, gitara. Uwielbiam. Miałam coś napisać, ale jakoś brak weny, czegokolwiek. Kolejne opuszczone zajęcia, a tekst ani rusz.

- Ty nie na zajęciach?
-Nie właśnie…, oh to tylko ty – przestraszyłam się, że to któryś z wykładowców, jednak do domku wszedł Criss.
-Tylko ty? Myślałem że jestem kimś więcej niż „tylko ty”. -zrobił ta
-Oj nie przesadzaj. – Pocałowałam go w policzek na powitanie.

- Piszesz? – temat piosenki… Usiadł koło mnie i sięgnął po mój notatnik. Jak, pytam jak ja mam mu powiedzieć, że zarwałam ostatnio 10 lekcji, a tekstu, ba nawet marnego początku, pomysłu, zalążka dalej brak. Ehh, cóż prędzej czy później się dowie… Zaczęłam unikać jego wzroku.

- No w sumie nie jest tak źle, w sumie to już… - odsunęłam notatnik by nie odkrył ziejącej z niego pustki.
-Coś kręcisz, pokaż. - nachylił się przeze mnie.
-Ale nie jest jeszcze skończona!! – złapałam jego rękę,  próbowałam przeszkodzić mu w otwarciu notesu, jednak wszystkie moje działania poszły na marne.
-Kate...- długa przerwa, niedobrze - tutaj nic nie ma, nie licząc kilku starych kawałków – zmarszczył brwi i spojrzały na mnie jego ciepłe ciemno brązowe oczy.
-No, tak jakby, ja no… – Spuściłam wzrok, teraz czeka mnie kazanie...
- Ale co się dzieje? Nigdy wcześniej nie miałaś problemu z pisaniem, poza tym…
-Takk, wiem, ale ostatnio coś tak, sama już nie wiem… - spuściłam głowę. Włosy zakryły mi twarz.
-Kate…- zaczął tym swoim troskliwym tonem - czy ty, aby na pewno nie powinnaś być na wykładach?
-Jutro pójdę … - czemu oni cały czas czepiają się tych wykładów? Nie rozumieją, że mam je zupełnie gdzieś? Po co mi jakaś kultura starożytnej Grecji, historia zgromadzenia, fizyka, przedsiębiorczość i inne?
-Ile lekcji opuściłaś?
-Ostatnio? – wpadłam, dlaczego nigdy nie zastanowię się zanim coś palnę?! – Nie wiem z 5, 10 ?
-Jak dalej będziesz tak robić to czeka Cię przeniesienie, albo co gorsza kolejna wizyta Jarred’a – lekko się zaśmiał. Uwielbiam jego śmiech, zawsze wprawia mnie dobry humor, jednak teraz on się o mnie martwił. Przecież wiem, że robię źle...
- Jarred wcale nie jest taki zły…- uśmiechnęłam się - poza tym nie przeniosą mnie, ostatnio coraz lepiej mi idzie, widziałeś jak panuje już nad wodą?
-Tak wtedy to ja zerwałem się z lekcji - uśmiechnął się – Dobra musze lecieć zaraz zaczną mnie szukać.
-A czemuż to?
-Obiecałem Waist’owi że polecę z nim i młodymi na rundkę wokół rezerwatu.
-Zapewne, nie mogę lecieć z wami? –spytałam z miną niewinnego, proszącego kotka
-W sumie taż jakiś trening, w siodlarni za 20 minut.- Ruszył w kierunku schodów.
-Czekać na Ciebie?
-Nie, musze jeszcze coś załatwić – puścił oczko i zniknął w swoim pokoju na piętrze.

Ubrałam się i wyszłam na powietrze. Zdecydowanie bryczesy i sweter to moje ulubione ubranie.
Pomimo, że to dopiero luty jest dość ciepło. Promienie słońca leniwie przebijające się przez chmury muskające moją twarz. Droga do stajni i obejścia nie jest długa, jednak aby się tam dostać trzeba przejść spory odcinek.

Właśnie, gdy zbliżałam się celowi mej wyprawy drogę zagrodziła mi Anett.
- Witaj, Kate.- zawsze wypowiada moje imię z wyraźną ignorancją. Jakbym była kimś… gorszym…
-Cześć. - zbyj ją, przecież to nikomu nie zaszkodzi, tak mówienie do siebie opanowałam do perfekcji.
-Dalej wierzysz ,że on będzie z tobą? –zaczyna się, dlaczego ona zawsze musi wpychać swój nochal w nie swoje sprawy?! Czy zawsze musi psuć mi humor? Rozumiem że, miedzy nami, a tymi „zwykłymi”, jeśli można nazwać nas wszystkich ogólnie normalnymi, zawsze były spory, ale ona stanowczo starała się uprzykrzyć mi życie.
-Nie rozumiesz tego, że on zadaje się z tobą tylko dla tego że jest mu ciebie żal?
-Nieprawda, wybacz ale śpieszę się…- wycedziłam przez zęby, starając zachować uśmiech. Tylko spokojnie Kathrin.
- Myślisz że będzie tracił czas na kogoś takiego jak ty? Cienia, który jest taki słaby?
- A ty niby jesteś taka silna? – mój głos zadrżał… Stawia mnie to na przegranej pozycji - Tylko nieznacznie wyprzedzasz moje opanowanie o..
-Nieznacznie? Czy ty siebie słyszysz, radzę odczep się od niego boo… Cześć Criss. – Nagła zmiana tonu uświadomiła mnie o zmianie rozkładu sił. Pojawił się Criss. Rozjemca. Osoba na której zależy każdej z nas.
- Cześć Anett. Widzę, że znalazłaś w końcu wspólny język z Kate. – uśmiechnął się przyjaźnie, a ona odpowiedziała tym samym. Wstrętna... odpuść. Ta wspólny język, czy on nie widzi, że ona jest dla mnie „miła” tylko w jego obecności??
-Tak można tak powiedzieć - fałszywy uśmiech, jak zwykle - chciałam Cię spytać, czy nie wyskoczylibyśmy gdzieś razem, dzisiaj tak dawno nie byliśmy nigdzie razem… - Ano tak znowu jej zagrywki. Za każdym razem gdy tylko go widzi…

-Anett, miedzy nami nic nie ma, pamiętasz? – Criss był chłopakiem Anett, bo tego ze Anett była dziewczyną Criss’a powiedzieć nie można. Zerwał z nią pół roku przed moim przybyciem do "Veriun". Pomimo to za każdym razem dawał jej do zrozumienia, że to skończone ona dalej ciągnęła temat puszczając wszystkie jego słowa mimo uszu.
-Ależ oczywiście tak tylko pytałam, bo skoro jesteś sam to…
- Anett, nie jestem sam. – Przerwał jej i w tym samym momęcie chwycił mnie za rękę. Dotyk jego ciepłej, delikatnej, a zarazem silnej dłoni...
- Wy jesteście razem? – wykrztusiła z trudem, niedowierzając własnym oczom i wypowiedzianym słowom. Twarz blondyny wykrzywił grymas, nie jestem pewna czy w tym momencie panowała nad  mimiką swej twarzy.  To prawda Criss i ja „chodziliśmy” ze sobą, jeśli można to tak nazwać. Od ponad 5 miesięcy spędzamy ze sobą więcej czasu. Jest moim najbliższym przyjacielem, oczywiście razem z Nate’m. Jednak Nate i Scarlett są dla mnie jak rodzeństwo, a Criss to po prostu Criss.
-Od 5 miesięcy. – zgadnijcie kto to powiedział, bo to nie byłam ja. Criss nie należy do osób, które lubią mówić o sobie, a tym bardziej chwalić się swoimi związkami. Nie sądziłam też, że odważy się powiedzieć jej to tak otwarcie.
-Ahh tak, to ja nie przeszkadzam. – odeszła speszona, jednak jak gdyby nigdy nic, po prostu odeszła. Jakie to niemożliwe. Uśmiechnęłam się w duchu. 
- A ty co taka cicha, zwykle nie da się przy tobie słowem odezwać, a teraz? – zwrócił się tym razem do mnie. Wzruszyłam ramionami i pociągnęłam go do stajni. Parsknął śmiechem. Stanowczo należy mi się relax za kolejne starcie z Anett, tym razem wygrane.

W stajni tłoczyli się pierwszoroczniacy to znaczy jeźdźcy niedawno ściągnięci do rezerwatu.
-Pamiętasz, jak sama stałaś tutaj przed pierwszym lotem? – zagadnął.
-Mhmm, byłam tak strasznie zestresowana… - Jarred sobie poszedł gdzieś i zostawił mnie samą, a Waist nie był zbyt rozmowny…
- I wtedy z Natem weszliśmy, aby zabrać siodła, bo zwialiśmy z wykładu- wyszczerzył zęby.
-A to do mnie są pretensje, że po prostu na nie nie idę jak nie mam humoru – śmiech, przy nim zawsze szczery i pełen radości… - Poza tym jak tu wbiegliście wyglądałeś jakbyś pierwszy raz zobaczył dziewczynę...
-Ahh nawet nie wspominaj, że to też Nate pierwszy zagadał, ehh ale w końcu niebyło tak źle przynajmniej maiłaś z kim pogadać jak lecieliśmy.
-Poza tym, że byłam śmiertelnie wystraszona, tak było przed kim ukrywać przerażenie, że zaraz zginę – odpowiedziałam z przekąsem. W czasie naszej wymiany zdań Althar wraz z Veris’em wylądowali na placu przed stajnią. Zadziwiające, że żaden z koni nie reaguje na te potężne stworzenia. „Witaj Kathrin.” Althar. Gotowy na szaleństwo? „I to jeszcze jak!” Jego donośny ryk  odbijał się echem w mojej głowie i nie tylko tam. Zarzuciłam siodło na jego grzbiet, a gdy skończyłam mocować się z paskami ostrożnie wdrapałam się na grzbiet potwora. 
-Gotowa? –zawołał Criss siedzący na grzbiecie swojego ogromnego smoka.
Skinęłam głową. Althar machnął skrzydłami i wzbił się w powietrze. Miedzy chmurami zawsze czuję się naprawdę wolna. Varis znajduje się tylko odrobinę wyżej niż my. Pęd powietrza, wiatr we włosach… Wolność… Wszystko na swoim miejscu…

___________________________________________________________________________________


No mam nadzieję że się podobało. Nie liczę na fory, wiec krytykujcie śmiało ;D
W kwestii wyjaśnienia, postanowiłam trochę namieszać, żeby było śmiesznie i może w przyszłości dowiecie się czegoś więcej;)

Puki co zostawiam was z tym oto rozdzialikiem;D

A ty Rasmusko wypoczywaj tam i łap wenę, bo wszyscy czekamy na twój wielki powrót!!

Niech moc będzie z Wami!

Wasza (a może jeszcze nie wasza)
dziś lekko rozśpiewana
LunaRain

;)

8.07.2013

WAŻNE!

Witajcie najwytrwalsi i najwierniejsi czytelnicy mojego bloga. Mam dla Was, no nawet nie potrafię nazwać tego. Już tłumaczę. W piątek robiłam porządki na laptopie. Chciałam usunąć JEDNĄ rzecz. Nie wiem, jak to się stało, ale poszło mi wszystko. Muzyka, zdjęcia, filmy i, co mnie najbardziej boli, notki. Ta, która miała tu być zamiast tego komunikatu. Od dwóch dni nie robię nic, tylko odzyskuję to, co jeszcze mogę. Niestety, notki mam tylko w części zapisane. Teraz nawet nie wiem, czy jestem zła, wściekła czy czuję się bezradna.
Jeszcze jedna informacja - od 17. 07 do 11.08 raczej nie wstawię notki. No chyba, że uda mi się coś napisać i poproszę LunęRain, żeby wstawiła.
Przepraszam Was za wszystko.
Na zawsze Wasza, teraz kłębek emocji, Rasmuska/Rasmi.

16.06.2013

7. "Percy, Sally. Poznajcie..."

Dla Szal&Szur, bez których nie miałabym weny; za poznanie Was i za jedno zdanie :D oraz mojej kochanej Redaktorki, bez której chyba bym zginęła w tym natłoku zdarzeń; pomaga mi oraz daje mi siły na każdy dzień.
Chyba mogę uznać się za szczęściarza. Mój sen, a właściwie koszmar, przestał być już tak intensywny. Mogę powiedzieć, że się już do niego przyzwyczaiłem. Oczywiście, dalej zastanawia mnie, o kim mówiła Rachel. Czy ta osoba bardzo zamąci w moim życiu? Czy będzie moim przyjacielem czy, wręcz przeciwnie, wrogiem? Może jako prezent na święta dowiem się, kto to jest? A właśnie, zbliżają się święta, i chyba wpadłem na pomysł. Odwróciłem się do Amelii, która siedzi razem ze mną w ławce na etyce (tylko dwie osoby + my nie chodzą na religię. Na szczęście Meghan jest tą „wierzącą”, ale, moim zdaniem, nie praktykującą):
- Amelia.
- Tak?
- Widzisz tę żarówkę nad moją głową?
Roześmiała się serio jestem aż tak zabawny?
- Domyślam się, że nasz plan dotyczący naszych kochanych gołąbeczków?
- Ach, jak ty mnie dobrze znasz. Chemia wypaliła, ale już trochę czasu minęło od tej lekcji. Myślę, że czas na krok drugi. Zbliżają się święta...
- I...?
- Powiem jedno słowo – jemioła.
Amelia otworzyła szeroko oczy i uśmiechnęła się, jakby chciała powiedzieć "szatański plan, kryptonim – jemioła, rozpoczęty."
- Fantastyczna swatka z Ciebie, Perseuszu.
- Heh. Tylko pytanie, dlaczego nie potrafię zadzwonić do Annabeth i normalnie z nią porozmawiać? "Dlaczego potrafię pokonać potwory, pokonać Kronosa, a nie jestem w stanie zadzwonić do Annabeth? Gdzie tu sprawiedliwość?"
- Nie martw się, Percy. Wszystko się ułoży. Moja kobieca intuicja mówi mi, że jeszcze będziesz razem z nią, zostaniecie małżeństwem i będziecie mieli parę słodkich, uroczych dzieci. Tylko pamiętaj – ja chcę być matką chrzestną.
- Zobaczymy, czy warto wierzyć intuicji. A co do tej matki chrzestnej, to zobaczymy. Ale będę pamiętać.
- Wracamy do planu. Mam wykombinować jemiołę?
- Nie, poczekaj aż sama wyrośnie. Idziesz na wigilię klasową?
- Nie. A ty?
- Spróbuję przekonać rodziców, żeby pozwolili mi zostać w domu.
- Niech zgadnę – nie chcesz spędzać kolejnego dnia z Meghan?
- Dokładnie.
- Hej, uśmiechnij się – już piątek! Zaraz wolne!
- No tak, potem do środy, ewentualnie czwartku i znowu mamy wolne!
Kilka minut później siedziałem razem z Harry'm na geografii. Przez najbliższe kilka miesięcy ta lekcja będzie dla mnie torturą. Rozmawiamy o Rzymie. Nienawidzę tego miasta. Chyba to ma coś wspólnego z tym, że kiedyś Grecja została najechana przez Rzymian. Wreszcie ostatnia lekcja – podstawy przedsiębiorczości. Jeśli w całym moim herosowym życiu nie zostanę zabity przez jakiegoś potwora lub boga, to z całą pewnością wykończy mnie coroczne rozliczanie PIT-ów. Na świętego Posejdona, kto to wymyślił? Jakieś liczby dziwne i formułki. Chyba będę prosić kogoś o wypełnienie za mnie tego zeznania podatkowego, albo poproszę Annabeth. To dla niej powinno być bułka z mlekiem. Spoglądam na zegarek – jeszcze chwila. Zaczynam odliczać od końca – dziesięć, dziewięć, osiem, siedem, sześć, pięć, cztery, trzy, dwa, jeden... DZWONEK! Tak, wolne! Wrzuciłem książkę, zeszyt i ten nieszczęsny PIT do plecaka, po czym skierowałem się do wyjścia z sali.
- Witaj, kotku. Kiedy wpadniesz do mnie?
No tak. Nie ma to jak "miły akcent" na zakończenie dnia. Oj, chyba porozmawiam sobie z pewną boginią na temat mojego jakże udanego życia miłosnego.
- O cześć. Przepraszam, ale mam zajęty harmonogram.
- W taki razie zajmuję najbliższy wolny termin – puściła mi oko. Bogowie, dlaczego?
- To będzie za jakieś.... trzysta lat.
- Persiu. Nie bądź taki niedostępny. Mam sposób, na zrelaksowanie.
Miałem już jej dość. Nie wytrzymałem. Złość wzięła górę.
- Meghan, odczep się ode mnie. Idź szukać pracy w swoim zawodzie. Założę się, że będziesz miała wielu facetów. Ale NIGDY nie będziesz miała mnie.
Odwróciłem się i skierowałem swoje kroki ku drzwiom. Przed samym wyjściem rzuciłem tylko przez ramię:
- Aha! I jeszcze jedno – odwal się od Sileny i Charlesa. Dobrze radzę.
Opuściłem budynek. Natychmiast podbiegli do mnie Iwona, Harry i Amelia.
- Percy, ale jej wygarnąłeś. Coś czuję, że teraz da ci spokój, prawda, dziewczyny?
- Zgadzam się z Harry'm – zauważyłem, jak chłopak się zarumienił. Zastanawiam się, czy ja też tak bym reagował, gdyby Annabeth się ze mną zgodziła.
- Chłopaki, pogadałybyśmy więcej, ale musimy iść, prawda, Iwona?
- Co, gdzie, jak? A no tak, Jake. Do poniedziałku!
I poszły. Zauważyłem, jak kolega wpatruje się a Iwonę rozmarzonym wzrokiem.
- Jeszcze jej nie powiedziałeś?
- Nie.
Powoli kierowaliśmy się w stronę mojej pracy.
- Kiedy?
- Ale co "kiedy"?
- Kiedy chcesz jej powiedzieć o swoich uczuciach?
- Nie wiem, Percy. Boję się.
- Czego?
- Że dla Iwony jestem TYLKO przyjacielem. Że gdy powiem "chcę, byś była moją dziewczyną", stracę jej przyjaźń. A wtedy to chyba bym się załamał!
- Będzie dobrze. Wierzę w to. Dobra, Harry, idę pracować. Do poniedziałku!
- Ta, cześć!
Jakieś trzy, cztery godziny później byłem już w mieszkaniu. Tak przed 19 wyrobiłem się z wszystkimi lekcjami (uwaga, sukces! Tylko przez pół godziny męczyłem się nad matematyką! Co prawda to tylko jedno zadanie było, ale nikt nie musi o tym wiedzieć). Właśnie kończyłem słuchać "StillStanding" Rasmusów, gdy zostałem zawołany na kolację. Przy posiłku rozmawialiśmy o wszystkim – szkole, pracy, muzyce, polityce (chciałam wstawić tutaj, że ciężko się żyje, bo to wina T****, ale to chyba inny kontynent :D). Chciałem iść już do pokoju, gdy Paul poprosił mnie na stronę. Bogowie, o co może chodzić? Mam nadzieję, że nie o szkołę.
- Percy, mam prośbę.
- Tak?
- Chciałbym zabrać Was gdzieś w święta. To niespodzianka. Mógłbyś nie mówić nic Sally?
- Jasne. Nie pisnę ani słówkiem – udałem, że zamykam usta na klucz, który wyrzucam.
- Dzięki. Wyjechalibyśmy w czwartek rano, tam dość długo się jedzie.
- Czyli nie idę do szkoły w czwartek?
- I tak nie miałeś zamiaru iść, prawda? Percy, znam Cię trochę. Miałbym jeszcze jedną, małą prośbę.
- Słucham.
- Widzisz, chciałbym, kupić Sally jakąś biżuterię, tylko nie wiem, jaką. Wzór, kolor. Mógłbyś mi pomóc?
- Jasne, poproszę Amelię, żeby mi pomogła. I przy okazji się dołożę, mogę?
- Jasne, dzięki. A jak tam relacje z Annabeth?
Mama i Paul wiedzieli wszystko o moich relacjach z Ann. Nie raz przychodziłem do nich o radę jak i się wyżalić.
- Nie wiem, Paul. Naprawdę nie wiem. Zobaczę, co Fata dla mnie przygotowały. Już pójdę do siebie. Na razie.

Usiadłem przy biurku. Włączyłem "She's My sin" – jedna z moich ulubionych Nightwish'a (ta piosenka ma to "coś") i zalogowałem się na facebook'u. Wszedłem na swój profil... No ładnie. Pod informacją, że jestem wolny, widziałem kilka lajków i oraz komentarze. Status polubiły Meghan i jej koleżaneczki. Niżej widniał komentarz od Annabeth – "Mam nadzieję, że za niedługo zobaczę tutaj zmianę :D" na co Harry odpowiedział "już ja się o to postaram". Obydwa komentarze polubili: Meghan, Annabeth, Iwona, Harry, Amelia, Nico, Thalia, Charles i Silena. Widzę, że wszyscy troszczą się, bym nie został starym kawalerem. Otworzyłem główną i... prawie spadłem z krzesła. Co mnie zszokowało? "Annabeth Chase zmieniła status z "wolny(a)" na "w związku" ". Gapiłem się przez kilka minut na ten wpis. Moja Annabeth jest z innym? I co mam zrobić? Polubić? A może lepiej nie? Co pomyśli? Zostawić komentarz? Chyba tak będzie najbezpieczniej. Ale co napisać? Że jestem szczęśliwy? Nie, to kłamstwo. To może na odwrót? Że jestem wściekły? Nie, wtedy na pewno wyśle mnie do psychiatryka! Ocknąłem się z zamyśleń i zauważyłem, że nieświadomie wstawiłem już komentarza: "nie ładnie, żeby przyjaciel musiał dowiadywać się o związku z internetu". Wyłączyłem portal i włączyłem telewizor. Akurat miałem ustawiony na program muzyczny, gdzie leciało "Not like the other girls". Podłączyłem komórkę do komputera i zacząłem aktualizować playlistę. Wyrzuciłem Rihannę, Chrisa, LMFAO i Justina Bibera.... zaraz, co tu robi ten ostatni! Przecież ja go nie słucham! Usunąć! Usunąć! Kosz! No, usunięte. Tylko skąd się on tu wziął? Percy, myśl. Wysil swoje glony. Już mam! Pewnie to Iwona mi wrzuciła, jak pożyczyłem jej telefon. Muszę z nią porozmawiać. I to poważnie. Hm, kogo by dać w zamian. Zapewne Hollywood Undead, Guns N' Roses, Metallica, The Rasmus, Nightwish i Kiss. Chyba o nikim nie zapomniałem. Włączyłem GG i już po chwili w dolnym rogu ekranu zamigała mi koperta.
- Hej, Persiu. Jak tam łowy?
- O hejka, Amelcia. A nieudane. Coś mi się wydaje, że już nie mam szans u Annabeth.
- A to dlaczego?Wysłałem jej linka ze zmianą statusu Annabeth i moim Nie czekałem długo na jej odpowiedź.
- Don't wory, be happy.
- Oczywiście, zawsze i wszędzie. Będę pamiętać. A tak przy okazji – musimy przyśpieszyć realizację naszego planu.
- A to dlaczego?
- Paul zabiera mnie i mamę gdzieś na święta i w czwartek rano wyjeżdżamy.
- Uuuuuu.
- Ty już nic nie kombinuj.
- No dooobrze. Czyli jak robimy? Mam jemiołę załatwić?
- Nie trzeba. Znajdziemy ją w Central Parku.
- Dobra, ty weźmiesz Harry'ego, a ja Iwonę.
- Dobra, tylko jak ja go wyciągnę? Co mu powiem? Te, Harry! Chodź ze mną do Central Parku, znalazłem zajebiste miejsce, gdzie można podglądać nagie laski!
- Powiedz mu tak! Na pewno pójdzie,
- Ta, szczególnie, że w zimę można zobaczyć dziewczyny bez ubrań. Szukamy we wtorek po lekcjach drzewa?
- Jestem za. Percy, muszę uciekać. Do poniedziałku.
- Narka.
Siedziałem na necie jeszcze z dwie godzinki, po czym włączyłem "Krwawy sport". Po filmie jeszcze słuchałem muzyki i przy dźwiękach "Nothing ElseMatters" zasnęłam.

* * *

- Percy, widzisz nasze gołąbki? Tak słodko razem wyglądają. A jakie będą śliczne dzieciaczki.
- Amelia, skup się na sprawozdaniu. Jeszcze tylko to i jesteśmy wolni.
Tak, kolejna lekcja chemii. A właściwie jej ostatnie dwie godziny. Dzisiaj mieliśmy miareczkowanie. To była zabawa. Co tam, że jakaś dziewczyna z paczki Meghan zamiast zmiareczkować zasadę kwasem, chciała zmiareczkować zasadę wodą. A potem dziwi się, że zeszło już pięć pojemności biuret, a kolor próbki z żółtego za nic w świecie nie chce zmienić się na czerwony.* Och Zeusie, widzisz a nie grzmisz. Swoją drogą, ciekawe, czy jest jakiś bóg od chemii albo miareczkowania? Może kiedyś spytam się Annabeth. Powinna wiedzieć.
- Dzisiaj szukamy naszego drzewa?
- Jeśli masz czas, to tak.
Odwróciliśmy się i obserwowaliśmy, co kto robi. Najlepsza była Meghan. Wlała cała zawartość jednej zlewki (zasadę) do drugiej, w której był kwas i... *
- Aaaaaa.
- Meghan, co się stało? - od razu zrobiło się kółko wokół dziewczyny,
- Zasada.... oko... piecze!
- Szybko – dzwońcie po karetkę!
I w taki sposób zostaliśmy zwolnieni godzinę wcześniej. Iwonę i Harry'ego zgarnęli spod szkoły rodzice, a my poszliśmy w kierunku naszego celu – Central Parku.
- Amielia, mogę mieć od Ciebie prośbę?
- Słucham.
- Czy poszłabyś teraz ze mną do jubilera?
- A po co?
- Razem z Paulem chcemy kupić mojej mamię jakąś biżuterię i przydałaby się w tym kobieca porada. To jak? Mogę na Ciebie liczyć?
- No nie wiem.
- Ale ja tak ładnie prooooooszę.
- Ech, no dobrze. Znaj dobroć pana. Najpierw załatwimy jemiołę, a potem dopiero jubilera, dobrze?
- Jestem za.
Godzinę później nareszcie pierwszy cel został zrealizowany. Co za ironia. Jak potrzeba jemioły, to jej nie ma, a jak jej nie chcesz, to jest tego w.... dużo.

* * *

- Cześć, Percy. Już jesteś?
- Chyba dopiero. Mam nadzieję, że pierwszy i ostatni raz byłem z Amelią u jubilera/
- Aż tak źle?
- Gorzej, niż źle. Przyszliśmy do jubilera i powiedziałem, że chciałbym biżuterię do takiej i takiej ceny. Wiec jubiler wyciągnął nam na stolik komplety. Chciałem wziąć pierwszy z brzegu, ale Amelia zaczęła wypytywać: ile to waży, z czego jest zrobione, kto jest autorem pomysłu oraz wykonawcą, czy są inne odcienie. Przez godzinę wybierała komplet. A tu nie takie zapięcie, zły odcień, za duże oczka, za małe oczka, a to wygląda jak z plastiku, to jest za poważne, to za śmieszne. Święty Posejdonie, to była tortura! Już wolałbym iść jeszcze raz na zabawę z Cerberem niż wybierać biżuterię.
- Ale za to miałeś przygodę lepszą, niż w Obozie Herosów.
- Ta. Tutaj masz cel mojej męki. Może być?
- Myślę, ze Sally będzie zadowolona. A jak tam w szkole?
- Nic ciekawego oprócz wypadku Meghan.
- Słyszałem. Masz bardzo inteligentne osoby w klasie.
- Widzę, że wiadomości w szkole przenoszą się drogą ekspresową.
- No oczywiście.
Kilka minut później wszedłem do pokoju i resztę czasu spędziłem jak zawsze.

* * *

- Hej, Harry. Masz dzisiaj czas?
- No mam, a co?
- Dzisiaj, 16:00. Central Park i żadnych "ale", jasne?
- No dobra, to do za dziesięć minut.
Odłożyłem telefon do kieszeni. Mam nadzieję, że plan wypali, a jest bardzo skomplikowany. No dobra, czas wyjść. Afrodyto, pomóż nam.
- Cześć, mogę wiedzieć, po co dzwoniłeś?
- Hej. A chciałem z Tobą porozmawiać. Idziemy?
- Jak już tu jesteśmy, to czemuż nie?
Szedłem z Harry'm do umówionego miejsca. Rozmawialiśmy głównie o Iwonie. O jej oczach, włosach, głosie, figurze, charakterze. Właściwie, to Harry prowadził monolog. Ja tylko przytakiwałem. Powoli zbliżaliśmy się do drzewa. Na szczęście Amelia z Iwoną również się zbliżały.
Teraz najtrudniejsza część planu.
- Percy, co dziewczyny tu robią?
- Ne wiem.
Stanąłem z Amielią jakieś trzy, cztery metry od siebie. Delikatnie popchnęliśmy przyszłą parę. Stanęli bardzo blisko siebie. "Przypadkiem" odkaszlnąłem. Wszyscy spojrzeli na mnie, a ja niewinnie wskazałem na gałąź. Iwona i Harry otworzyli szeroko oczy.
- Jemioła.
- To znaczy...
- Cóż, drodzy przyjaciele. Tradycji nie m=wolno lekceważyć.
Widzieliście kiedyś pocałunki w hollywoodzkich filmach? Tak? No to wiecie, jak wyglądał ich pocałunek. Razem z drugą swatką powoli wycofywaliśmy się z parku.
- No, gratuluję, Percy. Teraz tylko czekać, aż będą się obściskiwać. Do stycznia. Wesołych świąt.
- Nawzajem.

* * *

- Percy! Wszystko spakowane?
- Tak! Wszystko jest!... Chyba – dodałem w myślach.
Włożyliśmy nasze rzeczy do bagażnika. Mama zamknęła drzwi i ruszyliśmy Tylko gdzie? Włożyłem słuchawki do uszu. Nickelback. W sumie lepsze to niż Hannah Montana czy jak jej tam było. MP3, książka, poduszka. Co lepsze? W sumie, to mogę poświęcić każdej z tych rzeczy około sześciu godzin. Dlaczego aż tyle? Cóż. Wiem tylko, że będziemy jechać przez 19 godzin. To boli. Dalej nie wiem, gdzie ani dlaczego. Nikt nie chce mi powiedzieć. Właściwie to Paul nie chce, bo mama nie wie. Ta „zrobię wam niespodziankę”. Zapomniał tylko o wspomnieniu zdania napisanego małym druczkiem – najpierw wytrzymaj parę krótkich godzin. Bardzo optymistyczne.
Co 4/5 godzin mama z Paulem zamieniali się za kierownicą, ja niestety jeszcze nie mogę prowadzić. Złośliwość losu (a właściwie chyba Fata)… Miał bym jakieś zajęcie. Włączyłem iPhone'a , którego sprezentowali mi tak przed świątecznie, bo brak kontaktu z mamą jest gorszy, nawet od walki z samym wcieleniem Kronosa. Spojrzałem na listę kontaktów. Dawno nie miałem kontaktu z Grover’em… ani z Nico. Nie wcale za nimi nie tęsknię ale miło by było gdyby od czasu do czasu się odezwali. Ikonka Facebooka, jestem. Przejrzałem stronę główną i mój wzrok padł na listę z chatu.
-Kto by pomyślał… -mruknąłem do siebie.
- O co chodzi skarbie? –Mama za kółkiem ściszyła radio a ja wyciągnąłem słuchawki.
- Nooo, bo nikogo nie ma… A Amelia zapierała się że będzie… - zacząłem głośno lecz z każdym słowem dźwięk tracił na sile.
-Percy, nie pomyślałeś że to może dlatego że jest 4 nad ranem?- Że słucham? Czwarta? Myślałem że rozmyślałem dłużej.
Ziewnąłem przeciągle. Spojrzałem na Paula, który teraz siedział jako pasażer i drzemał. Chyba skorzystam z jego pomysłu. Właśnie chciałem oświadczyć ten pomysł mamie, gdy usłyszałem znajome dźwięki gitary lecące z radia. Zaraz, zaraz, przecież to... "Outside" Hollywood Undead.
- Zaraz, znam ten głos.
- Mamo, naprawdę?
- Tak! Przecież to ten. No... Axel Rose z Guns N' Roses.
Myślałem, że padnę. Naprawdę lubię Guns'ów, ale pomylić te dwa zespoły...
- Nie mamo. To jest Hollywood Undead. A ta piosenka zwie się Outside i śpiewa ją Daniel Murillo i George Ragan znani jako Danny i Johnny 3 Tears.
- Ale głos ten pierwszy ma świetny.
Ziewnąłem jeszcze raz. Nawet nie próbowałem tego ukryć.
- Też tak myślę. Chyba położę się spać…- dopiero teraz poczułem chłód.
- Haha - mama uśmiechnęła się do lusterka – za jakieś 2 godzinki zrobimy dłuższy postój aby rozprostować nogi.
Na tym skończyła się nasza konwersacja. Otuliłem się kocem i zamknąłem oczy. Cichy warkot silnika oraz ostatnie dźwięki piosenki ułożyły mnie do snu.

* * *

Od pół godziny nic, tylko pola. Pola, pola i jeszcze raz pola. Ja chcę już koniec! Ile można?
- Paul, jaaaaaaaaaak dłuuuuuuuuuuuuugo jeeeeeeeeeeeeeeeszczeeeeeeeeee?
- Percy, jeszcze chwilka. Wiem, że ADHD nie pomaga w podróży. Ale mam dobrą wiadomość. Tutaj jest nasz cel. Detroit.
Detroit? Czy to nie tu wychowywały się takie gwiazdy jak Madonna czy Eminem? Zobaczę z ciekawości...kiedyś. Kątem oka zauważyłem jakieś zabudowania. HURA! CYWILIZACJA! Wprawdzie nie były to wielkie budowle, jak w Nowym Jorku, ale zawsze coś! Skręciliśmy w jakąś małą uliczkę. Betonowa ulica zamieniła się w kamienistą. Jakiś czas później przed nami pojawił się duży, brązowy dom jakby żywcem wzięty z jakiegoś angielskiego filmu. Dach był spadzisty, wyłożony ciemnobrązową dachówką. Nie ukrywam, ciarki mi przeszły po plecach. Paul zatrzymał się przed nim. Spojrzeliśmy na siebie razem z mamą. Wyszliśmy wszyscy i przeszliśmy pod dom. NA werandzie siedziała jakaś starsza kobieta, podobna trochę do ojczyma. Podeszliśmy wszyscy do niej, a Paul pomógł jej wstać.
- Percy, Sally. Poznajcie jedną z dwóch najważniejszych dla mnie kobiet. To jest Elen – moja matka.

* Wydarzenia autentyczne.

Tak wiem. Zabijecie mnie za tak długą przerwę. Wiem, że straciłam wielu czytelników. Nie będę się zbytnio tłumaczyć. Powiem tylko, że wszystko zawaliło mi się w jednym czasie. Chciałam podziękować kochanej Szur, O., Lakii i Redaktorce, że były przy mnie. Dziękuję Wam, kochane. Nawet nie wiecie, ile dla mnie znaczą Wasze słowa. Pocieszenia jak i krytyki. Gdyby nie wy, pewnie ta notka by się nigdy nie pojawiła.
Chciałam jeszcze podziękować jeszcze raz kochanej Redaktorce, za opis podróży. Moim zdaniem wyszedł ci wspaniale :D Chciałam również poprosić Was, blogerzy o danie mi kilka dni na odpoczęcie po walce z nauką. Gdy odpocznę, ostro biorę się za zaległości na Waszych blogach. Mam również prośbę do Was anonimowi. Dzięki wielkie za Wasze słowa. Jednak moglibyście wymyślić jakiś pseudonim? Byłabym bardzo wdzięczna. Dodatkowo proszę o zostawianie jeszcze raz próśb, jakie blogi mam przeczytać. BARDZO DZIĘKUJĘ!
TRZYMAJCIE SIĘ.
Rasmuska.
A teraz ta mniej przyjemna część. LUDZIE! CZY WAS ************? CO TO ZA MASOWE USUWANIE BLOGÓW?! Jestem wściekła. Dlaczego tak jest, że jeśli ja zaczynam się czymś interesować, to znika? Jeżeli ktoś jeszcze usunie bloga, to nie ręczę za siebie. Mogę wiedzieć, dlaczego historie lepsze, o niebo lepsze, niż moja, zostają usuwane?
Do zobaczenia.
Dr, ZUO.