Ps.:
Z dedykacją dla nowych obserwatorów/komentatorów bloga i dla Alice
di Angelo.
Ps2.:
Dzięki, LunaRain za opis z gitarą i za poprzednią notkę. I love
this :D
Spojrzałem na kobietę i już wiedziałem, że będę miał z nią dobry kontakt. Podszedłem do niej i wyciągnąłem rękę. Elen podała mi swoją. Wstała i... przytuliła mnie. Chwilę mi zajęło oddanie uścisku.
- Miło mi Cię poznać, Percy. - Mi też, pani Blofis Weszliśmy do domu. Matka Paula od razu zaprowadziła nas do jadalni. Najwyższy czas coś wszamać. Usiedliśmy do stołu zastawionego przeróżnymi rzeczami - sałatkami, owocami, wędlinami, serami, warzywami. Uczta godna imprezy na Olimpie. Szybko skonsumowaliśmy, nawet się nie odzywając. Byliśmy za bardzo zmęczeni. Elen zaprowadziła nas do pokoi. Otworzyłem drzwi i poczułem się jak w domu. Ale nie jak na Long Island, tylko Manhattanie. Ciemnobrązowe meble i masywne łóżko. Do tego ściany pomalowane na jasnozielony (w moim pokoju jest błękitny). Szybko się rozpakowałem, przebrałem i walnąłem w łóżko. Natychmiast oddałem się w objęcia Morfeusza.* * *
Obudziły mnie promienie słońca wpadającego przez odsłonięte
okno do mojego pokoju. Zaraz, gdzie ja jestem? Hmm... A no tak!
Detroit Rock City. Niegdyś piękne, bardzo zaludnione miasto,
teraz...prawie ruina. Sięgnąłem po telefon. Wow, ktoś się o mnie
martwi. Zobaczyłem z 20 nie odebranych połączeń od Amelii. Czego
może chcieć? Ledwo odłożyłem telefon na stolik, gdy usłyszałem
„She's my sin”
- Hallu?
- GDZIE TY DO CHOLERY JESTEŚ? JA TU
CZEKAM NA JAKIŚ ZNAK OD CIEBIE I SIĘ MARTWIĘ, ŻE JESZCZE CIĘ
NIE MA, DZWONIĘ DO CIEBIE CHYBA Z 20 RAZY, A TY NAWET NIE NAPISZESZ,
ZE WSZYSTKO JEST DOBRZE!
- Też się już za Tobą stęskniłem.
Poza tym, kto zarzekał się, że będzie na facebook'u cały czas?
- Przecież byłam! A teraz możesz mi
powiedzieć gdzie jesteś?
- Detroit. Paul zabrał‚ nas do
swojej matki.
- Wow. Ale i tak mogłeś zadzwonić,
że dotarłeś.
- Tak. O 23 zadzwoniłbym. Odebrałabyś?
- Tak, a potem zabiła za obudzenie.
- Dobra, kończę. Pogadamy jeszcze.
Udanych Świąt. Cześć.
- Pa, Percy.
Rozłączyłem się. Wstałem,
ogarnąłem i poszedłem na śniadanie. Oczywiście troszkę musiałem
się naszukać jadalni.
- Cześć wszystkim. Jak tam Wasze sny?
- przywitałem się. Zauważyłem, jak Paul się zaczerwienił.
Czyżby sen dozwolony od lat 18?
- A Czemu się pytasz, Percy?
- Wiesz, Paul. Powiadają, że co się
przyśni w nowym miejscu, to się wyśni – teraz ojczym przypominał
już dojrzałego buraka. Uśmiechnąłem się do niego niewinnie i
usiadłem na przeciwko Elen. Tak swoją drogą chyba mógłbym do
niej wołać babciu. Przecież to matka mojego ojczyma, więc
rodzina, mam rację? Ciekawe, czy by mi pozwoliła. Spytam
się...kiedyś.
- Percy, Percy!
- Tak?
- Pojedziemy zaraz z Sally do centrum.
Zostaniesz z babcią? - czyżby Paul czytał w moich myślach?
Spojrzałem na kobietę nie wiedząc, czego się spodziewać.
- Z chęcią spędzę czas z moim
wnukiem.
No to zagadka rozwiązana. Yeah.
- Jasne, zostanę.
Wstaliśmy od stołu. Pomogłem babci umyć naczynia. Rodzice już pojechali, więc, gdy tylko babcia na chwilkę wyszła, cichaczem wysłałem im wiadomość, żeby coś kupili na prezent. Schowałem telefon i usiadłem w salonie. Chwilkę później dołączyła do mnie Elen. - Percy, opowiedz mi coś o sobie. - Ale co? - Wszystko. Chcę coś wiedzieć o moim wnuku. Dobra, Percy, myśl. Wysil te swoje biedne, przemęczone, szare komórki przeplatane glonem. Tak! Zaraz, co ja to opowiadałem Amelii. A już pamiętam. - Urodziłem się 18 sierpnia z ADHD i dysleksją. Mój ojciec odszedł od nas gdy byłem mały. Nie wiem, dlaczego. Nawet go nie pamiętam. Później moja mama wyszła za mąż za Gabe'a. Nie lubiłem go. Co ja wymawiam? NIENAWIDZIŁEM. Najważniejsze dla niego było piwo i pokażę ci kilka chwytów zagrywki pokera. Nawet, gdy byłem w pobliżu, nie potrafił powstrzymać się od klepnięcia mamę w... nieodpowiednie miejsca. - Więc dlaczego Sally wzięła z nim ślub? W ogóle, co z jej rodzicami? Uups. Wpadłem. I co teraz? - Nie wiem. Mama nigdy nie wspominała o nich. To chyba dla niej trudny temat. A co do Gabe'a, to podobno przed małżeństwem był inny. A później chyba mu się odwidziało. Zniknął po moim powrocie z obozu w wieku 11 lat. I nie tęsknię za nim. Tam poznałem moich przyjaciół – m.in. Silenę, Thalię, Nico, Charlesa, ale wszyscy wołają na niego Beckendorf, Annabeth, Grovera, braci Hood. Ach, długo by wymieniać. - Masz jakąś sympatię, prawda? Zarumieniłem się. Ten kobiecy instynkt. - Heh, mam. Poznałem ją na obozie. - Jak się nazywa? - Annabeth. Annabeth Chase. I jest moją najlepszą przyjaciółką. Jest też córką Ateny. Babcia spojrzała na mnie, jakbym spadł z Olimpu. - Bo to.... - Powiedz.... Zaczęliśmy razem. Zaśmialiśmy się. - Kontynuuj. Kobietom się ustępuje. - Ach, jaki dżentelmen. Tylko odpowiedz szczerze. Co ci się śniło? Miałem małą walką w sobie. To było takie... intymne, osobiste. Dobra, postawię wszystko na jedną kartę. - Ale nie powiesz rodzicom? - A to dlaczego? - To... to jest bardzo osobiste. - To twoje marzenie? - powiedziała ściszonym głosem. - Tak. Ale obawiam się, że nic z tego nie wyjdzie. - Dlaczego? - Annabeth aktualnie ma trzecią sympatię. Pierwszy był Luke Castellan, syn Hermesa. Następnie Aleksander Mels a obecnie James Hakala. Otworzyłem się przed nią. Tak, zostanie w domu było wspaniałym rozwiązaniem. Czułem, że mogłem jej zaufać. - Nie martw się. Wszystko będzie dobrze. Uśmiechnij się. No a teraz opowiedz mi jak to jest z tymi dziećmi bogów. - No to tak. Cały obóz jest dla osób, które lubią i interesują się starożytną Grecją - kulturą, językiem. Nazywa się Obóz Herosów. - Obóz Herosów? - Już tłumaczę. Obóz Herosów i trwa od zakończenia roku szkolnego, aż do drugiej połowy sierpnia. Przychodzi się do Chejrona – naszego nauczyciela i lekarza – i mówimy mu, że na przykład chcę być dzieckiem Posejdona jak ja. - Dlaczego Posejdona? - Kocham pływać i wszystko, co jest związane z wodą, a szczególnie z oceanem. A teraz wracam do obozu. Kwaterujesz się w odpowiednim domku i już jesteś dzieckiem boga. Uczymy się starożytnej greki, kultury, walki na miecze, łucznictwa. Mamy też taki mały park przygód. Czasem Chejron zabiera nas na wycieczki. Mamy też las, rzeczkę, oraz piękną plaże z jeziorem. - Długo już ta jeździsz? - Pięć lat. - I podoba ci się? - Tak, bardzo. - A teraz powrót do wcześniejszego pytania. Jaka jest Annabeth? Jak wygląda? - Heh, jest o głowę niższa ode mnie. Ma długie blond loki i piękne szare oczy. Jest o głowę niższa ode mnie. Jest miła, ale jak się zdenerwuje, to lepiej uciekać. Jej inteligencja przebija wszystkich. Chce zostać architektem i zbudować coś, co przetrwa wieki.
- A ten sen?
- Śniło mi się, ze siedzimy w lesie.
Rozmawialiśmy i czasem całowaliśmy. Przybiegli do nas do nas
dziewczynka i młodszy chłopak. Byli naszą małą mieszanka.
- Chciałbyś, żeby to się spełniło?
- Nawet nie wiesz, jak. Jest moją
miłością i tą jedyną z dwóch.
- Z dwóch?
- Tak. Jedną jest ocean. Dlatego chcę
zostać biologiem morskim.
- A gdzie chodzisz?
- Do pierwszej klasy liceum Goode. Na
15 alei na Manhattanie.
- Podoba ci się tam?
- Tak, bardzo. Widuję tam Silenę i
Beckendorfa, którzy są parą. Ale też mam nowych przyjaciół.
- Jak się nazywają?
- Amelia, Harry i Iwona. Ale tęsknię
za innymi obozowiczami.
Nastała chwila ciszy. Spojrzałem na
salon – delikatny brązowy kolor wręcz uspokajał. Na ścianach
wisiało pełno obrazów. Kwiaty, pejzaże, sceny walki. Starsze
obrazy, mające już za sobą lata świetności i te nowe, jakby
dopiero wyszły spod pędzla artysty.
- Malujesz?
- Tak dla przyjemności. Jestem
samoukiem.
- Podobają mi się. Bardzo.
Babcia spojrzała na mnie i uśmiechnęła
się.
- Wiesz, Percy, Przypominasz mi
Andrew’a.
- Kogo?
- Andrewa, mojego męża. Też kochał
ocean i wyglądał podobnie do Ciebie. I też po, tak jak ty i
Annabeth, poznaliśmy się na obozie. Pamiętam, jak chcieliśmy
zrobić imprezę po ciszy nocnej poza teren obozu. A jak wiadomo, nie
ma dobrej imprezy bez alkoholu. Na kogo wypadła podróż? Mnie i
Andrewa. Był dwa lata starszy. Zakochałam się w nim podczas tej
„przygody”. Zaimponował mi swoją odwagą, opiekuńczością,
poczuciem humory. Zostaliśmy parą w ostatni dzień obozu. Gdy
przyjechaliśmy do domu okazało się, że chodzimy do tej samej
szkoły, a nawet mieszkamy na tej samej dzielnicy.
- Wow, nieźle.
- Tak, z Andrew’em łączyły i
dzieliły nas pasje – obydwoje lubiliśmy sztukę. Ten obraz –
wskazała na podmorskie miasto, które bardzo, wręcz idealnie
odzwierciedlało Atlantydę - namalowałam na jego urodziny. Często
też byliśmy na plaży, gdzie trzy lata od rozpoczęcia naszego
związku oświadczył mi się. Na szczęście moi rodzice od razu
zaakceptowali nasze narzeczeństwo.
- A dlaczego by nie mieli zaakceptować?
- Nie wiedzieli, że w ogóle mam
chłopaka. Więc moi rodzice byli bardzo zaskoczeni, Szczególnie, że
miałam z nimi bardzo dobry kontakt i mówiłam o wszystkim. No,
prawie. Nie umieliśmy się dogadać w sprawie subkultur.
- Dlaczego?
- Nie podobało im się, że byłam
hipiską. A teraz wyobraź sobie hipiskę i metala.
- Andrew był metalem? To chyba był
wielki szok zobaczyć Was razem.
- Oj był. A dla Ciebie by nie był,
gdybyś ty miał córkę, która jest gotką i przyprowadza ci
narzeczonego, który jest nemo?
- Eee, babciu, nie nemo. Emo.
- No mówię, nemo. Więc? O byś
zrobił?
- Chyba padł trupem, albo coś
takiego.
- Tak jak mój ojciec, tylko on
zemdlał. To był dla mnie wielki szok. Tata zawsze silny, odważny,
rządzący twardą ręką, mdleje na widok córki z narzeczonym.
Wyobraziłem sobie taką sytuację ze
mną, Annaneth i Posejdonem. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu.
- I co dalej?
- Zaszłam w ciążę trzy miesiące
przed ślubem. Byliśmy z Andrew’em i jego rodzicami bardzo
szczęśliwi. Ale moi rodzice już nie. Mieliśmy nawet „małą”
kłótnię, gdy dowiedzieli się, że biorę ślub cywilny. „Jak
to? Chrześcijanka z wierzącej rodziny od pokoleń i nie bierze
kościelnego? O nie, młoda damo. Albo bierzesz kościelny, albo nie
licz, że pojawimy się na ślubie. A o dochowaniu czystości do
ślubu już nie wspomnę. Wstyd i hańba dla rodziny. Wstyd i hańba.”
Spakowałam resztę rzeczy z domu rodzinnego i zamieszkałam
razem z narzeczonym tu, w tym domu. Pobraliśmy się w urzędzie
stanu cywilnego w Detroit. Obecni byli tylko rodzice Andrewa i nasi
bardzo bliscy znajomi. Wesele było skromne, ale z klasą.
- Rozmawiałaś jeszcze kiedyś z
rodzicami?
- Tak, raz. Po urodzeniu Paula
zadzwoniłam do nich i powiedziałam, że mają wnuka. Dzień
później, gdy do nas przyjechali, widziałam ich ostatni raz.
- Co się stało?
- Wracali późno w nocy. Nalegałam,
aby zostali na noc, ale nie chcieli.
Widziałem jak zaczynają się zbierać
łzy w jej oczach. Przytuliłem ją do siebie. Długo siedzieliśmy w
ciszy, nim Elen kontynuowała swoją opowieść.
- Co się stało? - wyszeptałem.
- Wypadek. Ktoś wjechał w nich na
pasach. Matka zmarła na miejscu, a ojciec w drodze do szpitala. Do
dziś żałuję, że przez te pół roku nie rozmawiałam z nimi.
Znowu siedzieliśmy w ciszy. Na samą
myśl, że mógłbym stracić mamę i Paula przebiegły mnie
dreszcze.
- Babciu.
- Tak?
- A co się stało z twoim mężem?
- Zginął, gdy Paul rozpoczął
studia.
- Jak?
- Został zastrzelony podczas napadu na
bank. Był policjantem.
- Przykro mi.
- Już się z tym pogodziłam.
- Ciężko było?
- Bardzo. Ale przecież nikt nie żyje
wiecznie. Na każdego przyjdzie czas. Na niektórych prędzej, a na
innych później.
- Jak Paul to zniósł?
- Zamknął się w sobie. Uciekł do
nauki. Długo się do mnie nie odzywał. Podejrzewam, że miał
depresję. Wiem od znajomej, że stracił kontakt ze znajomymi. Tak
było, aż poznał kobietę. Jak się później okazało, Twoją
matkę. Przyjechał do mnie i zaczął opowiadać, że poznał
kobietę, którą uczy i ma syna. Jest piękna, inteligentna. No, coś
podobnego do Twoich słów o Annabeth. I zawdzięczam twojej mamie,
że przywróciła mi syna - tego sprzed śmierci ojca.
- Tak, mama jest wyjątkowa, Paul też.
Odkąd sięgam pamięcią, zawsze chciałem dla mamy faceta takiego
jak Paul. Faceta, który sprawi, że mama będzie się uśmiechać.
Nie ukrywam, bardzo się zdziwiłem, gdy usłyszałem przez telefon
jego głos, a nie mamy. Bałem się, że będzie taki jak Gabe. Ale
gdy go spotkałem, poznałem, zobaczyłem, że mama jest szczęśliwa,
wszystkie troski odeszły. Zaufałem mu i nie żałuję decyzji. Fata
chyba to zaplanowały.
- Fata?
- Greckie boginie losu. Najpierw trud,
cierpienie, a później radość, szczęście.
- Nieźle się w to wkręciłeś.
- Nawet nie wiesz, jaką wielką
częścią mojego życia jest mitologia grecka.
Rozmawialiśmy tak o wszystkim. O
muzyce, wojnie, widzianej z jej punkty widzenia, kulturze,
dzisiejszym świecie i marzeniach.
- Percy, mamo! Jesteśmy.
- Już? Tak szybko?
- Szybko? Pani Blofis....
- Mamo, jak już, córeczko. -
zaznaczyć w kalendarzu - mama się zarumieniła.
- Mamo. Nie było nas 5 godzin.
- Aż tyle? Myślałam, że mniej.
Pójdę robić obiad.
- Mamo czekaj - pobiegłem do niej -
kupiliście coś?
- Tak, zestaw do malowania - farby,
pędzle, płótna i sztaluga.
- Dzięki. Ile Wam jestem winien?
Uśmiech mamy i machnięcie ręką.
* * *
Tyk, tyk, tyk, tyk, tyk, tyk, tyk,
tyk.
Nie no, ja się pytam ile można. Dotychczas nie miałem
problemu ze spaniem w nowych miejscach.
Ogólnie, ze spaniem przez koszmary owszem, ale nigdy z powodu po prostu, przeczucia?!
Bzdura. Ehh nie wytrzymam… Wstałem i narzuciłem na siebie szlafrok. Przecież nie spędzę całej nocy w jednym pokoju, nie? Nie z moim ADHD. Wysunąłem głowę za drzwi. Korytarz spowijała ciemność przerwana przez bladą poświatę księżyca wpadająca przez okna. Ruszyłem przed siebie. Ten dom faktycznie wygląda na stary nie tylko z zewnątrz. Doszedłem do schodów mijając pokój mamy i Paula oraz pokój Elen.
Schody. Oczywiście można było przewidzieć wyłożone wypłowiałym już ciemno szkarłatnym dywanem. Cóż pozostaje jak nie ruszyć na szczyt? Po kilku chwilach znalazłem się przed starymi dębowymi drzwiami. Pokrywała je chyba z 10 cm warstwa kurzu. Dlaczego… Zakręciło mi się w głowie i musiałam się przytrzymać ściany. Ewidentnie coś dziś wisi w powietrzu. Otworzyłem drzwi odciskając ślad mojej dłoni na gałce. Chłód mosiężnej gałki przyprawił mnie o dreszcz. Pchnąłem lekko drzwi… Uchyliły się ze skrzypnięciem. Wziąłem głęboki oddech i wsunąłem się do pomieszczenia. Ciemność wdała się tu bardziej czarna niż na korytarzu, jednak w głębi widać było jasne światło wpadające przez okno. Podszedłem bliżej. Uchylone. Poczułem chłód przez nie wpadający. Dotknąłem framugi. Stara, bardzo stara farba z odrywała się drażniąc moje palce.
Odwróciłem się. Wszystkie meble wypełniające przestrzeń poddasza były przykryte niegdyś białymi prześcieradłami. Ściągnąłem szarpnięciem materiał. Na komodzie stały przeróżne rzeczy. Ramki przedstawiające małego Paula, Elen z mężem w dniu ślubu. Szczęśliwą rodzinę. Skrzypnięcie podłogi. Machinalnie sięgnąłem do kieszeni i wyczówawszy w niej Orkana odwróciłem się. Nikogo nie zobaczyłem. Sięgnąłem do szuflad. Zeszyty, i nic więcej. Dopiero teraz zauważyłem, że prześcieradło nie zsunęło się do końca. Sięgnąłem ostrożnie. Moim oczom ukazała się, gitara? Nie była jakaś wyjątkowa, widziałem w życiu kilka gitar, ale jednak ta była inna. Było od niej czuć tą aurę. Starości, magii? Przesadzam. Ziewnąłem i zamrugałem kilka razy. Sięgnąłem po stare pudło. Chwilę przed jego dotknięciem zawahałem się. Po chwili siedziałem w promieniach księżyca z stara, dość zniszczoną gitarą. Brakuje jej strun. Położyłem palce na strunach, tak jak kolesie w teledyskach które oglądam i jak chłopcy z kabiny Apolla.
-Ajj, ostre…- mruknąłem do siebie karcąco i puściłem struny. - Jeszcze raz…- tym razem poszło mi lepiej, prawą ręką szarpnąłem struny. To co usłyszałem nie przypominało żadnego konkretnego dźwięku. Czego można się po mnie spodziewać… Mimo tego nie przestawałem. Jak zaczynam to kończę. Spróbowałem inaczej. Ałł, źle. Jeszcze raz.
Ogólnie, ze spaniem przez koszmary owszem, ale nigdy z powodu po prostu, przeczucia?!
Bzdura. Ehh nie wytrzymam… Wstałem i narzuciłem na siebie szlafrok. Przecież nie spędzę całej nocy w jednym pokoju, nie? Nie z moim ADHD. Wysunąłem głowę za drzwi. Korytarz spowijała ciemność przerwana przez bladą poświatę księżyca wpadająca przez okna. Ruszyłem przed siebie. Ten dom faktycznie wygląda na stary nie tylko z zewnątrz. Doszedłem do schodów mijając pokój mamy i Paula oraz pokój Elen.
Schody. Oczywiście można było przewidzieć wyłożone wypłowiałym już ciemno szkarłatnym dywanem. Cóż pozostaje jak nie ruszyć na szczyt? Po kilku chwilach znalazłem się przed starymi dębowymi drzwiami. Pokrywała je chyba z 10 cm warstwa kurzu. Dlaczego… Zakręciło mi się w głowie i musiałam się przytrzymać ściany. Ewidentnie coś dziś wisi w powietrzu. Otworzyłem drzwi odciskając ślad mojej dłoni na gałce. Chłód mosiężnej gałki przyprawił mnie o dreszcz. Pchnąłem lekko drzwi… Uchyliły się ze skrzypnięciem. Wziąłem głęboki oddech i wsunąłem się do pomieszczenia. Ciemność wdała się tu bardziej czarna niż na korytarzu, jednak w głębi widać było jasne światło wpadające przez okno. Podszedłem bliżej. Uchylone. Poczułem chłód przez nie wpadający. Dotknąłem framugi. Stara, bardzo stara farba z odrywała się drażniąc moje palce.
Odwróciłem się. Wszystkie meble wypełniające przestrzeń poddasza były przykryte niegdyś białymi prześcieradłami. Ściągnąłem szarpnięciem materiał. Na komodzie stały przeróżne rzeczy. Ramki przedstawiające małego Paula, Elen z mężem w dniu ślubu. Szczęśliwą rodzinę. Skrzypnięcie podłogi. Machinalnie sięgnąłem do kieszeni i wyczówawszy w niej Orkana odwróciłem się. Nikogo nie zobaczyłem. Sięgnąłem do szuflad. Zeszyty, i nic więcej. Dopiero teraz zauważyłem, że prześcieradło nie zsunęło się do końca. Sięgnąłem ostrożnie. Moim oczom ukazała się, gitara? Nie była jakaś wyjątkowa, widziałem w życiu kilka gitar, ale jednak ta była inna. Było od niej czuć tą aurę. Starości, magii? Przesadzam. Ziewnąłem i zamrugałem kilka razy. Sięgnąłem po stare pudło. Chwilę przed jego dotknięciem zawahałem się. Po chwili siedziałem w promieniach księżyca z stara, dość zniszczoną gitarą. Brakuje jej strun. Położyłem palce na strunach, tak jak kolesie w teledyskach które oglądam i jak chłopcy z kabiny Apolla.
-Ajj, ostre…- mruknąłem do siebie karcąco i puściłem struny. - Jeszcze raz…- tym razem poszło mi lepiej, prawą ręką szarpnąłem struny. To co usłyszałem nie przypominało żadnego konkretnego dźwięku. Czego można się po mnie spodziewać… Mimo tego nie przestawałem. Jak zaczynam to kończę. Spróbowałem inaczej. Ałł, źle. Jeszcze raz.
Nie wiem, ile tak siedziałem. W
momencie budynek się zatrząsł. Szybko odłożyłem gitarę i
wstałem. Skierowałem się w stronę drzwi. Musiałem przytrzymać
się ściany. Nie myślcie ze mam problemy z równowagą wstrząs był
silny. Po chwili dom zaczął znów drzeć, z każda sekundą
wstrząsy przybierały na sile… Zszedłem ostrożnie na dół. Po
chwili obok mnie pojawiła się babcia.
-Mamo?! – usłyszałem krzyk Paula.
-Tutaj jesteśmy! Odwróć się. - Kobieta odkrzyknęła mu.
Spojrzałem na mamę była przerażona. Schroniliśmy się na parterze, pod stołem w kuchni, jakkolwiek absurdalnie to brzmi.
Co tu się dzieje! Przecież to nie może mieć żadnego związku ze mną, prawda? Muszę zadzwonić do
-Mamo?! – usłyszałem krzyk Paula.
-Tutaj jesteśmy! Odwróć się. - Kobieta odkrzyknęła mu.
Spojrzałem na mamę była przerażona. Schroniliśmy się na parterze, pod stołem w kuchni, jakkolwiek absurdalnie to brzmi.
Co tu się dzieje! Przecież to nie może mieć żadnego związku ze mną, prawda? Muszę zadzwonić do
Ann, albo lepiej Chejrona… sam nie
wiem… Wstałem i pobiegłem do pokoju. Zaraz za mną pojawił się
też tam i Paul.
Percy, wszystko w porządku?
- Nie, Paul. Nie mam mojego plecaka...
- Salon. Potrzebujesz czegoś?
- Tak, drachm. Nie podoba mi się to
trzęsienie. Coś czuję, że jest to związane ze starożytnością.
Muszę porozmawiać z Chejronem i Posejdonem.
Wybiegliśmy z pokoju.
Chwilę później.
Tęcza zamigotała i pokazała mi
mojego ojca, stojącego w swoim pałacu.
- Tato!
- Percy? Co ty tu robisz? - Kolejna
porcja wstrząsów.
- To twoja sprawka?
- Nie. Dlaczego mnie oskarżasz?
- Nie oskarżam, tylko się pytam.
Pytam się , gdyż jesteś też bogiem trzęsień ziemi, więc
pomyślałem...
Pokręcił głową.
- Tutaj też to odczuwamy. Niestety nie
mogę ci pomóc. Sam chciałbym wiedzieć, co się dzieje.
- Skontaktuję się z Chejronem, może
on coś wie.
- Dobra myśl. Jak coś będę
wiedział, powiem Ci. Do zobaczenia. Wesołych świąt.
- Nawzajem. Pa.
Machnąłem ręką i zakończyłem
połączenie. Dobra, teraz obóz.
- O Irys, bogini tęczy, przyjmij moją
ofiarę. Pokaż mi Chejrona, Obóz Herosów.
Chwilę później już widziałem
mojego nauczyciela w pełnej formie.
- Chejronie!
- Percy! Domyślam się, że ty... -
przerwał mu wstrząs - w sprawie trzęsienia?
- Dokładnie.
- Niestety, Percy. Nic nie wiem. Ale to
musi być coś poważnego.
- Dlaczego?
- Zostało zwołane właśnie
nadzwyczajne posiedzenie na Olimpie. Jak coś będę wiedział,
poinformuję Cię. A póki co, do lata.
- Do lata.
Rozłączyłem się. Szybko pobiegłem
do kuchni i wlazłem pod stół. Zaczęło świtać, a trzęsienie
zaczęło ustawać.
-Co do jasnej… ymm - Paul urwał napotkawszy wzrok mamy - się tutaj dzieje…
-Nie mam pojęcia skarbie…- mama Paula wyraźnie przejawiała o nas troskę. - Skoro i tak już nie śpimy i to, hmm trzęsienie przeszło przygotuję śniadanie.- podeszła do lodówki i zaczęła się krzątać, a mama jak gdyby nigdy nic ruszyła jej pomóc. Oszaleję, Paul patrzał na mnie, a ja na niego.
- Nie próbuj zrozumieć… -mruknął. Wyszliśmy z kuchni, aby posprzątać zniszczenia nocy.
-Co do jasnej… ymm - Paul urwał napotkawszy wzrok mamy - się tutaj dzieje…
-Nie mam pojęcia skarbie…- mama Paula wyraźnie przejawiała o nas troskę. - Skoro i tak już nie śpimy i to, hmm trzęsienie przeszło przygotuję śniadanie.- podeszła do lodówki i zaczęła się krzątać, a mama jak gdyby nigdy nic ruszyła jej pomóc. Oszaleję, Paul patrzał na mnie, a ja na niego.
- Nie próbuj zrozumieć… -mruknął. Wyszliśmy z kuchni, aby posprzątać zniszczenia nocy.
- Obudźcie mnie na śniadanie.
- Jasne.
* * *
- Cześć, co na śniadanie?
- Chyba na obiad.
- Obiad?
- Percy jest 15:00 i ty chcesz
śniadanie?
- Eeee, tak? Spałem tak długo? Ale
mieliście mnie obudzić!
- Nie potrafiliśmy. A Paul miał
prawie bliskie spotkanie z Twoją nogą. Dobra, siadaj, jedz i pomóż
nam.
- Ale w czym?
- No jak to w czym. Dzisiaj jest
Wigilia. Trzeba się przygotować.
Później, bliżej nie
określony czas.
- Percy, jak ty wieszasz te lampki?
Przenieś na drugą stronę. A łańcuchy gęściej... ALE NIE AŻ
TAK!
Jakoś udało mi się ubrać choinkę...
po kilku godzinach. Stół już też rozłożony i nakryty. Na
szczęście prezenty już spakowane, więc teraz tylko czekać na
gwiazdkę. Przeszedłem do pokoju. Wybrałem czarne jeansy, błękitną
koszulkę i... marynarka? No tak. Pewnie mama mi dorzuciła. Ubrałem
się i spróbowałem ogarnąć moje włosy. Wysłałem krótkie
życzenia do przyjaciół (Ann, Amelii, Harry'emu i Iwonie życzyłem
udanego związku). Dostałem od prawie wszystkich życzenia zwrotne.
Jeszcze tylko ostatnie looknięcie na fejsa. Głowna i kilka zdjęć
od Ann z tym jej lowelasem. Na jednym zdjęciu się...całowali.
Myślałem, że umrę. Szybko się wylogowałem, ale obraz pozostał
w mojej pamięci. To było gorsze od ukąszenia skorpiona. Z bólem
fizycznym zawsze sobie poradzę, ale emocjonalny to już inna bajka.
Ten zabija od środka i jest o wiele gorszy.
- PERCY! KOLACJA.
Dobra, trzy głębokie wdechy i
odłożyłem swój ból. Przecież jestem z rodziną, więc trzeba
się cieszyć, prawda? Zszedłem do salonu. Wszyscy już stali i
czekali na mnie. Krótka modlitwa, życzenia (każdy mi życzy
związku z Ann) i posiłek. Makówki, ziemniaki, ryby, kapusty,
barszcz i inne potrawy. Mniam...prawie.
- Percy, dlaczego nie jesz ryby?
Bo jestem synem Posejdona a ryby
mieszkają w morzu. To tak jakby zjeść brata.
- Percy ma uraz do ryb. Gdy był
mały prawie połknął ość.
Dziękuję mamo za ratunek.
- Rozumiem.
Kilkanaście minut później wszyscy
siedzieliśmy przed choinką. Zgadnijcie kto rozdawał prezenty. Tak,
ja. Najpierw Paul. Co dostał? Męskie rzeczy. Perfum „NAZWA” i
butelkę whiskey/koniaku. Dorzuciłem jeszcze paczkę maszynek do
golenia i żel. Mama dostała biżuterię™ i butelkę™
czerwonego, półsłodkiego wina. Babcia już wcześniej wspomniane
rzeczy malarskie. Ach, ta jej radość. No, wszyscy obdarowani, więc
mogę wstać.
- Percy, czekaj. Mamy dla Ciebie
jeszcze jeden prezent.
Nie ukrywam zdziwiłem się. Chwilę
później przede mną leżał pokrowiec bardzo podobne do tego, które
znalazłem w nocy. Zaraz, chyba to nie jest...
- Percy, może otworzysz?
Zrobiłem tak, jak powiedziała babcia
i...zamarłem.
- Chyba gdzieś tu wkradła się
meduza. Percy, zamknij usta.
Obudziłem się i delikatnie dotknąłem
gryfu, pudła, strun już kompletnych. Wyciągnąłem instrument.
Lewą ręką nacisnąłem struny, a prawą po nich przejechałem. Tym
razem pokój wypełnił dźwięk czystszy niż rano.
- Ale jak, skąd wiedzieliście?
- Podziękuj swojej babci.
- Podziękuj swojej babci.
Uśmiechnęła się do mnie i
przysiadła się.
- Nie tylko ty miałeś problemy z
zaśnięciem.
- To ty tam byłaś?
- Tak. Słyszałam, jak próbowałeś
grać, jak… fałszowałeś. Mimo to nie przestawałeś próbować.
Nie poddawałeś się. Uruchomiłam kontakty i voilà.
W muzycznym jakiś młody człowiek ci nastroił struny. A tu masz
zeszyt z akordami. To co. Bierzemy się za naukę? Pokażę ci kilka
chwytów.
- Jasne. A ta gitara, jest Twoja?
- Percy, pokażę ci kilka chwytów
- Jest twoja? - wskazałem gitarę, po co ja wdaję się w dyskusję z mamą Paula?
- I tak i nie, należała do mojego męża.
- I potrafisz grać?
- Kiedyś próbował mnie nauczyć - odpowiedziała cierpko - jednak niektórzy nigdy się tego nie nauczą. To jak, zaczynamy?
- Chętnie…
- To patrz, to są struny, a to progi musisz naciskać odpowiednie struny w odpowiednim miejscy i w odpowiednim czasie żeby wydały dźwięk, który chcesz. Na przykład jeśli naciśniesz pierwszym palcem 2 strunę na pierwszym progu tutaj - zaczęła układać moje palce na gryfie – drugim palcem 4 strunę na drugim progu, tak dobrze, i trzecim palcem 3 strunę na drugim progu i pociągniesz wszystkie struny naraz, nie, nie pociągasz prawą ręką, a lewą dalej przyciskasz struny -zaśmiała się i jeszcze raz ułożyła moje palce. Gdy pociągnąłem struny dźwięk był okropny. Elen znów się zaśmiała i zaczęła coś mówić o stroju gitary…
- Jest twoja? - wskazałem gitarę, po co ja wdaję się w dyskusję z mamą Paula?
- I tak i nie, należała do mojego męża.
- I potrafisz grać?
- Kiedyś próbował mnie nauczyć - odpowiedziała cierpko - jednak niektórzy nigdy się tego nie nauczą. To jak, zaczynamy?
- Chętnie…
- To patrz, to są struny, a to progi musisz naciskać odpowiednie struny w odpowiednim miejscy i w odpowiednim czasie żeby wydały dźwięk, który chcesz. Na przykład jeśli naciśniesz pierwszym palcem 2 strunę na pierwszym progu tutaj - zaczęła układać moje palce na gryfie – drugim palcem 4 strunę na drugim progu, tak dobrze, i trzecim palcem 3 strunę na drugim progu i pociągniesz wszystkie struny naraz, nie, nie pociągasz prawą ręką, a lewą dalej przyciskasz struny -zaśmiała się i jeszcze raz ułożyła moje palce. Gdy pociągnąłem struny dźwięk był okropny. Elen znów się zaśmiała i zaczęła coś mówić o stroju gitary…
Światło
jeszcze długo się świeciło w salonie, zanim wszyscy poszli spać.
Nauce gry na gitarze towarzyszyły żarty, śmiechy, wspomnienia Elen
z dzieciństwa jej jedynego syna i rozmowy. Percy zapomniał o bólu.
Zapomniał, że na zewnątrz czekają na niego potwory, nowe zadania
i niebezpieczeństwa. Nowe straty. Zapomniał, że jest synem
Posejdona – boga z wielkiej trójki. Teraz był tylko kolejnym
Percy’m. Był tylko on, gitara i rodzina. Cieszył się chwilą.
Ale nie tylko on spędzał wigilię z rodziną. 24 grudnia. Jedyny
dzień w roku, kiedy bogowie schodzą do obozu i spędzają czas z
dziećmi. Z niektórymi pierwszy raz, a z niektórymi już ostatni.
Tego dnia nie ma relacji istota boska - półbóg. Jest rodzic -
dziecko. Ares nie rozmawia ze swoimi dziećmi patrząc na nich
niebezpiecznie. Uśmiecha się, żartuje przytula. Atena tego dnia
nie kieruje się rozumem, lecz sercem. Hestia patrzy na wszystkich i
uśmiecha się. Hera nie patrzy na Thalię jak na najgorsze zło.
Patrzy na nią, jak na swoją córkę. Demeter nie kłóci się z
Hadesem o Persefonę. Afrodyta tego dnia porzuca swoje plany na
idealny romans i bawi się ze swoim mężem, Hefajstosem. A Zeus,
Posejdon i Hades traktują się tego dnia jak bracia. Nie kłócą
się, nie wywyższają. Tego dnia liczy się tylko to, że są razem.
Ale to nie wszystko. W tym magicznym dniu odchodzą od herosów
wszystkie troski. W tym dniu wszyscy – herosi, najady, driady,
bogowie, centaury – wszyscy patrzą w gwiazdy z nadzieją. Z
nadzieją na lepsze jutro.