Dla Szal&Szur, bez których nie miałabym weny; za
poznanie Was i za jedno zdanie :D oraz mojej kochanej Redaktorki, bez
której chyba bym zginęła w tym natłoku zdarzeń; pomaga mi oraz
daje mi siły na każdy dzień.
Chyba mogę
uznać się za szczęściarza. Mój sen, a właściwie koszmar,
przestał być już tak intensywny. Mogę powiedzieć, że się już
do niego przyzwyczaiłem. Oczywiście, dalej zastanawia mnie, o kim
mówiła Rachel. Czy ta osoba bardzo zamąci w moim życiu? Czy
będzie moim przyjacielem czy, wręcz przeciwnie, wrogiem? Może jako
prezent na święta dowiem się, kto to jest? A właśnie, zbliżają
się święta, i chyba wpadłem na pomysł. Odwróciłem się do
Amelii, która siedzi razem ze mną w ławce na etyce (tylko dwie
osoby + my nie chodzą na religię. Na szczęście Meghan jest tą
„wierzącą”, ale, moim zdaniem, nie praktykującą):
- Amelia.
- Tak?
- Widzisz tę
żarówkę nad moją głową?
Roześmiała się serio
jestem aż tak zabawny?
- Domyślam się, że nasz
plan dotyczący naszych kochanych gołąbeczków?
- Ach, jak ty mnie dobrze
znasz. Chemia wypaliła, ale już trochę czasu minęło od tej
lekcji. Myślę, że czas na krok drugi. Zbliżają się święta...
- I...?
- Powiem jedno słowo –
jemioła.
Amelia otworzyła szeroko
oczy i uśmiechnęła się, jakby chciała powiedzieć "szatański
plan, kryptonim – jemioła, rozpoczęty."
- Fantastyczna swatka z
Ciebie, Perseuszu.
- Heh. Tylko pytanie,
dlaczego nie potrafię zadzwonić do Annabeth i normalnie z nią
porozmawiać? "Dlaczego potrafię pokonać potwory, pokonać
Kronosa, a nie jestem w stanie zadzwonić do Annabeth? Gdzie tu
sprawiedliwość?"
- Nie martw się, Percy.
Wszystko się ułoży. Moja kobieca intuicja mówi mi, że jeszcze
będziesz razem z nią, zostaniecie małżeństwem i będziecie mieli
parę słodkich, uroczych dzieci. Tylko pamiętaj – ja chcę być
matką chrzestną.
- Zobaczymy, czy warto
wierzyć intuicji. A co do tej matki chrzestnej, to zobaczymy. Ale
będę pamiętać.
- Wracamy do planu. Mam
wykombinować jemiołę?
- Nie, poczekaj aż sama
wyrośnie. Idziesz na wigilię klasową?
- Nie. A ty?
- Spróbuję przekonać
rodziców, żeby pozwolili mi zostać w domu.
- Niech zgadnę – nie
chcesz spędzać kolejnego dnia z Meghan?
- Dokładnie.
- Hej, uśmiechnij się –
już piątek! Zaraz wolne!
- No tak, potem do środy,
ewentualnie czwartku i znowu mamy wolne!
Kilka minut później
siedziałem razem z Harry'm na geografii. Przez najbliższe kilka
miesięcy ta lekcja będzie dla mnie torturą. Rozmawiamy o Rzymie.
Nienawidzę tego miasta. Chyba to ma coś wspólnego z tym, że
kiedyś Grecja została najechana przez Rzymian. Wreszcie ostatnia
lekcja – podstawy przedsiębiorczości. Jeśli w całym moim
herosowym życiu nie zostanę zabity przez jakiegoś potwora lub
boga, to z całą pewnością wykończy mnie coroczne rozliczanie
PIT-ów. Na świętego Posejdona, kto to wymyślił? Jakieś liczby
dziwne i formułki. Chyba będę prosić kogoś o wypełnienie za
mnie tego zeznania podatkowego, albo poproszę Annabeth. To dla niej
powinno być bułka z mlekiem. Spoglądam na zegarek – jeszcze
chwila. Zaczynam odliczać od końca – dziesięć, dziewięć,
osiem, siedem, sześć, pięć, cztery, trzy, dwa, jeden... DZWONEK!
Tak, wolne! Wrzuciłem książkę, zeszyt i ten nieszczęsny PIT do
plecaka, po czym skierowałem się do wyjścia z sali.
- Witaj, kotku. Kiedy wpadniesz do
mnie?
No tak. Nie ma to jak "miły
akcent" na zakończenie dnia. Oj, chyba porozmawiam sobie z
pewną boginią na temat mojego jakże udanego życia miłosnego.
- O cześć. Przepraszam, ale mam
zajęty harmonogram.
- W taki razie zajmuję najbliższy
wolny termin – puściła mi oko. Bogowie, dlaczego?
- To będzie za jakieś.... trzysta
lat.
- Persiu. Nie bądź taki niedostępny.
Mam sposób, na zrelaksowanie.
Miałem już jej dość. Nie
wytrzymałem. Złość wzięła górę.
- Meghan, odczep się ode mnie. Idź
szukać pracy w swoim zawodzie. Założę się, że będziesz miała
wielu facetów. Ale NIGDY nie będziesz miała mnie.
Odwróciłem się i skierowałem swoje
kroki ku drzwiom. Przed samym wyjściem rzuciłem tylko przez ramię:
- Aha! I jeszcze jedno – odwal się
od Sileny i Charlesa. Dobrze radzę.
Opuściłem budynek. Natychmiast
podbiegli do mnie Iwona, Harry i Amelia.
- Percy, ale jej wygarnąłeś. Coś
czuję, że teraz da ci spokój, prawda, dziewczyny?
- Zgadzam się z Harry'm –
zauważyłem, jak chłopak się zarumienił. Zastanawiam się, czy ja
też tak bym reagował, gdyby Annabeth się ze mną zgodziła.
- Chłopaki, pogadałybyśmy więcej,
ale musimy iść, prawda, Iwona?
- Co, gdzie, jak? A no tak, Jake. Do
poniedziałku!
I poszły. Zauważyłem, jak kolega
wpatruje się a Iwonę rozmarzonym wzrokiem.
- Jeszcze jej nie powiedziałeś?
- Nie.
Powoli kierowaliśmy się w stronę
mojej pracy.
- Kiedy?
- Ale co "kiedy"?
- Kiedy chcesz jej powiedzieć o swoich
uczuciach?
- Nie wiem, Percy. Boję się.
- Czego?
- Że dla Iwony jestem TYLKO
przyjacielem. Że gdy powiem "chcę, byś była moją
dziewczyną", stracę jej przyjaźń. A wtedy to chyba bym się
załamał!
- Będzie dobrze. Wierzę w to. Dobra,
Harry, idę pracować. Do poniedziałku!
- Ta, cześć!
Jakieś trzy, cztery godziny później
byłem już w mieszkaniu. Tak przed 19 wyrobiłem się z wszystkimi
lekcjami (uwaga, sukces! Tylko przez pół godziny męczyłem się
nad matematyką! Co prawda to tylko jedno zadanie było, ale nikt nie
musi o tym wiedzieć). Właśnie kończyłem słuchać "StillStanding" Rasmusów, gdy zostałem zawołany na kolację. Przy
posiłku rozmawialiśmy o wszystkim – szkole, pracy, muzyce,
polityce (chciałam wstawić tutaj, że ciężko się żyje, bo to
wina T****, ale to chyba inny kontynent :D). Chciałem iść już do
pokoju, gdy Paul poprosił mnie na stronę. Bogowie, o co może
chodzić? Mam nadzieję, że nie o szkołę.
- Percy, mam prośbę.
- Tak?
- Chciałbym zabrać Was gdzieś w
święta. To niespodzianka. Mógłbyś nie mówić nic Sally?
- Jasne. Nie pisnę ani słówkiem –
udałem, że zamykam usta na klucz, który wyrzucam.
- Dzięki. Wyjechalibyśmy w czwartek
rano, tam dość długo się jedzie.
- Czyli nie idę do szkoły w czwartek?
- I tak nie miałeś zamiaru iść,
prawda? Percy, znam Cię trochę. Miałbym jeszcze jedną, małą
prośbę.
- Słucham.
- Widzisz, chciałbym, kupić Sally
jakąś biżuterię, tylko nie wiem, jaką. Wzór, kolor. Mógłbyś
mi pomóc?
- Jasne, poproszę Amelię, żeby mi
pomogła. I przy okazji się dołożę, mogę?
- Jasne, dzięki. A jak tam relacje z
Annabeth?
Mama i Paul wiedzieli wszystko o moich
relacjach z Ann. Nie raz przychodziłem do nich o radę jak i się
wyżalić.
- Nie wiem, Paul. Naprawdę nie wiem.
Zobaczę, co Fata dla mnie przygotowały. Już pójdę do siebie. Na
razie.
Usiadłem przy biurku. Włączyłem
"She's My sin" – jedna z moich ulubionych Nightwish'a (ta
piosenka ma to "coś") i zalogowałem się na facebook'u.
Wszedłem na swój profil... No ładnie. Pod informacją, że jestem
wolny, widziałem kilka lajków i oraz komentarze. Status polubiły
Meghan i jej koleżaneczki. Niżej widniał komentarz od Annabeth –
"Mam nadzieję, że za niedługo zobaczę tutaj zmianę :D"
na co Harry odpowiedział "już
ja się o to postaram".
Obydwa komentarze polubili: Meghan, Annabeth, Iwona, Harry, Amelia,
Nico, Thalia, Charles i Silena. Widzę, że wszyscy troszczą się,
bym nie został starym kawalerem. Otworzyłem główną i... prawie
spadłem z krzesła. Co mnie zszokowało? "Annabeth
Chase zmieniła status z "wolny(a)" na "w związku"
". Gapiłem się przez
kilka minut na ten wpis. Moja Annabeth jest z innym? I co mam zrobić?
Polubić? A może lepiej nie? Co pomyśli? Zostawić komentarz? Chyba
tak będzie najbezpieczniej. Ale co napisać? Że jestem szczęśliwy?
Nie, to kłamstwo. To może na odwrót? Że jestem wściekły? Nie,
wtedy na pewno wyśle mnie do psychiatryka! Ocknąłem się z
zamyśleń i zauważyłem, że nieświadomie wstawiłem już
komentarza: "nie ładnie, żeby przyjaciel musiał
dowiadywać się o związku z internetu".
Wyłączyłem portal i włączyłem
telewizor. Akurat miałem ustawiony na program muzyczny, gdzie
leciało "Not like the other girls". Podłączyłem komórkę
do komputera i zacząłem aktualizować playlistę. Wyrzuciłem
Rihannę, Chrisa, LMFAO i Justina Bibera.... zaraz, co tu robi ten
ostatni! Przecież ja go nie słucham! Usunąć! Usunąć! Kosz! No,
usunięte. Tylko skąd się on tu wziął? Percy, myśl. Wysil swoje
glony. Już mam! Pewnie to Iwona mi wrzuciła, jak pożyczyłem jej
telefon. Muszę z nią porozmawiać. I to poważnie. Hm, kogo by dać
w zamian. Zapewne Hollywood Undead, Guns N' Roses, Metallica, The
Rasmus, Nightwish i Kiss. Chyba o nikim nie zapomniałem. Włączyłem
GG i już po chwili w dolnym rogu ekranu zamigała mi koperta.
- Hej, Persiu. Jak tam łowy?
- O hejka, Amelcia. A nieudane. Coś
mi się wydaje, że już nie mam szans u Annabeth.
- A to dlaczego?Wysłałem
jej linka ze zmianą statusu Annabeth i moim Nie czekałem długo na
jej odpowiedź.
- Don't wory, be happy.
- Oczywiście, zawsze i wszędzie.
Będę pamiętać. A tak przy okazji – musimy przyśpieszyć
realizację naszego planu.
- A to dlaczego?
- Paul zabiera mnie i mamę gdzieś
na święta i w czwartek rano wyjeżdżamy.
- Uuuuuu.
- Ty już nic nie kombinuj.
- No dooobrze. Czyli jak robimy? Mam
jemiołę załatwić?
- Nie trzeba. Znajdziemy ją w
Central Parku.
- Dobra, ty weźmiesz Harry'ego, a
ja Iwonę.
- Dobra, tylko jak ja go wyciągnę?
Co mu powiem? Te, Harry! Chodź ze mną do Central Parku, znalazłem
zajebiste miejsce, gdzie można podglądać nagie laski!
- Powiedz mu tak! Na pewno pójdzie,
- Ta, szczególnie, że w zimę
można zobaczyć dziewczyny bez ubrań. Szukamy we wtorek po lekcjach
drzewa?
- Jestem za. Percy, muszę uciekać.
Do poniedziałku.
- Narka.
Siedziałem na necie jeszcze z dwie
godzinki, po czym włączyłem "Krwawy sport". Po filmie
jeszcze słuchałem muzyki i przy dźwiękach "Nothing ElseMatters" zasnęłam.
* * *
- Percy, widzisz nasze gołąbki? Tak
słodko razem wyglądają. A jakie będą śliczne dzieciaczki.
- Amelia, skup się na sprawozdaniu.
Jeszcze tylko to i jesteśmy wolni.
Tak, kolejna lekcja chemii. A właściwie
jej ostatnie dwie godziny. Dzisiaj mieliśmy miareczkowanie. To była
zabawa. Co tam, że jakaś dziewczyna z paczki Meghan zamiast
zmiareczkować zasadę kwasem, chciała zmiareczkować zasadę wodą.
A potem dziwi się, że zeszło już pięć pojemności biuret, a
kolor próbki z żółtego za nic w świecie nie chce zmienić się
na czerwony.* Och Zeusie, widzisz a nie grzmisz. Swoją drogą,
ciekawe, czy jest jakiś bóg od chemii albo miareczkowania? Może
kiedyś spytam się Annabeth. Powinna wiedzieć.
- Dzisiaj szukamy naszego drzewa?
- Jeśli masz czas, to tak.
Odwróciliśmy się i obserwowaliśmy,
co kto robi. Najlepsza była Meghan. Wlała cała zawartość jednej
zlewki (zasadę) do drugiej, w której był kwas i... *
- Aaaaaa.
- Meghan, co się stało? - od razu
zrobiło się kółko wokół dziewczyny,
- Zasada.... oko... piecze!
- Szybko – dzwońcie po karetkę!
I w taki sposób zostaliśmy zwolnieni
godzinę wcześniej. Iwonę i Harry'ego zgarnęli spod szkoły
rodzice, a my poszliśmy w kierunku naszego celu – Central Parku.
- Amielia, mogę mieć od Ciebie
prośbę?
- Słucham.
- Czy poszłabyś teraz ze mną do
jubilera?
- A po co?
- Razem z Paulem chcemy kupić mojej
mamię jakąś biżuterię i przydałaby się w tym kobieca porada.
To jak? Mogę na Ciebie liczyć?
- No nie wiem.
- Ale ja tak ładnie prooooooszę.
- Ech, no dobrze. Znaj dobroć pana.
Najpierw załatwimy jemiołę, a potem dopiero jubilera, dobrze?
- Jestem za.
Godzinę później nareszcie pierwszy
cel został zrealizowany. Co za ironia. Jak potrzeba jemioły, to jej
nie ma, a jak jej nie chcesz, to jest tego w.... dużo.
* * *
- Cześć, Percy. Już jesteś?
- Chyba dopiero. Mam nadzieję, że
pierwszy i ostatni raz byłem z Amelią u jubilera/
- Aż tak źle?
- Gorzej, niż źle. Przyszliśmy do
jubilera i powiedziałem, że chciałbym biżuterię do takiej i
takiej ceny. Wiec jubiler wyciągnął nam na stolik komplety.
Chciałem wziąć pierwszy z brzegu, ale Amelia zaczęła wypytywać:
ile to waży, z czego jest zrobione, kto jest autorem pomysłu oraz
wykonawcą, czy są inne odcienie. Przez godzinę wybierała komplet.
A tu nie takie zapięcie, zły odcień, za duże oczka, za małe
oczka, a to wygląda jak z plastiku, to jest za poważne, to za
śmieszne. Święty Posejdonie, to była tortura! Już wolałbym iść
jeszcze raz na zabawę z Cerberem niż wybierać biżuterię.
- Ale za to miałeś przygodę lepszą,
niż w Obozie Herosów.
- Ta. Tutaj masz cel mojej męki. Może
być?
- Myślę, ze Sally będzie zadowolona.
A jak tam w szkole?
- Nic ciekawego oprócz wypadku Meghan.
- Słyszałem. Masz bardzo inteligentne
osoby w klasie.
- Widzę, że wiadomości w szkole
przenoszą się drogą ekspresową.
- No oczywiście.
Kilka minut później wszedłem do
pokoju i resztę czasu spędziłem jak zawsze.
* * *
- Hej, Harry. Masz dzisiaj czas?
- No mam, a co?
- Dzisiaj, 16:00. Central Park i
żadnych "ale", jasne?
- No dobra, to do za dziesięć minut.
Odłożyłem telefon do kieszeni. Mam
nadzieję, że plan wypali, a jest bardzo skomplikowany. No dobra,
czas wyjść. Afrodyto, pomóż nam.
- Cześć, mogę wiedzieć, po co
dzwoniłeś?
- Hej. A chciałem z Tobą porozmawiać.
Idziemy?
- Jak już tu jesteśmy, to czemuż
nie?
Szedłem z Harry'm do umówionego
miejsca. Rozmawialiśmy głównie o Iwonie. O jej oczach, włosach,
głosie, figurze, charakterze. Właściwie, to Harry prowadził
monolog. Ja tylko przytakiwałem. Powoli zbliżaliśmy się do
drzewa. Na szczęście Amelia z Iwoną również się zbliżały.
Teraz najtrudniejsza część planu.
- Percy, co dziewczyny tu robią?
- Ne wiem.
Stanąłem z Amielią jakieś trzy,
cztery metry od siebie. Delikatnie popchnęliśmy przyszłą parę.
Stanęli bardzo blisko siebie. "Przypadkiem" odkaszlnąłem.
Wszyscy spojrzeli na mnie, a ja niewinnie wskazałem na gałąź.
Iwona i Harry otworzyli szeroko oczy.
- Jemioła.
- To znaczy...
- Cóż, drodzy przyjaciele. Tradycji
nie m=wolno lekceważyć.
Widzieliście kiedyś pocałunki w
hollywoodzkich filmach? Tak? No to wiecie, jak wyglądał ich
pocałunek. Razem z drugą swatką powoli wycofywaliśmy się z
parku.
- No, gratuluję, Percy. Teraz tylko
czekać, aż będą się obściskiwać. Do stycznia. Wesołych świąt.
- Nawzajem.
* * *
- Percy! Wszystko spakowane?
- Tak! Wszystko jest!...
Chyba – dodałem w myślach.
Włożyliśmy nasze rzeczy do
bagażnika. Mama zamknęła drzwi i ruszyliśmy Tylko gdzie? Włożyłem
słuchawki do uszu. Nickelback. W sumie lepsze to niż Hannah Montana
czy jak jej tam było. MP3, książka, poduszka. Co lepsze? W sumie,
to mogę poświęcić każdej z tych rzeczy około sześciu godzin.
Dlaczego aż tyle? Cóż. Wiem tylko, że będziemy jechać przez 19
godzin. To boli. Dalej nie wiem, gdzie ani dlaczego. Nikt nie chce mi
powiedzieć. Właściwie to Paul nie chce, bo mama nie wie. Ta
„zrobię wam niespodziankę”. Zapomniał tylko o wspomnieniu
zdania napisanego małym druczkiem – najpierw wytrzymaj parę
krótkich godzin. Bardzo optymistyczne.
Co 4/5 godzin mama z Paulem zamieniali
się za kierownicą, ja niestety jeszcze nie mogę prowadzić.
Złośliwość losu (a właściwie chyba Fata)… Miał bym jakieś
zajęcie. Włączyłem iPhone'a , którego sprezentowali mi tak przed
świątecznie, bo brak kontaktu z mamą jest gorszy, nawet od walki z
samym wcieleniem Kronosa. Spojrzałem na listę kontaktów. Dawno nie
miałem kontaktu z Grover’em… ani z Nico. Nie wcale za nimi nie
tęsknię ale miło by było gdyby od czasu do czasu się odezwali.
Ikonka Facebooka, jestem. Przejrzałem stronę główną i mój wzrok
padł na listę z chatu.
-Kto by pomyślał… -mruknąłem do siebie.
- O co chodzi skarbie? –Mama za kółkiem ściszyła radio a ja wyciągnąłem słuchawki.
- Nooo, bo nikogo nie ma… A Amelia zapierała się że będzie… - zacząłem głośno lecz z każdym słowem dźwięk tracił na sile.
-Percy, nie pomyślałeś że to może dlatego że jest 4 nad ranem?- Że słucham? Czwarta? Myślałem że rozmyślałem dłużej.
-Kto by pomyślał… -mruknąłem do siebie.
- O co chodzi skarbie? –Mama za kółkiem ściszyła radio a ja wyciągnąłem słuchawki.
- Nooo, bo nikogo nie ma… A Amelia zapierała się że będzie… - zacząłem głośno lecz z każdym słowem dźwięk tracił na sile.
-Percy, nie pomyślałeś że to może dlatego że jest 4 nad ranem?- Że słucham? Czwarta? Myślałem że rozmyślałem dłużej.
Ziewnąłem przeciągle. Spojrzałem na
Paula, który teraz siedział jako pasażer i drzemał. Chyba
skorzystam z jego pomysłu. Właśnie chciałem oświadczyć ten
pomysł mamie, gdy usłyszałem znajome dźwięki gitary lecące z
radia. Zaraz, zaraz, przecież to... "Outside" Hollywood Undead.
- Zaraz, znam ten głos.
- Mamo, naprawdę?
- Tak! Przecież to ten. No... Axel
Rose z Guns N' Roses.
Myślałem, że padnę. Naprawdę lubię
Guns'ów, ale pomylić te dwa zespoły...
- Nie mamo. To jest Hollywood Undead. A
ta piosenka zwie się Outside i śpiewa ją Daniel Murillo i George
Ragan znani jako Danny i Johnny 3 Tears.
- Ale głos ten pierwszy ma świetny.
Ziewnąłem jeszcze raz. Nawet nie
próbowałem tego ukryć.
- Też tak myślę. Chyba położę się
spać…- dopiero teraz poczułem chłód.
- Haha - mama uśmiechnęła się do lusterka – za jakieś 2 godzinki zrobimy dłuższy postój aby rozprostować nogi.
- Haha - mama uśmiechnęła się do lusterka – za jakieś 2 godzinki zrobimy dłuższy postój aby rozprostować nogi.
Na tym skończyła się nasza
konwersacja. Otuliłem się kocem i zamknąłem oczy. Cichy warkot
silnika oraz ostatnie dźwięki piosenki ułożyły mnie do snu.
* * *
Od pół godziny nic, tylko pola. Pola,
pola i jeszcze raz pola. Ja chcę już koniec! Ile można?
- Paul, jaaaaaaaaaak dłuuuuuuuuuuuuugo
jeeeeeeeeeeeeeeeszczeeeeeeeeee?
- Percy, jeszcze chwilka. Wiem, że
ADHD nie pomaga w podróży. Ale mam
dobrą wiadomość. Tutaj jest nasz cel. Detroit.
Detroit? Czy to
nie tu wychowywały się takie gwiazdy jak Madonna czy Eminem?
Zobaczę z ciekawości...kiedyś. Kątem oka zauważyłem jakieś
zabudowania. HURA! CYWILIZACJA! Wprawdzie nie były to wielkie
budowle, jak w Nowym Jorku, ale zawsze coś! Skręciliśmy w jakąś
małą uliczkę. Betonowa ulica zamieniła się w kamienistą. Jakiś
czas później przed nami pojawił się duży, brązowy dom jakby
żywcem wzięty z jakiegoś angielskiego filmu. Dach był spadzisty,
wyłożony ciemnobrązową dachówką. Nie ukrywam, ciarki mi
przeszły po plecach. Paul zatrzymał się przed nim. Spojrzeliśmy
na siebie razem z mamą. Wyszliśmy wszyscy i przeszliśmy pod dom.
NA werandzie siedziała jakaś starsza kobieta, podobna trochę do
ojczyma. Podeszliśmy wszyscy do niej, a Paul pomógł jej wstać.
- Percy, Sally.
Poznajcie jedną z dwóch najważniejszych dla mnie kobiet. To jest
Elen – moja matka.
* Wydarzenia autentyczne.
Tak wiem. Zabijecie mnie za tak długą
przerwę. Wiem, że straciłam wielu czytelników. Nie będę się
zbytnio tłumaczyć. Powiem tylko, że wszystko zawaliło mi się w
jednym czasie. Chciałam podziękować kochanej Szur, O., Lakii i
Redaktorce, że były przy mnie. Dziękuję Wam, kochane. Nawet nie
wiecie, ile dla mnie znaczą Wasze słowa. Pocieszenia jak i krytyki.
Gdyby nie wy, pewnie ta notka by się nigdy nie pojawiła.
Chciałam jeszcze podziękować jeszcze
raz kochanej Redaktorce, za opis podróży. Moim zdaniem wyszedł ci
wspaniale :D Chciałam również poprosić Was, blogerzy o danie mi
kilka dni na odpoczęcie po walce z nauką. Gdy odpocznę, ostro
biorę się za zaległości na Waszych blogach. Mam również prośbę
do Was anonimowi. Dzięki wielkie za Wasze słowa. Jednak moglibyście
wymyślić jakiś pseudonim? Byłabym bardzo wdzięczna. Dodatkowo
proszę o zostawianie jeszcze raz próśb, jakie blogi mam
przeczytać. BARDZO DZIĘKUJĘ!
TRZYMAJCIE SIĘ.
Rasmuska.
A teraz ta mniej przyjemna część.
LUDZIE! CZY WAS ************? CO TO ZA MASOWE USUWANIE BLOGÓW?!
Jestem wściekła. Dlaczego tak jest, że jeśli ja zaczynam się
czymś interesować, to znika? Jeżeli ktoś jeszcze usunie bloga, to
nie ręczę za siebie. Mogę wiedzieć, dlaczego historie lepsze, o
niebo lepsze, niż moja, zostają usuwane?
Do zobaczenia.
Dr, ZUO.