Nowy rozdział, nowy semestr, nowy rok. Z dedykacją dla:
Jerr (to jeszcze nie to xD) (za
Hollywood'ów, pomysł i pierścionek do poprzedniej notki ),
Tej-Która-Nareszcie-Zajrzała (za
Meghan)
LunieRain (za Nightcora i redakcję)
Oraz dla.... (ci, którzy nie lubią chemii, łapka do góry :) )
Dżerr i tych, którzy się zgłosili. Dzisiaj pokażę Wam (a przynajmniej spróbuję), że chemia z Perseuszem Jacksonem może
być ciekawa:D
Siedzę sobie nad zatoką Long
Island. Wieje lekki wiatr, ale nie czuję zimna. Obserwuję żółtą
kulę, którą uczeni nazwali "Słońcem", odbijającą się
w lekko pomarszczonej tafli wody. Uśmiecham się do swojego odbicia.
Nie wiem dlaczego, ale trochę czuję się jak mitologiczny Narcyz.
Spoglądam na ptaki, które próbują złapać jakąś rybę. Chwilę
siedzę w ciszy. W tafli wody dostrzegam moją przyjaciółkę –
Annabeth. Siada obok mnie.
- Jak tu pięknie.
- Prawda.
- Jeszcze czegoś takiego nie
widziałam.
Zdziwiło mnie to, ale nie odezwałem
się. Przecież co roku od jakichś pięciu lat tu jesteśmy. A
Annabeth jeszcze dłużej.Mimo to nie odezwałem się. Annabeth
kładzie głowę na moim barku, a jej dłoń szuka mojej. Po chwili
znajduje ją i kładzie na swoim kolanie. Siedzimy w ciszy. Pragnę
jej powiedzieć, co do niej czuję, ale nie wiem jak. Jej głos
wyrywa mnie z zamyśleń i sprawia, że serce przyśpiesza.
- Percy, kochany. Nawet nie wiesz,
jak za Tobą tęskniłam. Za Twoim głosem, bliskością, dotykiem –
szepce mi to ucha uwodzicielsko.
Odwróciłem twarz w jej stronę,
oparłem swoje czoło o jej i spoglądałem w szare oczy. Oczy, które
teraz były przepełnione tęsknotą. Powoli przenoszę dłoń z
kolana i kładę razem z drugą na jej tali, a dziewczyna zarzuca mi
ręce na szyję. Całuję ją delikatne. Można by rzec, że to
lekkie muśnięcie. Chcę się odsunąć, by zobaczyć jej reakcję,
jednak powstrzymuje mnie przed tym silny uścisk na szyi. Zaczynamy
całować się coraz intensywniej. Teraz Ann gładziła moje braki i
plecy. Przeszedł mnie delikatny dreszcz, gdy dotarła do mojego
krzyża. Nagle coś ostrego i zimnego w okolicach mojego miejsca
Achillesa. Nagle dotarło do mnie, co się dzieje. Świadomość, że
moja przyjaciółka chce mnie wysłać do Hadesu drogą ekspresową,
podziałała na mnie jak przysłowiowy kubeł zimnej wody. Odsunąłem
się od niej jak oparzony. Chciałem wstać, ale poczułem silny
opór. Spojrzałem na dziewczynę z bólem w oczach, jednak ta
spuściła wzrok.
- Wybacz Percy. Kocham Cię, ale to
jest rozkaz pana.
Przejechała powoli swoim sztyletem
od moich łopatek, kierując się w stronę krzyża. Chciałem
krzyczeć, ale nie mogłem...
* * *
Usiadłem oblany potem na łóżku.
Serce waliło mi jak oszalałe, jakby chciało uciec z mojej piersi. Czułem ból od łopatek aż do krzyża. Objąłem ramionami kolana i
zacząłem się delikatnie kołysać, szepcząc do siebie – to
tylko sen, to tylko sen. Jeśli miałbym zrobić spis rzeczy pt.
"Czego nienawidzę w życiu herosa", to pierwsze miejsce
zajęły by sny, które są tak realne, że nie wiesz, czy to się
zdarzyło, czy to sen. Spojrzałem na zegarek. Chwilę zajęło mi
odczytanie godziny 5:30. Wiedziałem, że nie zasnę. Muszę z kimś
porozmawiać, ale z kim? Na pewno nie z Annabeth. Nie chciałbym jej
martwić. Poza tym nawet nie wiem, jak miałbym z nią rozmawiać! Od
jej urodzin minęły dopiero (a może już) trzy tygodnie! Po tym
czasie miałbym normalnie zadzwonić i powiedzieć :"cześć
słoneczko! Jak tam samopoczucie? Rozmyślasz o naszym pocałunku?
Wiesz, muszę ci powiedzieć, że świetnie całujesz i czekam na
powtórkę z rozrywki. A tak w ogóle to śniło mi się, że chcesz
mnie zabić. Ale nie martw się. To tak na marginesie. Całuję i
czekam na obóz"? Nie, to nie byłbym ja. Już widzę, jak Ann
nie będzie próbowała tego rozgryźć. Chyba porozmawiam ze
znajomymi z klasy. Kilka dni temu zrobili ze mnie narkomana.
Dlaczego? Od urodzin Annabeth chodziłem z głową w chmurach. Świat
był piękniejszy i w ogóle. Aż pewnego dnia, gdy szliśmy ze szkoły
Iwona stanęła nagle przede mną, przez co o mało na nią nie
wpadłem.
- Percy, zaczynam się o Ciebie
martwić. Powiedz, coś ty jarał? - spojrzałem na nią, jakby
spadła z Olimpu.
- Nic.
- A coś wciągał? Taki biały
proszek? - teraz Amelia.
- Nic nie...
- Percy, dobra rada od wujka
Harry'ego: zmień dilera.
Spojrzałem na nich jak na idiotów.
- Czy coś...
- NIC NIE WCIĄGAM, NIC NIE JARAM I
NIE MAM DILERA! - wykrzyczałem. Ludzie patrzeli na mnie, jakbym
uciekł z zakładu psychiatrycznego.
- Oficjalnie nie masz, ale... -
Harry przerwał, gdy dostrzegł mój wzrok mówiący "już nic
nie mów".
Uśmiechnąłem się na to wspomnienie.
Spojrzałem na zegarek – była już 6:00. Poczułem potrzebę
wyjścia na dwór. Przebrałem się, wrzuciłem książki i zrobiłem
śniadanie do nas wszystkich. Zanim wyszedłem zostawiłem kartkę na
stoliku obok tostów (tak wiem, inteligentne śniadanie):
"Wyszedłem
wcześniej. Muszę wszystko przemyśleć."
Miałem jeszcze dwie godziny do mojej
pierwszej lekcji. Szedłem prosto przez Central Park. Nie znałem tej
części. Nagle moim oczom ukazało się jezioro. No tak!
Zapomniałem, że tutaj jest Harlem Meer. Widok był fantastyczny!
Usiadłem i wsłuchiwałem się w szum fal. Teraz przyszedł czas na uporządkowanie wszystkiego. Zaczynam. Problem pierwszy – kim dla
mnie jest Annabeth? Moją przyjaciółką? Na pewno, ale czy tylko?
Znamy się od pięciu lat,a od dwóch czuję do niej to "coś".
A może ja od początku czułem do niej miętę, ale uświadomiłem
to sobie dopiero dwa lata temu, kiedy myślałem, że Ann dołączy
do łowczyń? Możliwe. Rok później misja w labiryncie i pocałunek.
Mój pierwszy. Po powrocie z misji chciałem chciałem jej
powiedzieć, że czuję do niej "coś", czego jeszcze nie
potrafiłem nazwać. Już miałem to zrobić, ale przypomniałem
sobie przepowiednię. Wtedy powiedziała mi ten wers – Losy od
śmierci gorsze miłość ci odbiorą.Wtedy
pomyślałem, że kocha Luke'a, więc postanowiłem poczekać.
Nadszedł ten rok. Najpierw ocaliła mi życie, później powiedziała
synowi Hermesa, że była w nim zauroczona, następnie atak empuz i
ptaków symfalijskich, nieświadome wyznanie mi miłości i na koniec
jej urodziny razem z niesamowitym pocałunkiem. Gdy się spotkamy, to
MUSZĘ, choćby nie wiem co, powiedzieć jej, że jest dla mnie kimś
więcej, niż przyjaciółką, że ją kocham. A jeśli odwzajemni to
uczucie, to zapytam się jej, czy zechce być moją dziewczyną.
Zaśmiałem się – córka Ateny i syn Posejdona razem? A co na to
nasi boscy rodzice? Hmm, pomyślimy później. Dobra, jeden problem
rozwiązany. Teraz drugi – mój sen. Co on może oznaczać? Próba
zabicia i te słowa: to jest rozkaz pana. Ale
kim on jest? I dlaczego ja? Czym sobie zasłużyłem? Coś mi się
wydaje, że to ma związek z moim problemem nr 3 – atak na obóz i
na Ann. Czyżby ktoś chciał wysłać moją Annabeth to Hadesu? I
znowu te pytania – kto? Dlaczego? W jakim celu?
- Ojcze, pomóż mi. – wyszeptałem.
Wyciągnąłem komórkę. Na bogów! Jeszcze tylko 20 minut do
lekcji! Wstałem i w rytmie "Time to burn" poszedłem na 15 aleję do szkoły. Otworzyłem drzwi i pobiegłem pod klasę nr 12.
- Siemasz Harry.
- O cześć, Percy. Nie wiesz,gdzie są
dziewczyny?
- Nie... - przerwały mi wibracje
telefonu. Spojrzałem na wyświetlacz – o wilku mowa.
- Kto?
- Iwona. Napisała, że jest chora, a
Amelia jest u babci.
- czyli zostaliśmy sami?
- Na to wygląda.
Pierwsza lekcja – BHP. Szczerze?
Prawie zasnąłem. Później grecki – coś dla mnie! Reszta lekcji
wlokła się niemiłosiernie. Aż do ostatniej godziny biologi.
Nareszcie dzwonek! O tak!
- To co, Harry, idziemy?
- Oczywiście. Percy, mam do Ciebie
takie pytanie. Tylko nie złość się, to piękności szkodzi.
Zaśmiałem się.
- Nie jesteś pierwszą osobą, która
mi to mówi. Pytaj.
- Co czujesz, gdy widzisz tą swoją
Annabell? - teraz to zacząłem się śmiać jak opętany. Czyżby
mój kolega miał coś wspólnego z panem D.? Dopiero po chwili
dotarł do mnie sens pytania.
- Annabeth. Czyżby Harry się
zakochał?
- Może. - widziałem, jak się
zarumienił. Jestem na 100% pewny, że mam rację.
- Znam ją?
- Być może.
Moje glony podpowiadany mi, że ją
znam. Zacząłem analizować jego zachowanie. Hmm. W obecności
dziewczyn zachowuje się normalnie...z wyjątkiem towarzystwa Iwony i Amelii. Na matmie siedzi z Amelią i zachowuje się normalnie. To
znaczy...
- IWONA!
- Gdzie, gdzie, gdzie? - zaczął się
rozglądać. Zaśmiałem się po raz... trzeci?
- Zakochałeś się w Iwonie!
- Nie!
- Ta. Już ci uwierzę. Przyznaj się,
Harry.
- Ech, no dobra. Zakochałem się w
niej.
- No to moje gratki! A wie?
- Jeszcze nie. Ty mi, chłopie nie
odwracaj uwagi od siebie. Lepiej powiedz, jak tam na urodzinach
"przyjaciółki".
- Było świetnie.
- Pocałowaliście się?
- Aż tak to widać? - tym razem Harry
wybuch śmiechem.
- Nie, zgadywałem. Gratuluję
pierwszego kroku. Ja spadam do siebie. Na razie.
- Ta cześć. Powodzenia!
Chwilę postałem przed blokiem, po
czym wszedłem do mieszkania.
- O mamo, już jesteś?
- Tak, wyszłam wcześniej z pracy. I
jak, wszystko uporządkowane? Przebierz się i chodź do salonu na
obiad.
Zaniosłem plecak do pokoju, ubrałem
jakieś ubrania i poszedłem do pokoju, gdzie czekał na mnie
posiłek.
- I jak, postanowiłeś coś?
- Aha, jak spotkam się z Ann, to muszę
ją poprosić o... kilka wykładów. Mamo?
- Tak, Percy?
- Będę mógł od środy pracować u
Ciebie?
Mama spojrzała na mnie ze zdziwieniem.
Uśmiechnęła się.
- Oczywiście, Percy.
- Dziękuję – wstałem i pocałowałem
mamę w policzek.
- Hej, uwaga! Bo będę zazdrosny –
usłyszałem głos mojego ojczyma.
Poszedłem do siebie. Zrobiłem lekcje,
trochę się pouczyłem. Tak mi minął czas aż do snu.
* * *
Znów budzę się zlany zimnym potem.
Ten sen wykończy mnie psychicznie. Od tygodnia to samo. Wstałem z
łóżka i poszedłem się umyć. Wrzuciłem książki i fartuch,
zjadłem śniadanie i wyszedłem do szkoły. Po 15 minutach byłem
już pod klasą. Zdziwiło mnie, że nie ma tu Harry'ego ani Amelii.
Iwony miało nie być do końca miesiąca – coś poważnego.
Wyciągnąłem telefon i napisałem do przyjaciół. Po minucie
dostałem wiadomość : Jestem u mamy w pracy. Przyjdę jutro.
Harry. A po chwili : Jestem
u lekarza. Przyjdę na angielski. Amelia.
Czyli zostaję sam? No trudno. Zadzwonił dzwonek, więc cała moja
klasa weszła do pomieszczenia. Zająłem ostatnią ławkę z
nadzieją, że nikt do mnie się nie przysiądzie. Dwie minuty po
dzwonku drzwi się otworzył i do klasy weszła Meghan. Klasowa
modnisia. Wysoka, czarne falowane włosy do pasa, zielone oczy i figura modelki. Tak wygląda. Miała na sobie ciemnozieloną bluzkę
z krótki rękawem oraz dekoltem, podkreślającym eee....to, czym
kobiety różnią się od mężczyzn. Do tego spódniczka krótsza,
niż połowa ud, srebrna biżuteria, mocny makijaż i buty na
koturnie. Moim skromnym zdaniem wyglądała jak, wyrażę się kulturalnie, kurtyzana lub (jak kto woli) panienka lekkich obyczajów.
Usiadła obok mnie i "przypadkowo" zrzuciła mój zeszyt.
Podniosłem go szubko.
- No, uczniowie. Dzisiaj wolna lekcja.
Róbcie, co chcecie... Oczywiście w granicach rozsądku.
Schowałem wszystko a wyciągnąłem
mitologię grecką. Chciałem chociaż troszeczkę dorównać Ann.
Jednak mój spokój nie był mi pisany.
- Jesteś Percy, prawda?
- E, no tak.
Usiadła przodem do mnie. Założyła
nogę na nogę, dłonie położyła na oparciu krzesła i pochyliła
się powiększając już i tak wielki dekolt.
- Lubisz pływać? - dobra, teraz to
mnie zdziwiła.
- A co?
- Bo, wiesz – zaczęła jeździć
palcem po moim torsie – jesteś taki umięśniony, że musisz coś
ćwiczyć. - Na mojego ojca, Posejdona. Niech ona da mi spokój!
- Co do pytania to tak, lubię pływać,
ale nie dla rzeźby, jak to określiłaś – ściągnąłem jej dłoń
i położyłem na oparciu krzesła – ale dla relaksu.
- Jesteś pierwszym chłopakiem, który
nie dba o rzeźbę. Masz dziewczynę?
- A co?
- Odpowiedz.
Czy mogę Ann nazwać swoją
dziewczyną? Praktycznie nie jesteśmy razem, a teoretycznie? Za dużo
myśli dla moich biednych glonów.
- Nie mam.
- Co się stresujesz? - położyła mi ręce ramionach i zaczęła masować. - Zdziwiłeś mnie tym.
- Czym?
Zaczęła szeptać do mojego ucha
uwodzicielsko.
- Tym, że taki przystojny i seksowny
chłopak jak ty nie ma dziewczyny. W tą sobotę moich rodziców nie
ma w domu. Będę sama. Może wpadniesz do mnie? Zabawimy się.
Otworzyłem szeroko oczy. Czy ona
właśnie... Czy to była aluzja do... Na bogów DLACZEGO JA! Na moje
szczęście zadzwonił dzwonek. Wstałem z krzesła i uśmiechnąłem
się niewinnie do Meghan.
- Niestety, ale jestem już umówiony.
Teraz się wkurzyła. Oj.
- Czy ty mi właśnie odmówiłeś?
- Nie, spóźniłaś się.
Zanim zdążyła cokolwiek
odpowiedzieć, wyszedłem z klasy. Pobiegłem pod dwudziestkę. Tam
czekała Amelia. Uf.
- Jak dobrze że jesteś.
- Mi też miło Cię widzieć. Coś się
stało?
- Hej. Meghan.
- Czyli?
Opowiedziałem jej wszystko, po czym
Amelia się zaśmiała.
- Co w tym śmiesznego?
- To, że wpadłeś największej modnisie w oko.
- CO!
- Ach, ci faceci. Meghan się w Tobie
ZAKOCHAŁA!
- Ale jak...Skąd...Skąd ty to wiesz?
- Uno – jej zachowanie. Dos – w
szatni przed wf, dziewczyny mówią o Tobie. Serio! Że chciałyby z
Tobą być, całować itd. Na co Meghan: "Od Percy'ego się
odwalić! PERCY JEST MÓJ" –
naśladowała jej głos. Śmialiśmy się dopóki nie zadzwonił
dzwonek.
- Mogę siedzieć z Tobą?
- No nie wiem. Nie chcę przeszkadzać
w Waszym romansowaniu.
- I ty, Brutusie, przeciwko mnie?! Nie
chcę z nią siedzieć! Nie chcę z nią rozmawiać! Nie chcę jej
widzieć! Ja jej NIE KOCHAM!
- Dobra, spokojnie, Persiu. Tylko się
droczyłam. Ostatnia ławka?
- Tak.
Angielski po japońsku - jako tako.
Odkąd uczy mnie mój ojczym, to ten język jest dla mnie prawie tak
prosty, jak grecki. No właśnie, prawie. Wszystko przez moją dysleksję. Oczywiście Paul zatrzymał nas na całej przerwie, więc
po dzwonku na lekcję wszyscy biegiem ruszyliśmy na salę
gimnastyczną lub basen. Dlaczego lub? Może to wyjaśnię. Otóż na
początku roku każdy dostał dla rodziców formularz. Było tam
między innymi takie zdanie : "......................(tu
wpisać imię i nazwisko dziecka) będzie uczęszczał/a podczas
zajęć wychowania fizycznego na salę gimnastyczną/ basen".
Jak myślicie, co wybrałem? Tak, wiem. Inteligentne pytanie. Ale
przypominam, że ja mam glony zamiast mózgu. Chyba odszedłem od
tematu. Tak więc faceci wybrali basen, a dziewczyny salę. I znowu
to, co było tydzień temu i dwa, i trzy, i cztery. Czyli –
przebranie się, przejście na basen (basen był naprzeciwko sali
gimnastycznej, więc mieliśmy jeden korytarz), pisk dziewczyn,
pływanie, trening do zawodów, przejście do szatni w towarzystwie
pisku i przebranie się. To jest irytujące. Czy one myślą, że
piszczeniem zwrócą moją uwagę? NIGDY. Moje serce jest zajęte.
Założyłem fartuch i udałem się pod salę 62 na chemię. O tak,
teraz się zabawimy. Po kilku minutach dołączyła do mnie Amelia.
- Percy, lepiej się przygotuj.
- Na co?
- Meghan ci tak łatwo nie odpuści.
Zaśmiałem się.
- Nie wejdzie do mojego serca.
- Ktoś je już ma?
- Tak.
- Mamy jakieś 20 minut do lekcji.
Opowiadaj. Czy ta dziewczyna to Twój diler?
- Raczej narkotyk.
Opowiedziałem jej o wszystkim. Ni
dobra, prawie. Pominąłem kilka faktów, a niektóre zmieniłem.
- Kiedy się z nią ostatni raz
widziałeś?
- Kilka tygodni temu, na jej
urodzinach.
- A potem chodziłeś bardzo
szczęśliwy?
- Dokładnie. Amelia, mam do Ciebie
takie pytanie.
- Słucham.
- Czy Iwona mówiła ci coś o Harrym?
- No wspominała, ze jest słodki,
ładny i że go ko... a co?
- No to mamy w klasie parę.
- Dlaczego tak uważasz?
Opowiedziałem moją rozmowę z Harrym.
Amelia spojrzała na mnie z błyskiem w oku.
- Percy, nie uważasz, że jako ich
przyjaciele, mamy obowiązek im pomóc?
- Czy myślisz o tym, o czym ja myślę?
- Chyba tak.
- Czyli bawimy się w swatkę. Mi pasi.
Tylko do czego zacząć?
- Chemia. Przecież od dziś ćwiczenia
wykonujemy w niezmiennych parach. A skoro nie ma naszych gołąbków,
to możemy robić razem, chyba że wolisz..
- SKOŃCZ Z MEGHAN!
Zaśmiała się. Na bogów, dlaczego
ja się nią tak przejmuję?
- Amelia, czy tylko mi się zdaje, że
wygląda jak kurtyzana?
- Też tak uważam. Jake i jego
przyjaciele też.
- Nie zdziwię się, jeśli zostanie
striptizerką.
Zaśmialiśmy się.
- Ja też. A skoro mówimy o przyszłości, to kim chciałbyś zostać?
Zastanowiłem się chwilę.
- Biologiem morskim. A ty?
- Lekarzem. Tak jak mój...ojciec –
ostatnie słowo wyszeptała.
- Pewnie jest z Ciebie dumny.
- Nie wiem. Opuścił nas, jak byłam
mała. To on mi dał na imię Amelia.
Przytuliłem ją. Wiem, jak to jest.
- Uśmiechnij się, Na pewno go jeszcze
spotkasz.
- Dziękuję.
- To co, idziemy na piękny przedmiot,
zwany chemia?
- Oczywiście. Ja...
- Ja siedzę przy oknie!
- Ech, no dobra.
Dzwonek i weszliśmy do sali.
- Witajcie, Ic. Zajęliście swoje
stanowiska? Posyłam listę, na którą wpisujecie swoje imiona i
nazwiska oraz numer stanowiska. Dzisiaj robimy reakcję na
wykrywanie...czegoś. Każda para dostanie trzy probówki z
substancją. W sprawozdaniu musicie mi napisać, co to jest i jak to
wykryliście. Jasne? To do dzieła!
Chwilę później dostaliśmy listę i
probówki z białym proszkiem.
- Podejrzewam, że to nie jest heroina
ani nic z tych rzeczy? - zaśmiałem się.
- Raczej nie.
- To co, zaczynamy od reakcji
ksantoproteinowej?
- To samo chciałam ci zaproponować! A
do drugiej wody i oranżu metylowego?
- A co z trzecią? Próba Trommera?
- Percy! Jesteś geniusz! Ja idę po
palnik, łapę, pipetę i kwas azotowy pięć, a ty weź wodę
destylowaną, oranż metylowy i siarczan sześć miedzi dwa. Tylko
uważaj!
- Jasne.
Przez kilka minut szukałem
odczynników. Gdy wreszcie je znalazłem, o mało ich nie wypuściłem.
Dlaczego? Meghan zaczęła mnie gonić w magazynie. Ona mnie
wykończy!. Jeśli kiedyś zobaczycie "Dlaczego ja? Czyli
trudne sprawy Perseusza Jacksona"
to będzie oznaczań, że wpadłem w depresję.
- Ta dziewczyna mnie wykończy.
- Nie jest tak źle. Podaj mi pipetę i
kwas.
Dodała kilka kropel do probówki
pierwszej. Czekaliśmy chyba z 12 minut i...nic.
- No dobra, nic białkowego to nie
jest.
- Zauważyłam, Percy. Wlej do drugiej
probówki wodę.
- Tak jest, kapitanie. Woda dodana!
Amelia dodała kilka kropel oranżu...
znów nic.
- Hmm, czyli to nie jest ani zasada,
ani kwas, ani nic białkowego.
- Próba?
- Próba.
Wyciągnąłem dłoń po niebieską substancję. Już chciałem wlewać, gdy rozległ się dzwonek.
- 10 minut przerwy!
Wziąłem śniadanie i wyszliśmy przed
salę.
- Percy, kto pisze sprawozdanie?
- Ty, ja mam dysleksję.
- Ja też.
- Ale masz ładniejsze pismo.
- Ech, no dobra. Smacznego.
- Dzięki. A jak tam ci się układa z
Jake'iem?
- Wspaniale! W sobotę obchodzimy
rocznicę.
- No to moje gratki.
- Ic, na lekcję zapraszam.
Zajęliśmy swoje stanowiska i znów
bawiliśmy się w odkrywców.
- No, panie Jackson. Mamy półtorej
godziny. Pozwalam ci wlać siarczan do probówki.
- Jesteś pewna?
- Nie, ale rób, póki się nie
rozmyślę.
Wlałem niebieską substancję do
probówki i i zacząłem ogrzewać w płomieniu palnika.
- Amelia, minęło już 20 minut, a z
tym nic się nie dzieje!
- Zaraz wyle...Percy, czekaj!
- Co?
- Kolor się zmienia! Z niebieskiego
robi się...
- Pomarańczowy!
Westchnęła głośno i mruknęła : mężczyźni.
- Przecież widać, że to nie jest
pomarańczowy, tylko CEGLASTO CZERWONY!
Włożyłem probówkę do stojaka i
podniosłem ręce.
- Dobra, wierzę ci. A teraz
sprawozdanie.
Kolejną godzinę pisaliśmy sprawozdanie. Co tak długo? To wina naszej dysleksji. W końcu
oddaliśmy je, a w zamian dostaliśmy kolejno probówkę z czymś
płynnym.
- Wlewamy kwasu azotowego?
- Jasne.
Wlałem kilka kropel , wstrząsnąłem
lekko i... rozległo się głośne BUM. W mojej ręce została
reszta dymiącej się probówki.
- Percy, nic ci nie jest?
- Chyba nie, pani profesor. Zaraz
posprzątam.
Nauczycielka weszła do gabinetu, a do
mnie podeszłą Amelia.
- Brawo, Perseuszu Jacksonie. Właśnie
wyprodukował pan nitroglicerynę. Albo, jak wolisz, środek dodawany
do dynamitów.
Resztę chemii upłynęło na sprzątaniu stanowiska. Dobra rada do wszystkich od wujka Percy'ego – nie
dodawajcie do gliceryny kwasu azotowego.
- To do jutra, Percy.
- Cześć!
Włożyłem słuchawki i w rytmie
F-F-F-Falling poszedłem do pracy mojej mamy. Pracuję u niej jako
sprzedawca przez 2 godziny. Właśnie miałem kończyć i zamykać,
gdy w drzwiach zobaczyłem:
- Siemasz Beckendorf. Jak tam zdrówko?
A Silena?
- Hejka. A jakoś żyję. Masz może
coś słodkiego? Silena potrzebuje. Ma kobiecą przypadłość.
- Czekaj, zaraz sprawdzę czy w cukierni znajdzie się coś słodkiego. Szarlotka?
- Daj dwa kawałki. Kończysz już?
- Tak. A co?
- Chyba potrzebujesz porozmawiać.
Zapłacił mi, a ja podałem mu
ciasto. Zamknąłem sklep i poszliśmy na Manhattan.
- Więc jaki masz problem?
- Zanim ci powiem, obiecaj, że nie
powiesz nic Silenie ani Annabeth. A w szczególności Ann.
- No dobra, ale o co chodzi?
Opowiedziałem mu o mim śnie i o
przemyśleniach. Przez przypadek wymsknęło mi się też o pocałunku
na urodzinach.
- Ale później będę mógł powiedzieć?
- Zobaczymy. Co zrobić?
- Po pierwsze – myślę, że masz
rację. Atak na obóz i na Ann plus Twój sen, to jest jakoś
połączone. A co do Ann to, chłopie, BIERZ SIĘ ZA NIĄ! Chyba, że
wolisz tą czarnowłosą...
- Ty też przeciwko mnie?
- Percy, widzę, jak ona patrzy na
Ciebie na przerwach, gdy rozmawiasz z tą brunetką. Gorzej, niż
meduza – zaśmialiśmy się. - Wiesz, że ta mała chciała mi
rozwalić związek z Sileną? Przystawiała się do mnie, a na oczach
Sileny pocałowała?
- Że co?! Nie żartuj. Ale jesteście
razem?
- Oczywiście. Powiem ci, ze nigdy nie widziałem jej tak wkurzonej. A jak Sileną ją wyzywała. Nie sadziłem, że zna takie słowa.
- Zależy jej na Tobie – powiedziałem z żalem.
- Jestem pewien, że Wszystko się
wyjaśni. A teraz muszę już uciekać. Dobra rada ode mnie - lepiej
nie każ kobiecie czekać, gdy ma TE dni. Narka.
- Dzięki. Pozdrów Silenę!
I zniknął. Wszedłem do mieszkania.,
przebrałem się. Zjadłem obiad i odrobiłem lekcje. Właśnie
robiłem zadanie z matmy z Pitagorasa, gdy przypomniały mi się
słowa Rachel :"Twierdzenie Pitagorasa problemem numer dwa
będzie". Właśnie,
Rachel! Wszedłem do łazienki i wytworzyłem tęczę. Wrzuciłem
złotą drachmę.
- O Irys, bogini tęczy. Przyjmij moją
ofiarę. Pokaż mi Rachel Dare.
Kilka sekund później w obłoku
zauważyłem moją rudą przyjaciółkę.
- Rachel! - zawołałem. Dziewczyna
odwróciła się od płótna.
- Percy! Jak dobrze Cię widzieć! Jak
ta czarno...
- Noe kończ, proszę. Przynajmniej ty.
Mam pytanie. Miałaś może wizje dotyczące Ann?
- Nie, a co?
Opowiedziałem jej mój sen. No
ominąłem pocałunek.
- Nie wiesz, co on może oznaczać?
- Niestety nie, ale moja intuicja
podpowiada mi, że wszystko się rozwiąże na obozie. Ale miałam
wizję dotyczącą Ciebie.
- Tak?
- Wkrótce poznasz kogoś, kto będzie
ci bliski. I jeszcze jedno, Percy. Nie poddawaj się!
Machnęła ręką i przerwała
połączenie, zostawiając mnie z pytaniem – o kim ona mówiła?
No, kochani. Nareszcie dodałam.
Przepraszam, że nie czytałam Waszych blogów, ale miałam tyle
nauki, że w weekend po prostu nie miałam sił. Przepraszam, że myśleliście, iż skończyłam bloga. Nie, ja go tam łatwo nie
oddam w sidła zapomnienia. I Jak, podobało się? To była ta milsza
ja. A teraz ta wściekła:
LUDU! CO WAM SIĘ STAŁO? DLACZEGO
USUWACIE I ZAWIESZACIE BLOGI!? OLU H. - DLACZEGO USUNĘŁAŚ BLOGA!
JERR – DLACZEGO ZAWIESZASZ! JA SIĘ TAK NIE BAWIĘ! Dobra,
przepraszam, ale teraz działam pod wpływem emocji. I znowu milsza
"ja" – mam nadzieję, Jerr, że wena przyjdzie. I
zawiesisz bloga na maksymalnie 2 tygodnie. Olu – mam nadzieję, że
założysz jeszcze raz bloga z przygodami Percy'ego.
PS.: Zapraszam do zakładek:D
Wasza
Rasmuska.
Ps2.: Mam nadzieję, że będzie dużo komci :D Starałam się
Ps3.: Idę świętować! 3 lutego 2013 roku minęło... dziesięć lato od wydania mojego ukochanego singla moich The Rasmus. Singiel zwie się "In the shadows". Aż łezka się w oku zakręciła.
Ps2.: Mam nadzieję, że będzie dużo komci :D Starałam się
Ps3.: Idę świętować! 3 lutego 2013 roku minęło... dziesięć lato od wydania mojego ukochanego singla moich The Rasmus. Singiel zwie się "In the shadows". Aż łezka się w oku zakręciła.